- em... ehehe- zaśmiałam się nerwowo. Zastanawiałam się co mu powiedzieć. Po chwili się odezwałam - nie możesz wejść, bo mam bajzel w pokoju! ehe tak.
- noooo dooobraaaaa. Jakaś dziwna jesteś, ale okejjjj - odpowiedział z podejrzeniami Jack - a moż...- nie dokończył, bo mu przerwałam.
- no to cześć!- krzyknęłam i zamknęłam drzwi.
-"ufff. Było blisko"- pomyślałam.
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał 8.16. Szlag. Nie zdążę go wykąpać. Trudno. Zrobię to po śniadaniu, ale najpierw wezmę go na sikuska (XDDD). Tylko jak się przecisnąć przez salon pełen Creepypast? hmmmm... Chwila, przecież oni i tak nie zwracają na mnie uwagi. Wystarczy że go zakryję sobą.
Wychyliłam głowę powoli z pokoju. Czysto. Wyszłam razem z Tabasco. Kiedy zeszłam na dół zastałam tam nie typową sytuację, która mi pomoże. Mianowicie. Ben, Jeff, Clocky, Eyeless, Jane, i Sally byli w jadalni i o coś się kłócili. Po cichaczu otworzyłam drzwi i wyszłam.
Tabasco sobie latał jakby się czymś naćpał. Ciekawe ile ma lat. Wpadłam na pewien pomysł. Jutro pójdę z nim do weterynarza i kupie potrzebne rzeczy. Takie jak obroża, smycz itp. Spojrzałam na telefon, 8.42.
- Tabasco, chodź!- krzyknęłam i zagwizdałam na co o dziwo zareagował.
~POD REZYDENCJĄ~
Zajrzałam przez drzwi, a tam dalej trwa kłótnia. Tak samo jak wyszłam tak weszłam.
-"8.57. Lece"- pomyślałam, aleee znowu pukanie do drzwi. Szybko otworzyłam drzwi, wyszłam, zakluczyłam drzwi i wzięłam klucz.
- o to ty Jane, hej - przywitałam dziewczynę.
- hej. Jack mówił że jesteś jakaś dziwna. I miał racje. Od kiedy zamykasz drzwi na klucz? - zapytała czarno włosa.
- Aaaa jakoś tak... idziemy jeść?
- Jasne, chodź.
~ W JADALNI~
Usiadłam tam gdzie zwykle, ale zaraz obok mnie zamiast Jane, siedział Helenka.
- ej co jest, przecież widzę - szepną do mnie Jack.
- wszystko okej, naprawdę- uspokoiłam chłopaka.
Hmmm.... jak tu przemycić jedzenie? Kieszenie! Wzięłam chleb, pasztet i połączyłam (XD). Na szczęście była to kieszeń bez przegródki.
~PO ŚNIADANIU~
Wparowałam do pokoju, jak zwykle porządek. Bez plamy. Dałam Tabasco wcześniej zrobione kanapki. Dobra, teraz ta mniej przyjemna rzecz. Wzięłam z szafy jakieś chuchy, których i tak nie nosze i poszłam z nimi do łazienki.( jakby co to mają osobiste) Kiedy Tabasco skończył jeść zawołałam go do łazienki... Wszedł... Teraz pod prysznic. Niestety zaczął skamleć. Chyba nie jest zwolennikiem wody. Zaczęłam go uspokajać, mówić że to nic takiego. Zachowywał się tak jakby mnie rozumiał. Później samodzielnie wszedł pod prysznic. Weszłam razem z nim i ochlapałam go w miarę ciepłą wodą.
- dobry Tabasco- usłyszałam pukanie do drzwi.
- hej Ar to ja Jane- szybko puściłam wodę z powrotem - emm... dlaczego bierzesz prysznic w dzień?
- A co nie można? Miałam po prostu ochotę- odpowiedziałam.
- ok to ja przyjdę później.
Uff poszła. O nie. nie mam szamponu dla psów. Chwila... Z Blacky'ego powinnam mieć. Poszłam szybko po szampon. Był w komodzie. Wróciłam do łazienki i zaczęłam go myć.
~KILKA NAŚCIE MINUT PÓŹNIEJ~
Zanim go wytarłam, zaczł się trzepać (no wiecie o co chodzi xDDD). Cała łazienka była ochlapana. Otworzyłam drzwi żeby go wypuścić. Ale to co zobaczyłam a raczej kogo za nimi zwaliło mnie z nóg.
- emmm hejka... hehe... he... he...
CZYTASZ
~ Creepypasta~ Wierna jak pies *poprawiane*
Horor15-letnia Araney jest zwykłą dziewczyną która kocha psy. pewnego dnia jej ukochany blackie zginą, a dziewczyna trafiła do jednej wielkiej rodzinki morderców... Ale czy na długo? Zapraszam na czytanie żeby się dowiedzieć. Miłego czytania. I za błedy...