"𝕎𝕠𝕝ę 𝕟𝕒 𝕠𝕤𝕥𝕣𝕠"

247 23 0
                                    

— Jedziemy już jakieś dwie godziny! Mieliśmy jeść. Jeść, a nie urządzać sobie przejażdżki — zbulwersowałem się, bo teraz naprawdę zrobiłem się głodny. — Powiesz mi chociaż, gdzie mnie wywozisz?

Cały czas się uśmiechał i patrzył na drogę. Westchnąłem i zalogowałem się na ten portal, żeby sprawdzić, czy coś odpisał. Niestety nie. Niby nie powinno mnie to martwić, ale jednak... Moje rozmyślenia przerwał światowej sławy kierowca rajdowy, który tak gwałtownie zahamował, że gdybym nie miał zapiętych pasów, leżałbym z mózgiem walającym się na asfalcie. O ile w ogóle coś tam mam, skoro dałem mu się namówić na to wyjście.

— Przepraszam. — Uśmiechnął się nerwowo. — Już jesteśmy. — Wskazał na budynek przed nami. Posłałem mu niepewne spojrzenie. — No co? Podobno mają tu świetną chińską kuchnię.

— Jechaliśmy bite dwie godziny, żebyś zjadł sobie jakieś chińskie danie? — Spojrzał się na mnie z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy. — Panie Hong, czy nie ma pan czasem gorączki? — Przystawiłem mu dłoń do czoła, ale zaczął się odganiać. — A może te egzaminy wywołały jakiś lęk i od nich uciekasz? — zapytałem.

— Przestań — odparł i odpiął pas. — Idziemy.

Uśmiechnąłem się i poszedłem w jego ślady. Weszliśmy do restauracji i zajęliśmy pierwsze lepsze, wolne miejsce, bo prawdę mówiąc nie było ich za wiele. Zaczęliśmy przeglądać kartę, ale nie widziałem tam nic godnego większej uwagi.

— Wiesz, że tu...

— Patrz, lwie głowy. — Zmarszczyłem brwi. Zauważył to i zaczął tłumaczyć. — Pulpeciki mięsne, gotowane na parze z kapustą. A nie, czekaj, to są „chińskie” pulpeciki.

— Nie, żadnej kapusty — prychnąłem od razu i przeniosłem wzrok na otwartą stronę. — Chcę wieprzowinę na ostro.

— Ej... Czemu nie weźmiesz ze mną pulpecików? — zapytał z udawanym smutkiem.

— Bo wolę na ostro.

Podszedł kelner i dziwnie się na mnie spojrzał, ale zignorowałem to. Joshua złożył zamówienie, a ja zająłem się podziwianiem kwiatków, które stały pośrodku stolika w małym wazoniku.

— Nie chwaliłeś się nigdy jak wolisz, skąd mogłem wiedzieć? — Spojrzałem na niego ze wzrokiem wyrażającym wielkie nic i w tej samej chwili zaburczało mi w brzuchu. — Muszą się pospieszyć, bo zaraz mnie tu skonsumujesz. Na ostro — dodał i uśmiechnął się.

— Chodź no tu... — Przywołałem go gestem dłoni i nieznacznie przybliżyłem, ten zrobił to samo. — Tu się puknij — powiedziałem i pstryknąłem go z całej siły w ten głupi łeb.

— Au! Musiałeś? — zapytał, trzymając się za czoło. — Jak to w jakikolwiek sposób wpłynie, na mój wygląd i dziewczyny na uczelni będą się na mnie dziwnie patrzeć to pożałujesz.

— Nie bulwersuj się tak, gorzej raczej być nie może.

— Przecież jestem najprzystojniejszym studentem na roku, kto wie czy nie na wszystkich! I do tego mam maniery, nie to co niektórzy.

— Tak, dżentelmen z ciebie.

— No, a nie?

— A zapłacisz za mnie? — zapytałem i uśmiechnąłem się szeroko.

— A jesteśmy na randce? — odparł i pochylił się lekko w moją stronę.

— Nie, ale to ty mnie wyciągnąłeś z domu i wywiozłeś nie wiadomo gdzie.

Wyprostowałem się, a kelner w tym samym momencie podał nam zamówione jedzenie. Podziękowaliśmy i zacząłem jeść, bo mój żołądek się już powoli kurczył. Czułem to.

— Punkt dla ciebie. Mogę zapłacić. — Triumfalnie poprawiłem się na krześle i ze smakiem wsuwałem kolejne kęsy. Za darmo smakuje jeszcze lepiej. — Zaraz czkawki dostaniesz.

— Coś sugerujesz? — odezwałem się z pełnym ustami.

— Tak, że jesz jak prosiak. — Przestałem mielić i spojrzałem na niego. Zaśmiał się. — Żartuję, jedz.

Czasami zastanawiam się, czemu w ogóle się z nim przyjaźnię. Jest tyle ludzi na świecie, a mi trafił się taki Joshua. I wcale nie chodzi o to, żeby płacił za żarcie jak gdzieś wyjdziemy... Bo fakt, że odkąd ojciec mnie odciął od rodzinnego konta, to nie jest za wesoło, a to wszystko przez to, że wybrałem studia artystyczne, a nie medyczne, nie sprawia, że sobie nie radzę. Nie żyję pod mostem, ani na czyjś koszt, więc nie mogę narzekać.

Nawet nie zwróciłem uwagi, że się w niego wpatrywałem. Ocknąłem się i zauważyłem, jak zajada swoje „chińskie" pulpeciki. Uśmiechnąłem się na ten widok i odsuwając ryż na bok zacząłem dokańczać wieprzowinę. Nagle jego pałeczki znalazły się w moim talerzu. Spojrzałem na niego.

— Co? I tak nie jesz, ma się zmarnować? — powiedział i wsunął porcję nielubianego przeze mnie jedzenia do ust.

Usłyszałem dzwoneczek nad drzwiami, sygnalizujący, że przybył nowy klient. Automatycznie zwróciłem wzrok w tamtą stronę. Moje oczy otworzyły się szerzej, gdy zauważyłem chłopaka wyglądającego jak ten The8. Co więcej, przyszedł w czyimś towarzystwie. Ogarnąłem się i skupiłem na pochłanianiu posiłku, lecz trudno mi było nie patrzeć w ich stronę, bo usiedli przy stoliku, który znajdował się w zasięgu mojego wzroku.

— Shua... Gdzie jesteśmy? — zapytałem. — Chodzi mi o dzielnicę.

— Co? A, w Gangnam.

Zakrztusiłem się i ponownie spojrzałem w ich stronę. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że to mógłby być on, ale ile w Korei może mieszkać osób o takiej urodzie... Ba! Ile takich ludzi może być w jednym mieście, więc bardzo prawdopodobne, że to właśnie on. Chociaż praktycznie go nie znałem, coś jednak mnie uderzyło. Nie chciałem robić z tego wielkiego halo, ale jeszcze przed kilkoma godzinami pisał, że mógłby pójść ze mną na lunch, a teraz widzę go w restauracji z kimś innym.

Chcąc nie chcąc czasami na nich zerkałem. Wyglądało, jakby się dobrze bawili. W pewnym momencie wybuchnął śmiechem, a ja nie mogłem się powstrzymać, żeby na niego nie spojrzeć.

— Ziemia do Juna... Na co się tak patrzysz? — zapytał mój przyjaciel, okradając mnie z kolejnej porcji ryżu.

— Na nic.

— Widzę przecież. W dodatku myślisz... A to dość rzadkie zjawisko. — Uśmiechnął się, a ja posłałem mu gniewne spojrzenie. — No co?

— Nic, tylko powiedz, kto komu pomaga w nauce? — odparłem i wsunąłem do ust ostatni kawałek wieprzowiny.

— Zamilcz.

Zaśmiałem się, a mój wzrok znowu powędrował na chłopaków. Zamurowało mnie, gdy wyczytałem z ruchu warg, co powiedział temu drugiemu. Gapiłem się na nich z lekko rozwartymi ustami. Po chwili się zorientowałem i opanowałem. Policzki zaczęły mnie piec, chociaż nie powinny. Czemu tak reaguję... Nie chcę.

— Zjadłeś już? — zapytałem, opierając się na krześle. — Jedziemy?

— Tak, już... Co ci się tak spieszy? Dziś i tak się nie pouczymy, bo za późno — odparł. — Poza tym nie spałeś dobę, musisz to nadrobić.

Przytaknąłem jedynie wpatrując się w wazon stojący na stoliku i prosząc w myślach, żebyśmy stąd jak najszybciej wyszli. Chciałem być już w domu, a czeka mnie jeszcze dwugodzinna podróż.

Network Love | JunHao [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz