-Wybaczam... Ale nigdy więcej nie zabijaj mi żadnego psa- powiedziałam groźnym głosem.
-Obiecuje- powiedział z ręką na sercu, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Podeszłam do uwiązanego na łańcuchu psiaka, ściągnęłam mu... obrożą tego nie można było nazwać to również był łańcuch, a na szyi miał rany.
-biedaczek...- mruknęłam pod nosem biorąc psa na ręce. Był mały, bo sięgał mi do połowy łydek, miał szarą sierść w brązowe plamki.
-lepiej się stąd wynośmy- powiedział ściszonym głosem Jack, na co ja kiwnęłam głową. Wyszliśmy tym razem furtką żeby nie rzucać się w oczy i weszliśmy z powrotem do lasu. Biegliśmy jeszcze chwile- czekaj! - momentalnie się zatrzymałam i popatrzyłam na Jacka - chodź tędy.
-ale stary szpital psychiatryczny jest w tą stronę! - powiedziałam trochę zdezorientowana.
- wiem, ale mam coś lepszego - powiedział i zaczął biec w zupełnie inną, nie znaną prze ze mnie część lasu. Ruszyłam za nim wraz z psami.
-co masz na myśli? - zapytałam.
-zobaczysz- odparł. Biegliśmy tak z 15 min aż w końcu - ta da!- moim oczom ukazała się mała, przytulna, drewniana chatka.
- wow... - tylko to potrafiłam wykrztusić.
-podoba się?. to chatka w której mieszkałem jeszcze przed tym kiedy Slenderman zaprosił mnie do rezydencji. Możesz zostać tu ile tylko chcesz - powiedział otwierając drzwi, a w środku stała Jane! - Jane? co ty tu robisz?!
- Jane!!! - krzyknęłam uradowana, postawiłam piesa na ziemi, podbiegłam do dziewczyny i uścisnęłam ją.
-cześć Ar, ciebie też miło widzieć- powiedziała równie ucieszona - Jack... Slender się o ciebie martwi. Dobrze wiesz że przebywanie poza rezydencją przez ponad 24h, bez jego wiedzy kończą się wielkimi poszukiwaniami. Zrobił wyjątek, ale lepiej wracaj - powiedziała z pełną powagą do Bezokiego.
-masz racje... Wrócę tu jutro... - zaczął biec w stronę rezydencji, ale jeszcze się zatrzymał - a no tak.. w środku czeka na ciebie prezent!... Jane ci wyjaśni! - krzykną w naszą stronę i pobiegł dalej.
-jaki prezent? - zapytałam Jane trochę zdezorientowana.
-chodź do środka- tak właśnie zrobiłam razem z Tabasco, Orzeszkiem i nowym psiakiem. Weszłyśmy do kuchni... - ech to nie był dobry pomysł samego go tu zostawiać - mruknęła Jane. Na stole stała miska z ciastkami i wafelkami które jadł właśnie ogromny pies. Przypomina Doga Niemieckiego był cały czarny.
-to jest ten prezent?- zapytałam oszołomiona.
- tak... podoba się?
-nie...
.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.'.
cześć... znowu wróciłam... XD... Widzę że wattpad zrobił mi jakąś śmieszną korektę w książce... już się biorę za poprawianie poprawek... XD. Jak tam wakacje???
CZYTASZ
~ Creepypasta~ Wierna jak pies *poprawiane*
Horor15-letnia Araney jest zwykłą dziewczyną która kocha psy. pewnego dnia jej ukochany blackie zginą, a dziewczyna trafiła do jednej wielkiej rodzinki morderców... Ale czy na długo? Zapraszam na czytanie żeby się dowiedzieć. Miłego czytania. I za błedy...