8. idziesz na tą imprezę?

162 4 1
                                    


- dzień dobry- powiedziałam z uśmiechem.

To była naprawdę ładna poczekalnia. W której nikogo nie było, o dziwo. Były wielkie okna biuro za którym ktoś siedział.

- dzień dobry- odpowiedział wysoki szczupły mężczyzna. Raczej przyjazny- W czym mogę pomóc? - Zapytał bacznie mi się przyglądając.

-chciałaby się dowiedzieć czegoś o tym psie.

-tak więc nie jest pani?

-znalazłam go w ...mieście. Wyglądał na przybłędę- powiedziałam w mieście, bo gdybym powiedziała że w lesie to było by zbyt podejrzane.

-dobrze... wygląda mi na dobermana... ale czy rasowego? Będę musiał pobrać krew do badań (nwm jak się określa rasę psa)- powiedział oglądając go- proszę go przytrzymać- niemal natychmiast wykonałam  rozkaz. Mężczyzna wziął do ręki igłę i wbił prosto w skórę Tabasco... a ten nawet nie drgną.

- wyniki badań powinny być za tydzień- odpowiedział weterynarz chowając próbkę krwi psa.

-można kupić tu jakieś akcesoria dla psów typu obroża?

-tak oczywiście, tam jest sklepik- pokazał na przejście obok biurka. Weszłam do niego było tam praktycznie wszystko czego mi trzeba. Wzięłam zieloną obroże czarne szelki i również czarną linkę (smycz), kaganiec tak na wszelki wypadek i metalową "rękawice" na całe przedramię. podeszłam do kasy.

-38.92- powiedział mężczyzna. zapłaciłam - pani wybaczy, ale chyba panią kojarzę. Była pani może kiedyś w Gazecie?

-Przykro mi. Ale wątpię że gdzieś mnie pan widział. Nigdy nie było o mnie wzmianki w żadnej gazecie. Dziękuje. Do widzenia- powiedziałam po czym wyszłam z budynku.

- i co?- zapytał Jack.

- mam to czego chciałam. A teraz lepiej już chodźmy.

- a wiesz coś na temat jego rasy?

-pobrał mu krew, za jakiś tydzień będą wyniki, ale nie wiem czy tu wrócę.

- czemu?

- Rozpoznał mnie.

~ Pod Rezydencją~

- Okej... jak wejdziemy?!- zapytałam kiedy przez okna zobaczyłam że jest impreza w salonie.

- nikt ci nie mówił o tylnym wejściu? zapytał zdziwiony Jack.

- ŻE CO PROSZĘ??!!!!!- krzyknęłam.

-eeeee... 

- prowadź!!!- rozkazałam...

Brunet zaprowadził mnie na tył budynku było takie zejście na duł, a na końcu drzwi.

-tam jest taka w ciul duża hala. Przez nią wejdziemy prosto do starej garderoby. Później już tylko na dół i do twojego pokoju- poszliśmy tak jak powiedział. Na szczęście nikogo nie spotkaliśmy.

- idziesz na tą imprezę?- zapytał Jack.

- Nie wiem, ale chyba nie- odpowiedziałam... była 21.

- ok jak chcesz.. No to cześć- powiedział po czym wyszedł. Założyłam Tabasco obroże i wyciągnęłam metalowe coś na przedramię.

PoV Toby

Siedziałem sobie na kanapie pijąc oranżadę i wcinając gofry, kiedy zobaczyłem Bezokiego Jacka siadającego koło mnie.

- hej co tam?- zadałem pytanie do siedzącego obok.

- hej, nic- odpowiedział, rozglądnąłem się i zauważyłem że nie ma Ar... 

- widziałeś Araney?

- E... nie - odpowiedział. Wstałem i zacząłem iść w kierunku schodów.

- gdzie idziesz? - zapytał Jack.

- Do jej pokoju. Trochę ją po wkurzam.

- nie masz po co... nie ma jej tam- Jack próbował mnie powstrzymać, ale ja. Ja się nie poddałem i dalej dzielnie pokonywałem kolejne stopnie schodów! (xD). A ten dalej coś gadał. Kiedy byliśmy już pod pokojem Ar wparowałem z buta. A ten widok. To było takie drastyczne. Jakiś pies gryzł Ar... Zaniemówiłem.







~ Creepypasta~ Wierna jak pies *poprawiane*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz