Wiersz 3 - Ta białogłowa

30 8 4
                                    

Wiersz pisany o Prusach, ale dokładną interpretację shipu pozostawiam wam.

--------------------------------

Strata ukochanej - ach co za szkoda

Niech jej łzy będą dla ciebie przestrogą

Szukanie następnej - wspaniała przygoda

Przyjaciele w tym chętnie pomogą.

Bary, kluby, kobiety jak marzenie

Polejcie nam, piwa, whiskey, wina

Lecz nocą każde kolejne wspomnienie

O tamtej białogłowej ci przypomina.

Która odeszła od ciebie, znalazła innego

Czego nie dopuszcza honor twój

Majętnego, utalentowanego

Te myśli rujnują ci nastrój.

I tak z dnia na dzień w zastój popadasz

Z każdym dniem zamykasz się w sobie

Nie imprezujesz, przy ucztach nie siadasz

Nie myśląc, co towarzysze powiedzą o tobie.

W pewnym momencie nachodzą cię wątpliwości

Czyja tak naprawdę była to wina

Czyje złe słowo, czyj wybuch złości

Że odeszła od ciebie ta cudowna dziewczyna.

Jej wszystkie zalety wspominasz

Analizujesz ostatnie wypowiedziane słowa

Głupotę swoją długo wyklinasz

Dochodzisz do wniosku, że to była ta jedyna, wymarzona.

Zaczynasz snuć plan jej odzyskania

Nie zajmuje to długo, choć myśli nieposkładane

Masz dość swojego w niepewności czekania

Tylko jeszcze wszystkie szczegóły muszą być dopracowane.

Niebawem zbierasz się w końcu na odwagę

By wybrać się do niej, przeprosić, z kwiatami

Tym razem udaję ci się nawet zachować dostateczną powagę

Ruszasz drogą do jej domu za polami.

I wiedziony nadzieją wbiegasz na wzgórze

Rankiem, popołudniem lub chwilę po zmroku

W ręku trzymasz tulipany, może róże

Lecz przez to co widzisz, urywasz bieg w pół kroku.

W  cieniu drzewa siedzą bowiem

Ona i jej nowy ukochany

Okryci kwitnącym listowiem

W twym sercu otwierają się rany.

Coś mówi młodzieniec 

Panienka cicho chichocze

Jej twarz oblewa rumieniec 

Jednocześnie zaplata warkocze.

Z każdym słowem chylą się ku sobie

Dla twej nadziei nie ma ratunku

I myśląc, że jest ich tam tylko dwoje

Łącza usta w pocałunku. 

Kwiecie wypada ci z ręki 

Łzy wzrok przysnuwają 

Szczędząc dalszej udręki 

Nogi same do domu uciekają.

Wzdychasz, kręcisz głową

Po chacie bez celu się snujesz

Te czynności jednak w niczym nie pomogą

Więc na targ przybity wędrujesz.

Polną drogą, na rynek

Ktoś z naprzeciwka ku tobie zmierza

Nie zauważasz leżących skrzynek

Przywiezionych z pobliskiego spichlerza.

Potknięcie upadkiem skutkuje

Postać podbiega żwawo

- Dobrze się pan czuje?

Zaniepokojona pyta niemrawo.

Gdy wyostrza się wzrok przyćmiony

Zamierasz, gdy widzisz pannicę

Jej cudowną urodą otumaniony

Pomaga ci wstać i wygładzając spódnicę

Przedstawia się, cały czas twym stanem zaniepokojona

Zdradzasz jej swe imię i w dłoń szarmancko całujesz

Na to cofa rękę zarumieniona

Odprowadzenie jej do domu oferujesz.

O troskach swych zapominając

Idziecie w stronę jej chatki, blisko lasu

Obserwujecie ptaki na niebie, rozmawiając

I śmiejąc się radośnie od czasu do czasu.

Ta sytuacja coś ci przypomina

Coś takiego już kiedyś przeżyłeś 

Nie pamiętasz już że, choć pamięć to wyklina

Tamtą dziewczynę podobnie poznałeś.

I jak często się w życiu zdarza

Choć czasem gorzko smakuje

Historia nigdy się nie powtarza

Tylko rymuje.


Poezja najniższych lotów | Hetalia w liryceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz