🥀~12~🥀

667 31 46
                                    

Pov. Werewolf Leon

Gdy się obudziłem, była 8 rano. W sumie mnie to nie dziwiło, po wczorajszych wydarzeniach nadal byłem zmęczony. Dopiero teraz zobaczyłem leżącego obok mnie Sandy'ego.

Nagle przypomniałem sobie, że dzisiaj są urodziny Jessie. Zacząłem panikować bo nie miałem dla niej prezentu,ale przypomniało mi się że impreza jest o 19, więc miałem czas. Postanowiłem nie budzić Sandusia, więc wstałem i ubrałem się w moją bluzę wilkołaka.

- Le...on.... Gdzie idz-iesz...?- usłyszałem za sobą.

Obróciłem się i zobaczyłem Sandy'ego siedzącego na materacu.

- wiesz... Dzisiaj są urodziny Jess a ja jej nic nie kupiłem... Więc teraz pójdę poszukać czegoś... - zacząłem.

- A-a mogę iść z tobą...?- zapytał cicho Sandy.

- Wolałbym gdybyś został... Nie chcę żeby coś ci się stało...-

- Ale jak zostawisz mnie samego z-z NIM to mi się właśnie coś stanie...- powiedział.
Zgadłem,że ma na myśli swojego sobowtóra. Nie chciałem go brać ze sobą z rana na miasto, ale też miałem wątpliwości co do tego żeby został. Mogłem na jeszcze jakiś czas uśpić klona, lub pójść z nim kiedy wstanie, nie podejrzewał by nic. Wybrałem tą drugą opcję, chociaż dość niechętnie, bo chciałem pójść z Sandym..

- wiesz co... Jeszcze na jakiś czas zostanę. A potem pójdę... Pasuje ci?- zapytałem siadając obok niego.

- yhm...- wyszeptał chłopak i przytulił się do mojego ramienia.

- Leon...-

- hm?-

- a mógłbyś mi dać jakieś ubrania....?

- jasne czekaj...-

Dałem Sandy'emu moją bluzę aka-rekina i  krótkie spodenki. Słodko wyglądał w moich ubraniach chociaż były na niego trochę za duże (✯ᴗ✯).

*Time skip godz.16*

W końcu poszedłem sam kupić prezent Jess. Wiedziałem że Jessie lubi zwierzęta, więc wziąłem dla niej katalog o psach i figurkę papużki ary która świeci w nocy na niebiesko-zielono.

Gdy wszedłem do sklepu zaczęło padać. Nie wziąłem parasola, więc po kupieniu prezentów przeczekałem pod daszkiem punktu z wózkami na zewnątrz.

Gdy wróciłem przestawało padać, ale nadal czułem ciężkie krople spadające na mój kaptur. Gdy już byłem przed moim domem, zobaczyłem siedzącego na schodach Sandy'ego. Miał zmoknięte włosy i trzymał się ręką za ramię.

- hej Sanduś, dlaczego siedzisz na dworze?- zapytałem Sandy'ego gdy podszedłem do niego.

-.... Klon mnie z domu wywalił... Siedzę tu od jakiejś godziny...- powiedział to nie podnosząc na mnie wzroku.
Wyjąłem z kieszeni zapasowe klucze i otworzyłem drzwi.

- choć mały...- powiedziałem wyciągając do niego rękę.

Sandy podniósł się i wszedł do środka.wszedlem za nim i zamknąłem drzwi.

- co ci się stało w ramie?- zapytałem.

Przez jakiś czas Sandy milczał, więc postanowiłem sam się tego dowiedzieć.

- Sanduś podnieś ręce -

- c-co....?-

- chcę zdjąć z ciebie tą bluzę.-

- a-ale... Ja nie chcę...-

- kiciu, widzę że ramię ci krwawi, a ja chcę wiedzieć dlaczego. Po prostu daj mi zaciągnąć z ciebie tą bluzę i tyle.- powiedziałem.

~Let Me Love You Please...~ (Night Sandy x Werewolf Leon)[END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz