- a ja nawet mam pomysł jak - powiedziała z szyderczym uśmiechem.
PoV Eyeless Jack
Po cichaczu dowiedziałem się co nieco o nowym. Gdzie ma pokój, kiedy ma treningi i takie tam. Zajęło mi to naprawdę krótko, bo tylko kilka minut podsłuchiwałem Tobiego. A teraz własnie Jacob miał z nim trening. Czekałem aktualnie na Araney przed jej pokojem.
- hej - powiedziała dziewczyna wychodząc z pomieszczenia.
- heja. Masz go? - zapytałem.
- oczywiście - odpowiedziała i podała mi malutki mikrofon, a z jej pokoju wyszedł mały Dodger oraz Tabasco.
- super. To idziemy - powiedziałem. Kierowaliśmy się na dwór gdzie odbywały się treningi. Normalnie mieszkańcy rezy nie zamykają swoich pokoi na klucz, ale on robi to nałogowo,a klucz nosi wszędzie ze sobą. Kiedy byliśmy już koło nich Araney wydała rozkaz Tabasco. Pies od razu rzucił się na blondyna - Dodger. Szukaj - powiedziałem kiedy byliśmy kolo ławki z jego rzeczami. Araney podbiegła do Jacoba.
- przepraszam - powiedziała zakłopotana - jest nieufny wobec obcych - w tym czasie Dodger znalazł klucz - choć Tabasco - jednak pies nie słuchał, a wręcz zachowywał się bardziej agresywnie. Blondyn leżał na ziemi przygnieciony przez psa, - Tabasco. Zostaw - powiedziała nieco głośniej. Tym razem pies wrócił do właścicielki, jednak nie spuszczał wzroku z nowego. Pogłaskałem Dodgera mówiąc: "dobry piesek" i przykleiłem mikrofon do telefonu Jacoba w miejscu gdzie znajdowały się głośniki. ten mikrofon jest naprawdę mały. nie powinien się zorientować - to jest Tabasco - przedstawiła psa.
- cześć mały - powiedział i zbliżył gwałtownie rękę do psa i chyba za szybko - Aaaa! - blondyn zawył z bólu i złapał się za rękę - kurwa! - jedyne co można było uwarzyć to to, że chłopakowi zostały 2 palce. uśmiechnąłem się na ten widok.
- o jeju... nic Ci nie jest? - powiedziała dziewczyna z udawaną troska.
- nic mi nie jest?! Ten kundel odgryzł mi właśnie pół dłoni! - wydarł się, a pies na słowo „kundel" zawarczał na niego.
~ co tu się dzieje?! ~ znikąd pojawił się Slender. Nie długo zajęło mu skojarzenie faktów - Fire dog i Jacob. Do mnie w tej chwili - powiedział tym razem spokojnie. Nie wiele myśląc zawołałem Dodgera i dopiero teraz zauważyłem że bluza blondyna zwisająca z ławki była mokra i nieco żółta. Zaśmiałem się i pochwaliłem małego psiaka.
~ time skip ~
Siedzieliśmy razem z Tobym pod drzwiami operatora. Nagle drzwi się uchyliły, a jako pierwsza wyszła podku*wiona Araney. Nieco później wyszedł Jacob z szyderczym uśmiechem. Nie wiele myśląc zapukałem w otwarte drzwi.
~tak o co chodzi? ~ zabrzmiał głos w mojej głowie.
- chciałbym porozmawiać - powiedziałem.
~ dobrze, wejdź~ zamknąłem drzwi ~ więc o co chodzi?
- o nowego. Nie widzisz że jest jakiś dziwny? Czemu nie zajrzysz mu do czachy i go nie sprawdzisz?! - powiedziałem w furii. Kiedy doszło do mnie jak się zachowałem uspokoiłem się i zacząłem tym razem spokojnie - wybacz moje zachowanie, ale on nigdy nie zabił człowieka.
~ostatnio używam dość dużo energii do teleportacji na konsultacje z moimi braćmi, więc aktualnie mam ograniczone umiejętności. I szczerze przyznam że też mi coś z początku nie pasowało w nim ~ przerwał na chwile po czym wstał ~ daje wam wolna rękę na sprawdzenie go, tylko dyskretnie. Możesz już iść.
- dziękuje - rzuciłem po czym opuściłem gabinet i udałem się od razu do Araney i o dziwo zastałem z nią Jane - Operator powiedział że możemy go sprawdzić - powiedziałem do brunetki siedzącej na łóżku.
- czyli że możemy kontynuować nasz plan? - zapytała, a ja tylko skinąłem głowa.
- O! a mogę z wami? - zapytała czarno włosa.
- ona jest z nami. też nie trawi typa - powiedziała Ar z uśmiechem na twarzy.
- wylał! Mi! Kaweee! - wydarła się robiąc przerwę po każdym słowie.
- Cholera jasna! - usłyszeliśmy z korytarza, a później ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedz otworzył je - no proszę. Widzę że ekipa w komplecie - był to Jacob z zabandażowaną ręką. Przyznam że cieszył mnie ten widok - I jeszcze więcej pchlarzy . Japie*dole - powiedział na co Turbo szczekną na niego - wiem że maczaliście w tym palce! Oddawać go! - rozkazał blondyn.
- ale co? - zapytała Jane.
- klucz ku*wa!
- jaki klucz? Typie zestresowałeś mi Tabasco przez co mam problemy, wpie*dalasz mi się do pokoju bez zaproszenia i...
- i wylewasz mi kawę łajdaku! - dokończyła za Ar Jane.
- oddajcie mi klucz albo...
- albo co? Psa mi zabijesz? - powiedziała przez zaciśnięte zęby z pogardą brunetka.
- zapłacicie mi za to. Już za niedługo - powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami.
- dobrze... ale najpierw zginiesz - powiedziała już bardziej do siebie uśmiechnięta brunetka.
~ time skip- dzień później ~
Wstałem rano żeby upewnić się czy wszystko jest na pewno gotowe. Postanowiłem dzisiaj nie zawracać sobie głowy Jacobem. Zszedłem schodami na dół i wszedłem na wielką hale. Po lewej stronie były takie jakby malutkie pokoje, ale nie były one do końca zamknięte. Miały 3 ściany które nie dosięgały do sufitu. Wszystkie były wyłożone poduszkami. Było ich sporo mogłoby być tu więcej niż 4 psy. Był też jeden nieco większy pokoik niż pozostałe. Były w nim worki z karma i kranik na wodę. Przy ścianach gdzie były okna stały miski. po prawej stronie było pusto, a jeszcze dalej był mały tor przeszkód. kiedy wszystko sprawdziłem poszedłem sprowadzić wszystkich do tej wielkiej hali. mówiąc wszystkich mam na myśli tych co brali w tym udział. czyli: Jeffa, Tobiego, Hoodiego, nawet Ben się jakoś przyczynił i o dziwo przyszedł też Slenderman. Jane poszła po Araney, a kiedy już weszły i Jane odsłoniła jej oczy.
-niespodzianka! Wszystkiego najlepszego! - krzyknęliśmy wszyscy naraz.
~time skip~
Wszyscy się już rozeszli. Na hali zostaliśmy tylko ja, Araney i Jane.
-Wow. dalej nie wierze że wy to tak dla mnie... - nie dokończyła, bo Jane jej przerwała.
- już dosyć tego niedowierzania. Zwykłe dziękuje wystarczy.
-dziękuje - powiedziała z tym swoim promiennym wyrazem twarzy - a może pójdę po psy?
- jasne! idę z tobą!- krzyknęła Jane i poszła za brunetka. A ja pomyślałem że zanim przyjdą to może nasypie psom karmy do misek i dam wody. tak też zrobiłem.
- a wiec psiara ma dzisiaj urodziny? - usłyszałem kiedy napełniałem kolejną miskę wodą.
- po coś tu przylazł? - zapytałem obojętnie. jak na szpiega czuł się pewnie w rezydencji. Zbyt pewnie.
- pomyślałem że mogę coś dla niej zrobić... na przykład odwdzięczyć się za rękę albo... - nie dokończył, bo przerwała mu moja pięść która zetknęła się z jego twarzą.
- posłuchaj mnie teraz uważnie - powiedziałem chwytając go za kołnierz buzy. uniosłem go nieco ponad ziemie i walnąłem go o ścianę - jeśli coś jej zrobisz, albo jej psom to gorzko tego pożałujesz! i stracisz coś więcej niż połowę dłoni! czaisz?!
""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""
siemka czesc! Jak sie podobal rozdzial? kogos jeszcze tak wkurzaja aktualnie komary jak mnie? xDDD
CZYTASZ
~ Creepypasta~ Wierna jak pies *poprawiane*
Horror15-letnia Araney jest zwykłą dziewczyną która kocha psy. pewnego dnia jej ukochany blackie zginą, a dziewczyna trafiła do jednej wielkiej rodzinki morderców... Ale czy na długo? Zapraszam na czytanie żeby się dowiedzieć. Miłego czytania. I za błedy...