Drzwi do pokoju się uchyliły. Staną nich wielki, bo na jakieś 3 metry wysokości, mężczyzna. Miał na sobie czarny garniak, czerwony krawat i nie miał twarzy. przywarłam do ściany i stałam jak wryta.
- nie bój się mnie dziecko- usłyszałam od tego.. - jestem Slenderman - jakby mi czytał w myślach... - no bo czytam- okejjj... to było dziwne - tak więc, masz bardzo duży wybór. - jaki wybór???!!! - albo zostajesz z nami, albo cię zabijemy - nagle wchodzi do pokoju jakiś koleś w białej masce z czarnymi ustami, oczami.
- jest za słaba na zabijanie, zginie- odezwał się w białej masce.
- czyli będę musiała zabijać?!- wręcz krzyknęłam.
- tak, giniesz?- zapytał Slender, jakby już mnie zabił.
- dziękuję, ale nie skorzystam. Zostaje- nawet nie wiem co właśnie powiedziałam. I choć nie było tego widać to byłam pewna że byli zaskoczeni moja decyzja.
- Super! Ja jestem Toby - zaczął ten w goglach - to jest Masky, ale możesz mówić mu wieczny gbur - wskazał chłopaka w białej masce - a ten tu w żółtej bluzie to Hoodie- dokończył.
-chodź za mną pokaże ci twój pokój- usłyszałam, ale chłopaki chyba nie, bo nawet nie drgnęli. Spojrzałam na Slendera, machał do mnie ręką żebym za nim szła. Tak też zrobiłam.
Szliśmy przez dłuuuugi korytarz w którym było sporo kolorowych drzwi. Dotarliśmy do zwykłych drewnianych drzwi, na których wisiała nie wielka srebrna blaszka. Zanim weszliśmy na tej blaszce pojawił się jakiś napis. Mianowicie "Fire dog".
- To twoja nowa ksywka. Będziesz się nią posługiwać w terenie - otworzył drzwi przede mną - a to twój nowy pokój - powiedział po czym ujrzałam...
Piękny pokój. Ściany w kolorze morskim i szarym, białe biurko, wielka szafa, łóżko i komoda
-O...M...G- tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
- cieszę się że ci się podoba. Czuj się jak u siebie. O 19 jest kolacja, zejdź na dół do jadalni- oznajmił mi Slen...- a i mów mi papa- przerwał w myślach.
- dobrze- odpowiedziałam mu, po czym wyszedł i zostawił mnie samą w moim nowiutkim pokoju.
Usiadłam na łóżku. Szybko zerwałam się z niego i otworzyłam szafę, później zajrzałam do komody i... nie. nie! ... Wszyściutkie moje rzeczy już tu są!!
-cześć, jestem Jane. Jane the killer. Ty jesteś ta nowa. Eee... Hmmm...- z tego podekscytowania nie zauważyłam że ktoś wszedł. Już miałam jej pomóc w dokończeniu zdania, ale... - nie!! Nic nie mów, przypomnę sobie!- miała czarne włosy, czarną sukienkę, i maskę podobną do tej, który miał wieczny gbu... e. znaczy Masky. Dziewczyna główkowała ile się da, ale nadal nie wiedziała jak się nazywam.
- masz na drzwiach- oznajmiłam.
- A no tak- odpowiedziała, po czym wyjrzała na drzwi od zewnątrz- Fire dog? Trochę dziwne- ostatnie zdanie wymamrotała bardziej do siebie. Spojrzałam na telefon... 19.03.
- jest już po 19 - wypadłam z pokoju jak strzała... Ale chwila... - Jane gdzie są schody?- spytałam dziewczynę, która szła za mną.
- chodź ze mną- i tak właśnie zrobiłam.
~W JADALNI~
Zeszłyśmy z Jane do jadalni, a tam sporo dość dziwnie ubranych i wyglądających ludzi. Jeden miał niebieską maskę z czarnymi "dziurami" na oczy z których wydobywała się czarna ciecz. Inny.. Chwila.. Czy to nie?...
- Jane? Ty masz sobowtóra chłopaka?- zapytałam czarnowłosą wskazując na czarnowłosego, z wyciętym uśmiechem chłopaka.
- Nie, on był pierwszy. Ja jestem jego żeńską kopią. to Jeff the killer. odpowiedziała dziewczyna - ten tu to Ben - wskazała niskiego elfa ubranego na zielono, z oczu ciekła mu.. Krew?! - Ta z zegarkiem w oku to Clockwork. A tą trójkę pewnie już poznałaś... Masky, Hoodie i Toby to Proxy. I tak dalej. Resztę poznasz w swoim czasie. Po prostu mi się nie chce wymieniać.
Wszyscy siedzieli przy stole. Ja siadłam obok Jane i tego w niebieskiej masce. Slen.. znaczy Papa wstał i zaczął delikatnie bić łyżeczką o filiżankę. Jednak wciąż trwały rozmowy. Czułam na sobie wzrok kilku osób i dialogi typu "Znasz ją?" albo " Kto to jest?" czy "mogę ją zabić?". Na to ostatnie trochę się wzdrygnęłam. Papa nie wytrzymał i zaczął walić łyżeczką o filiżankę, aż ta nie pękła. Nareszcie spokój. Ale nie na długo.
-Dziękuje. Mam wam do przedstawienia, nową Creepypaste.- odezwał się Papa. - Araney wstań proszę- posłusznie wstałam - to jest Araney, jej ksywka to Fire dog. Proxy po kolacji proszeni są do mojego gabinetu. Dziękuję, smacznego. - skończył papa.
-hej jestem Eyeless Jack.
CZYTASZ
~ Creepypasta~ Wierna jak pies *poprawiane*
Horror15-letnia Araney jest zwykłą dziewczyną która kocha psy. pewnego dnia jej ukochany blackie zginą, a dziewczyna trafiła do jednej wielkiej rodzinki morderców... Ale czy na długo? Zapraszam na czytanie żeby się dowiedzieć. Miłego czytania. I za błedy...