Rozdział 15

326 24 18
                                    

Westchnął cicho, po czym przetarł oczy, zarzucił sobie nazbierany chrust na ramię i z głową pełną myśli ruszył w drogę powrotną do obozowiska.

- Jestem. - Rzucił cicho do Daniela, który uśmiechnął się do syna, nasypując owsa swojemu koniu. Ten najwyraźniej stwierdził, że ma go za mało, bo nagle szturchnął Daniela w rękę, na co mężczyzna zachwiał się, niechcący wysypując o wiele więcej owsa niż początkowo zamierzał.
- Bezczelne zwierzę. - Prychnął, kręcąc głową, na co Will zaśmiał się cicho.
- On też chce mieć coś do powiedzenia w kwestii swoich posiłków. - Skomentował, a Daniel parsknął.
- Żebym ja zaraz nie miał czegoś do powiedzenia, w kwestii naszych posiłków. - Zagroził, sugestywnie kładąc dłoń na rękojeści noża, a patrzący na to wszystko koń, jakby odczytując intencje swojego pana, spuścił łeb i zajął się skubaniem trawy, ignorując owies. 

Will zaśmiał się, układając drewno w niewielki stosik. Dobrze, że jego wierzchowiec nie odstawiał takich scen i pasł się spokojnie na krzakach niedaleko nich.
- Co za irytujący koń. - Prychnął Daniel, usiadając obok syna na trawie. - Czemu ja musiałem dostać takiego osła? - Dodał, na co Will zachichotał. Obejrzał się za swoim koniem, po czym zagwizdał cicho widząc, że ten nieświadomie zbytnio się oddalił. Konik uniósł łeb, zdziwiony spojrzał na swojego pana, po czym potruchtał do niego i potarł łbem jego ramię, domagając się pieszczot. 
Will uśmiechnął się i podrapał konia po głowie, na co ten parsknął zadowolony i przymknął oczy.
- Ja już nie wiem, to kwestia konia czy twojego podejścia. - Westchnął, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o drzewo za nim.
- Może i tego, i tego, co? - Zagaił chłopak, obserwując, jak płomienie powoli liżą drewno.
Daniel westchnął tylko, po czym rozejrzał się za swoim koniem.
Zagwizdał na niego, a ten po chwili przytruchtał do niego i również potarł łbem jego ramię. Daniel podrapał go po głowie, po czym wyjął jedno jabłko i podał je koniu. 
- Huragan, ty łasuchu... - Westchnął, kręcąc głową. - Czemu nie możesz być jak Tajfun? - Zapytał z pretensją w głosie, na co Will zmierzył spojrzeniem oba konie. Huragan był potężnym, muskularnym rumakiem. Był szary, z jaśniejszymi pasami na ciele i jasnoszarymi oczami, natomiast Tajfun był ciemnoszary, z czarnymi pręgami i czarnymi oczami.
- Bez przesady, nie jest aż tak źle. - Westchnął Will, wrzucając do ognia parę patyków. 
- No, mhm. - Prychnął Daniel.

- Skoczę po jakieś mięso. - Oznajmił nagle Will. - Ileż można jeść suszoną wołowinę? - Zapytał, krzywiąc się lekko.
- Właśnie, Willu. - Zaczął szybko Daniel. - Udało mi się złowić rybę, zapomniałem ci o niej powiedzieć. - Przyznał, przeczesując włosy palcami.
- Tato no! - Zawył Will. 
- Tak, wiem, wiem. - Daniel przewrócił oczami, po czym poczochrał syna po głowie i zaśmiał się, widząc jego rozeźloną minę.
- Aż dziwne, że ani Smoke, ani Niko ci nie przypomnieli. - Powiedział, delikatnie przekrzywiając głowę.
- Mhm... - Mruknął mężczyzna, po czym aż się wyprostował. - Willu?
- Tak?
- Gdzie są Smoke i Niko? - Zapytał, a Will dopiero wtedy zorientował się, że od pewnego czasu nie widział ani jednego orła. 

Chłopak rozejrzał się wokół, po czym wzruszył ramionami i zagwizdał głośno. Gdy po chwili nadal nic się nie stało, zaczęli ich szukać. 

- Tato, chodź tu. - Zaśmiał się Will po jakichś 5 minutach poszukiwań. 
- Masz ich? - Zapytał Daniel, podchodząc do syna. Nic ani nikt nie był w stanie przygotować go na to, co zobaczył. Ptaki leżały na grzbietach, z rozłożonymi skrzydłami, z ich dziobów uciekał cichy pisk, a wokół nich porozwalane były resztki jakichś myszy.
Daniel i Will zaczęli się śmiać, po czym wzięli je delikatnie na ręce, a następnie położyli obok siebie, koło ogniska, aby orły mogły się ogrzać. 
Will szybko ściągnął skórę z ryby, po czym podzielił ją na dwie, równe części i położył na trawie zaraz obok dziobów Nika i Smoke'a.
Wyciągnął ości z ryby, a mięso natarł przyprawami i posypał posiekaną cebulką, po czym owinął je w wilgotną korę i położył na ogniu. 
Już po chwili polana wypełniła się zapachem pieczone ryby, a Daniel przełknął ślinę, która napłynęła mu do ust i poczuł, jak jego żołądek skręca się na sam zapach.
- Nienawidzę, jak gotujesz, bo zmieniam się w dziką bestię. - Przyznał cicho, na co Will zaśmiał się. - Naprawdę nic ci to nie robi?! - Zawył zrozpaczony, a jego syn parsknął śmiechem.
- Nie, wcale. - Odparł rozbawiony chłopak, słysząc w tle ciche piszczenie. - Cześć, fajnie się spało? - Zapytał ze śmiechem, gdy Smoke usiadł mu na ramieniu, ziewając, i półprzytomnie patrząc na otaczającą go roślinność. - Tam masz skórę z ryby. - Powiedział, wskazując ptaku kierunek, a ten jakby od razu się rozbudził, i wręcz rzucił na resztki leżące na trawie.
- Zmieniam zdanie, te ptaki są bardziej drapieżne ode mnie. - Przyznał mężczyzna patrząc, jak przyjaciel jego syna w zawrotnym tempie pożera resztki ryby. 
- Albo po prostu bardzo lubią ryby. - Will wzruszył ramionami, po czym spojrzał w niebo. Uśmiechnął się do siebie, wyciągając parę ziemniaków, po czym wziął patyk i rozgarnął trochę ognisko, wrzucając w popiół ziemniaki, a następnie je nim przykrywając. 
Kątem oka dostrzegł szklące się oczy jego ojca i zaśmiał się perliście widząc jego wygłodniały wzrok.
- Zaraz będzie gotowe, spokojnie. - Powiedział ze śmiechem, klepiąc Daniela w ramię.
- Łatwo ci mówić. - Burknął mężczyzna, na co Will pokręcił głową ze śmiechem. Czasami miał wrażenie, że coś zamieniło ich ciałami. Jego ojciec był czasami bardziej dziecinny niż on sam, co było dość rzadko spotykane. 

Po około pół godzinie delikatnie odsunął korę patykiem, a w jego nos uderzył zapach pieczonego mięsa.
Gdzieś obok słyszał burczenie dobiegające z żołądka jego ojca, na co zaśmiał się głośno, ostrożnie wyciągając rybę z ognia, po chwili wygrzebując upieczone ziemniaki z popiołu.
Wyjął dwa talerze i położył je obok siebie, po czym ukroił kawałek ryby i położył go na pierwszym talerzu, dokładając do niego trochę ziemniaków i upieczonej cebuli. Zastanowił się chwilę, po czym sięgnął do sakiewki i wyciągnął z niej odrobinę chrzanu. Starł go na drobno i posypał nim rybę, od razu czując jego ostry zapach leniwie mieszający się z wonią pieczonych ziemniaków i ryby.  

***

KOCHAM JAK WILL GOTUJE, OK?!

Idealne #1000 słów xD
Wow, dzisiaj był pracowity dzień XD
Rozdział do ,,Ucieczki", ,,Niezwyciężonych" i ,,Łowcy" w jeden dzień! Coś jest nie tak!

Do przeczytania,
- HareHeart. 

    

Łowca {Zwiadowcy Fanfiction}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz