Oznajmiam tylko ze w tym rozdziale sa drastyczne zeczy. Chociaz to juz sami ocencie czy drastyczne. Wiec osoby o slabych nerwach, moze lepiej zeby nieczytaly. Kiedy zacznie sie taka scena bedzie komunikat. Milego czytania ^^
""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""Siedziałam pod drzewem rozmyślając. Tym razem bez psów. Poprosiłam Jane żeby ich popilnowała. Postanowiłam odwiedzić mój stary dom. Nie żebym tęskniła. Choć nigdy nie było jakoś źle. Matka umarła kiedy się urodziłam. Z ojcem nigdy jakoś dobrze się nie dogadywałam, ale nigdy nie był dla mnie zły. Zastanawia mnie co się teraz tam dzieje. Byłam już prawie pod domem. Światło świeciło się w salonie i w kuchni. Podeszłam pod sam dom. W salonie na stole stały 2 butelki po whisky i 3 po wódce, na podłodze walały się puszki piwa, telewizor był włączony, a on sam leżał na kanapie i spal. Nie było mi go bardzo żal. W końcu nigdy żadna więź emocjonalna nas nie łączyła, tyle co mieszkaliśmy razem i był moim ojcem. To tyle. Postanowiłam zajrzeć do swojego pokoju. I nie... Nie weszłam oknem. Jak cywilizowany człowiek weszłam frontowymi drzwiami. Pewnie i tak nie usłyszy. Wyłączyłam telewizor i pogasiłam światła. Weszłam schodami na piętro i skierowałam się w prawo, nacisnęłam klamkę i weszłam do swojego dawnego pokoju.
Wszystko było na miejscu. Ba nawet kurz. Zakładam że ojciec tu nie zaglądał. Proxy przy mojej przeprowadzce do Rezydencji wzięli tylko te najważniejsze rzeczy i te które Slenderman uznał za stosowne. Aż dziwne że dopiero teraz zachciało mi się tu przyjść. Szkoda że nie wzięli tych dwóch zdjęć, które stały na komodzie. Na jednym była mama, a na drugim ja z Blacky'm. Uśmiechnęłam się na jego widok. Zabrałam je i schowałam do plecaka który, wzięłam ze sobą na własnie takie wszelkie wypadki. Na biurku stał nawet laptop. Jego też wzięłam razem z ładowarką. Usiadłam na łóżku i rozmyślałam o dawnym życiu.
Nie mogę powiedzieć że było źle. Było raczej przeciętnie. W szkole było tak jak jest w rezydencji. Ja szara myszka której nikt nie zauważa i jedna przyjaciółka. To nie była jakaś super przyjaźń. Ale lubiłyśmy się. Iris... No tak. Zajrzę do niej jutro. Może się uda. Postanowiłam już wracać. Wyszłam tak samo jak weszłam, założyłam kaptur i skierowałam się do lasu.
- ej ty - usłyszałam za sobą kiedy byłam już na chodniku po drugiej stronie. Zignorowałam to ale szłam chodnikiem żeby nie było. Jest po 23 i dziwne że ktoś idzie o tej porze do lasu na grzyby - ty w kapturze! - krzykną nieco głośniej męski głos. przyspieszyłam kroku a ręka wylądowała odruchowo w kieszeni bluzy na rączce scyzoryka. Zaczął biec w moja stronę. - tak ty - odwróciłam się i to był mój błąd, bo dostałam z pięści w twarz, a później w brzuch. Wylądowałam na ziemi, kaptur ściągnął (?) mi się z głowy. Przymrużyłam oczy, bo światło z latarni padało prosto na moją twarz. Usłyszałam dźwięk jakby tłuczonego szkła. Od razu zrozumiałam że ramki ze zdjęciami w moim plecaku były potłuczone. - o ku*wa! To ty! Ta co zaginęła. HA! Ale mam farta. Dziewczyno, wiesz ile za Cienie dają? - śmiał się, a ja w głowie miałam tylko to co znajdowało się w plecaku, a raczej tego resztki. Tam było wszystko co miałam z dawnego życia! Szarpną mną co zmusiło mnie do wstania - no a teraz idziemy! - rozkazał.
- zapłacisz mi za to sz*aciarzu - Powiedziałam pól szeptem.
- co ty tam mruczysz? Nie gadaj tylko chodź!
- Pie*dol się! - wyrwałam rękę z jego uścisku wysunęłam nożyk ze scyzoryka i wbiłam mu go nieco poniżej kolana w lewą nogę, a później walnęłam go raczka mojego narzędzia w głowę, przez co stracił przytomność. Postanowiłam wziąć go do lasu zanim któryś z sąsiadów wyjdzie. Przecież ten zjeb tak się darł że nawet Bena by obudził, a ten to ma w h*j twardy sen.
Po kilku dziesięciu minutach, albo może nawet po godzinie, zaciągnęłam tego gnojka nie daleko rezydencji pod jakieś drzewo. Uznałam że raczej się nie obudzi, a nawet jeśli to daleko nie ucieknie. Pobiegłam do szopy która stała dość blisko rezydencji. Wzięłam stamtąd liny, nożyczki, gwoździe i inne narzędzia tortur. Kiedy wróciłam przywiązałam typa do drzewa i czekałam aż się obudzi. Trwało to tyle że już przysypiałam. Spojrzałam na telefon. Wyświetlał 3.46.
- no japie*dole ile można?! Zaraz słonce wyjdzie! - krzyknęłam. I w tym monecie coś zamruczał - eh - westchnęłam i wzięłam butelkę wody po czym wylałam na niego całą jej zawartość.
- kurwa! Co jest?! - krzyknął.
- no ja pitole. W końcu!
- co to ma być!? Jakiś głupi dowcip? Gdzie jest kamera?
- nie ma żadnej kamery... no chyba że Hoodie gdzieś się tu kręci. No to co... zaczynamy zabawę? - zapytałam jakby to miało być coś miłego. W sumie to dla mnie będzie.
- jaka zabawę?!co ty chcesz... - przerwałam mu.
~~ ❗️‼️Tu się zaczyna ta "drastyczność"‼️❗️~~
- ciiiiii... dowiesz się w swoim czasie. - wyciągnęłam z plecaka malutki drewniany patyczek niczym wykałaczka - no daj rączkę - Typek nie reagował - daj rękę, a nic Ci się może nie stanie- dalej nic. Wepchałam mu patyczek prosto w lewe oko. Jego błąd, bo oko miał zamknięte i przebiłam mu powiekę. Facet zawył z bólu. - to dasz tą rękę?! - no proszę... zadziałało.
Z plecaka wyjęłam drugi taki patyczek i młotek. Patyczek dałam miedzy opuszek małego palca, a paznokieć, a młotkiem powoli wbijałam go. Zrobiłam tak z obydwiema rękami. Następnie wzięłam kombinerki i zaczęłam wyrywać mu zęby. Gwóźdź wbiłam do prawego ucha. I trochę się namęczyłam, ale koniec końców wyrwałam mu tą prawą nogę. Słońce już świeciło.
- no... a teraz wisienka na torcie - powiedziałam ucieszona. Z plecaka wyjęłam pobite szkło z ramek - wiesz co to jest? - mężczyzna popatrzył na mnie zmęczonym okiem - to jest coś przez co znalazłeś się w tej sytuacji. Kiedy mnie zaczepiłeś w plecaku miałam zdjęcia w ramkach, które się rozbiły przez pewnego sku*wysyna - rzuciłam kawałkiem szkła które wbiło się w jego policzek - ale spokojnie... mam tego więcej - wzięłam kolejny i wbiłam mu go w rękę i przeciągnęłam nim jak nożykiem po kartonie po całej długości reki. Wiedząc że za niedługo odejdzie z tego świata, więc postanowiłam wykonać ostatni krok. Do gęby wsadziłam mu kawałek szkła - pogryź ładnie. Za mamusie - powiedziałam udając troskę, ale ten dalej trzymał to szkło w otwartym ryju - gryź mówię! - krzyknęłam na co facet nie pewnie zaczął mlaskać - bardzo ładnie - uśmiechnęłam się - a teraz połknij! - posłusznie wykonał.
~~❗️‼️A tu się kończy xD‼️❗️~~
Ja tylko uśmiechnęłam się, wzięłam rzeczy i poszłam w stronę rezydencji. Rake... możesz go zjeść.
"""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""
Siemka czesc!
Jak wam sie podobalo? To pierwsze lepiej opisane morderstwo naszej glownej bohaterki... w koncu xD i az 1100 slow... yay!
Do nastepnego baj baj
CZYTASZ
~ Creepypasta~ Wierna jak pies *poprawiane*
Horror15-letnia Araney jest zwykłą dziewczyną która kocha psy. pewnego dnia jej ukochany blackie zginą, a dziewczyna trafiła do jednej wielkiej rodzinki morderców... Ale czy na długo? Zapraszam na czytanie żeby się dowiedzieć. Miłego czytania. I za błedy...