Epilog

256 24 27
                                    

Rozdział dedykuję moim wspaniałym czytelnikom <3 ;*

Duncan wraz z Cassandrą i zwiadowcami stanęli na piaszczystym brzegu zatoki. Z daleka widzieli statek Skandian.

>>----->

Statek zgrabnie wysunął się na piasek. Skandianie opuścili pomost, po czym zaczęli schodzić na ląd. Utworzyli średniej wielkości grupkę na której czele stanął Erak. 
Halt zauważył, że nad statkiem latają dwa orły i uśmiechnął się lekko.

- Gratuluję wygranej z Temudżeinami. - Zaczął Duncan, wychodząc na przeciw oberjarlowi i uśmiechnął się do niego. Wyciągnął do niego dłoń i zmieszał się, gdy Skandianin jej nie uścisnął. Uniósł lekko głowę i spojrzał w oczy królowi, po czym znowu ją opuścił i odsunął się na bok.

Duncan zauważył, że Skandianie uformowali okrąg. Zajrzał do środka i momentalnie cały pobladł. 

W środku okręgu dwóch wojowników układało na piasku dwa ciała. 

- Nie dla wszystkich wojna była wygrana. - Mruknął Erak. 
Zwiadowcy i księżniczka poszli za królem. Halt, Gilan i Crowley zbledli jeszcze bardziej niż władca, a Cassandra zasłoniła usta dłonią.

- Jak zginęli? - Zapytał pusto Duncan. 
- Od noży. - Odparł mu medyk. - Starszy dostał raz, a drugi dwa. - Dodał.

Halt kucnął przy starszym Łowcy. Obaj byli bez swoich zwyczajnych strojów. Mieli na sobie tylko dolne części. Te górne zastępowały bandaże rozciągnięte na ich bladych piersiach. Halt zamknął oczy. Nie mógł patrzeć na swojego wybawcę. To oni powinni tam jechać i to oni powinni zginąć... Przeniósł wzrok na twarz drugiego. Przecież chłopak był taki młody... Miał całe życie przed sobą. Jak oni mogli go zabić?

Niko i Smoke usiedli na piersiach swoich właścicieli. Duncan kucnął i wyciągnął rękę, by dotknąć bandaża, którym owinięty był Will. W tej chwili Smoke pisnął głośno, rozłożył skrzydła i z nienawiścią w oczach spojrzał na Duncana. Gdy ten wyciągnął rękę, ptak zaatakował go. Król odsunął się od ciała. 
Niko też wyglądał na gotowego do ataku. Rozglądał się po zebranych, a gdy ktoś wykonał jakiś ruch syczał cicho.

Duncan zastanawiał się, jak może rozwiązać problem orłów, gdy stało się coś niespodziewanego.

Znikąd wyskoczył pies i skoczył na ciało starszego Łowcy. Kłapnął zębami w stronę orła, ale ten zdążył uciec. Nagle drugi pies wskoczył na ciało Willa, żeby również zaatakować ptaka lecz i ten zdążył wzbić się w powietrze.
Łowcy jak na komendę odwrócili na brzuch i zanieśli się kaszlem.

Reszta chwilę przetwarzała, co się właśnie stało, a potem rzucili im się na pomoc. Halt zgarnął Willa na kolana i przyłożył mu manierkę z wodą do ust, by ten mógł się napić.
- Powoli. - Przestrzegł go, szeroko się uśmiechając. Było to do niego niepodobne, ale nic nie mógł poradzić na radość, jaka rozpierała go wewnętrznie.
Duncan trzymał drugą manierkę i dawał się napić starszemu Łowcy. 

Gdy skończyli obaj padli na ziemię. Daniel wyciągnął ręce i przygarnął do siebie syna, mocno go tuląc.
- Obiecałem... - Wyszeptał. Will syknął na ból w piersi, ale łzy naleciały mu do oczu gdy zorientował się, o co chodzi jego ojcu. - Obiecałem... - Sapnął, gdy i jemu ból dał się we znaki.

Leżeli tak na piasku, wtuleni w siebie, nie zwracając uwagi na nic dookoła.

Wypełnili swoją misję. Wrócili do domu. 

***

Proszę mnie nie zabijać.

Raczej nie planuję drugiego tomu, ale kto wie.

Daniel gdy mówił, że ,,obiecał" chodziło o tą obietnicę, gdzie mówił, że wrócą do domu. I misja na końcu rozdziału też była o tym, żeby wrócili do domu ;)

Dziękuję Wam bardzo za to, że byliście ze mną podczas trwania tej historii.

Równocześnie ogłaszam, że w czasie, gdy publikuję to, na moim profilu można już znaleźć ,,Czarną Gwiazdę", którą mam nadzieję przyjmiecie równie ciepło.

Do przeczytania w następnych książkach,
- HareHeart


Łowca {Zwiadowcy Fanfiction}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz