Nie polecam czytać ludzią, którzy nie lubią scen gdzie ktoś się okalecza. Miłego czytania tym co zostali. Prosze o wytykanie mi błędów, bo ten rozdział nie przechodził korekty. Oraz tak, ta piosenka jest z fnaf'a. Wiem, że mamy 2020 rok.
Nie wróciłem do dormitorium. Nie chciałem tam wracać. Przynajmniej jak na razie. Puki mogłem to znów poszedłem do parku. Mój nowy nabytek miałem w kieszeni. Była zawinięta w cienki papier, ale nie wyglądało, że mogłaby wypaść albo rozerwać opakowanie. Ręce miałem schowane w kieszenie od spodni. Niby każdy pierdoli jakie to niebezpieczne, że tak nie wolno, ale i tak większość społeczeństwa tak robi. Żaden bachor nie przestrzega takiej prostej zasady, a ja do takich bachorów należę.
Po raz kolejny usiadłem, tym razem na ławce niedaleko jeziora. Mogłem tak obserwować inne istoty. Większość to jakieś pary lub Omegi z dziećmi. No właśnie... Ten bachor we mnie. Ciekawe czy zaszkodzi mu, lub jej, to co chcę zrobić. Spytałbym się lekarza, ale on by się mnie zapytał po co mi taka wiedza. Nie potrzebuje kolejnych kłopotów u prawie nie znajomych.
Z moich rozmyśleni wyrwało mnie uderzenie o tafle wody. Jedyne co zobaczyłem to tonący kamień w jeziorze. Na brzegu zauważyłem dzieciaka. Wyglądał na kogoś o rok albo dwa starszego ode mnie. Ubrany był w czarne ciuchy. Na głowie miał kaptur. Przez dłuższy moment gapił się w ciecz, ale w końcu spojrzał na mnie. Jego cera była blada, a oczy miał podkrążone. Włosy były koloru białego, za to ślepia niebieskie. Na początku pomyślałem, że to ja, ale koleś był zdecydowanie za wysoki.
Wskazał on na jezioro i zaczął poruszać ustami, ale nie wydobył się żaden dźwięk z jego ust. Wiatr, który był lekki całkowicie zniknął. Nieznajomy wskazał na mnie, a ja usłyszałem ciche "będziesz następny". W tym momencie mężczyzna zniknął, a ja straciłem chęci do przebywania w parku. Wstałem szybko z ławki, potem udałem się do wyjścia. Nie miałem celu by gdzieś iść. Gdy tylko wyszedłem z miejsca publicznego, zerwał się straszny wiatr. Zmuszony byłem do potuptania do miejsca gdzie aktualnie muszę mieszkać.
Dotarłem przed budynek, do którego zmierzałem. Coś mi mówiło bym tam nie szedł, ale było to daleko i ledwo słyszalne, a na pierwszy plan wkroczyła moja Omega, która kazała mi wam wejść. Nie miałem sił by się sprzeciwiać, więc wykonałem jej rozkaz. Wszedłem do pokoju najciszej jak umiałem. O dziwo Alfy nie było w pokoju. Przynajmniej ja miałem takie wrażenie i nie wyczułem jego świeżego zapachu, więc albo miałem racje albo mój węch się zjebał.
Na całe szczęście była to opcja pierwsza. Aaron widocznie poszedł porozmawiać z kimś, a nie samotnie siedzieć w pokoju. Jak dla mnie to tylko lepiej. Mimo to dalej czułem się okropnie. Nie powinienem go uderzać. Tak samo wcześniej nie wypadało go bić w mordę, ale sam się o to prosił. Nic nie poradzę, że mnie wkurwia. Czasami mu się bardzo należy, ale dzisiaj chciał się upewnić, że wszystko ze mną okej... Jestem okropnym chłopakiem...
Poszedłem do łazienki. Zamknąłem się w niej na klucz, by przypadkiem nikt mi nie wszedł. Podwinąłem rękaw od bluzy i bluzki. Spojrzałem na mój lewy nadgarstek. Prawą ręką sięgnąłem do kieszeni spodni. Wyjąłem z papierka żyletkę. czułem jak moje serce przyśpiesza. Mimo wszystko bałem się coś sobie zrobić, ale każdy ma to na co zasługuje. Spojrzałem na ostrze. Trzymałem je delikatnie w obawie, że pokaleczę swoją rękę od środka dłoni. To na pewno nie byłoby przyjemne. Przy każdym zgięciu dłoni zadawać sobie ból, nie za dobry scenariusz.
Żyletkę przyłożyłem do nadgarstka. Przejechałem nią po skórze. Nie zabolało jakoś bardzo, a z rany nie wypłynęło dużo krwi, było jej mało.
Zrobiłem drugię cięcie, mocniej, tym razem pijawiło się więcej cieczy o kolorze szkarłatnym. Nie wiedziałem czemu, ale na mojej zjebanej twarzy pojawił się uśmiech. Odłożyłem na chwilę ostrze i papierem starłem czerwony płyn, potem znów złapałem ostry przedniot.
Po dwóch minutach skończyłem, bo usłyszałem pukanie do drzwi. Potem słyszałem dwa głosy, Aarona i jedenego z nauczycieli. Chciałem jak najszybciej wyjść, ale pierw musiałem zająć się moją skaleczoną ręką.
Z podręcznej apteczki wyjąłem czysty gazik i przyłożyłem do miejsca gdzie były rany. Usłyszałem pukanie do drzwi do pomieszczenia, w którym byłem. Trochę spanikowany owinąłem rękę i gazik bandarzem. Ubrałem rękawiczki sięgające aż do łokcia. Naciągnąłem rękaw, całe szczęście za duża bluza pomogła mi w dodatkowym zasłonięciu całości. Ostrze schowałem do opakowania, sprzątnąłem apteczkę i odłożyłem ją na miejsce. Otworzyłem drzwi, a moim oczą ukazał się Alfa, który wyglądał jakby na mnie czekał. Znowu poczułem się okropnie.
CZYTASZ
Mój pierwszy raz
FanfictionMiko Smith to szesnastolatek, który uczęszcza do drugiej klasy liceum. Do jego klasy dołącza Aaron Clause, który nie zdał do klasy trzeciej. Alfa ten bawi się uczuciami młodszego. Nic z tego dobrego nie wynika... #69 miejsce w kategorii gej 29.03.20...