Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo nudno, a jedyną ekscytującą rzeczą wydawało się wyjście po kawę i coś słodkiego do kawiarni na końcu ulicy. Oczywiście mogli kupić coś w automacie, na jednym z pięter wytwórni, ale cały zespół miał dość batonów i małych chipsów, dlatego jeden z nich szedł do sklepu i kupował każdemu coś na co miał ochotę. Czasami chodzili w więcej osób, ale tym razem było wyjątkowo ciepło i chłopakom nie chciało się wychodzić z chłodzonego budynku, na duszne i zatłoczone ulice Sydney, więc gdy tylko ogłoszono przerwę, Luke, Michael i Calum rzucili się na wygodne kanapy, zajmując całe miejsce. Ashton, próbował jeszcze wywalczyć kawałek wygodnej poduchy, ale nie udało mu się.
— Weź dla mnie ciasto marchewkowe! — krzyknął Calum, patrząc na ekran telefonu.
— A ja chcę babeczkę czekoladową. — dodał od siebie Luke, przepychając się jeszcze z Michaelem.
— Ja poproszę kanapkę. — powiedział również Michael, przytrzymując rękę Hemmingsa.
Ashton westchnął po czym ruszył w kierunku wyjścia z wytwórni. Sprawdził jeszcze czy ma w kieszeni spodni ma portfel i pchnął szklane drzwi. Natychmiast buchnęło na niego gorące i ciężkie powietrze oraz hałas ulicy. Założył okulary przeciwsłoneczne, które miał zawieszone na koszulce i ruszył przed siebie. Ludzie chodzili praktycznie we wszystkie strony, chodź nie było ich dużo, tak samo jak samochodów. Irwin idąc przed siebie zupełnie nie spodziewał się tego, co właśnie zobaczy. Jakaś siła wyższa albo zbieg okoliczności, kazał mu spojrzeć na drugą stronę ulicy i dostrzegł dziewczynę, która praktycznie nie wyróżniała się z tłumu. Miała długie ciemne włosy, okulary przeciwsłoneczne, była ubrana w białe spodenki i luźną czarną koszulkę oraz na ramieniu miała przewieszoną małą torebkę i wszystko wydawałoby się normalnie, gdyby nie biała długa laska, którą dziewczyna trzymała w ręku. W momencie, gdy Ashton spojrzał w jej stronę, ktoś na nią wpadł. Mężczyzna kopnął jej laskę, po czym uderzył w nią barkiem. Dziewczyna zupełnie nie spodziewając się takiej sytuacji wypuściła rączkę i upadła na chodnik. Mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi i szedł dalej. Nie myśląc praktycznie o niczym, napędzany impulsem, Ashton przebiegł przez ulicę podchodząc do dziewczyny.
—Hej. Wszystko w porządku? — zapytał od razu podchodząc do dziewczyny i chwytając ją pod ramię, aby pomóc wstać.
— Tak, dziękuję. — odpowiedziała naturalnie słodkim głosem, co bardzo zaskoczyło Irwina.
Blondyn, nadal trzymając dziewczynę, schylił się i zabrał z chodnika połamaną laskę, podając ją szatynce.
— Złamała się. — powiedział Ashton, gdy dziewczyna, trzymała rękojeść.
— Nie szkodzi. — zaśmiała się cicho. — Nie raz musiałam sobie bez niej radzić.
— Mogę ci pomóc. — zaproponował od razu Ashton, a na twarz dziewczyny wpłynął uroczy uśmiech. — Wydaje, mi się, że idziemy w tym samym kierunku.
— Naprawdę mógłbyś? — szatynka zacisnęła małe dłonie na jego ramieniu, podekscytowana.
— Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. — uśmiechnął się, po czym zdał sobie sprawę, że dziewczyna nie mogła tego dostrzec.
— Szłam właśnie do piekarni. Tutaj niedaleko. — powiedziała patrząc przed siebie, po czym podała laskę Irwinowi. — Mógłbyś ją wyrzucić, przy najbliższym koszu?
— Nie ma sprawy. — zabrał przedmiot od dziewczyny. — Często zdarzają ci się takie sytuacje?
— Czasami. — westchnęła obejmując dodatkowo drugą ręką przedramię Ashtona i ruszyli przed siebie. — Ludzie przeważnie nie zwracają na mnie uwagi i się odsuwają, żebym mogła przejść. Kilka razy się zdarzyło, że ktoś pomógł mi przejść po pasach. — Ashton spojrzał na profil dziewczyny, która co chwilę mrugała, zupełnie jakby normalnie widziała, chodź od czasu do czasu poruszała oczami w różnych kierunkach. — Poza tym, nie znam twojego imienia. Jestem Talia.
— Ashton. — po raz kolejny się uśmiechnął. — Uważaj, zaraz będzie nierówny chodnik. — powiedział od razu przytrzymując mocniej Talię.
— Dziękuję ci, Ashton. — odparła, gdy minęli nierówność. — Tak ogólnie, że mi pomagasz.
— Przecież to żaden problem. — zaśmiał się. — To normalne, że się pomaga.
— To chyba dla nielicznych. Większość ludzi w tych czasach woli przejść obojętnie, widząc ludzką krzywdę. — mówiła, a Ashton zdał sobie sprawę, że mógłby jej słuchać godzinami. — Dzięki ludziom, takim jak ty. Dzięki ludziom ze szlachetnym sercem odzyskuję wiarę, że w głębi każdego z nas jest dobroć.
— Nie wydaje mi się, że mam szlachetne serce... — zaśmiał się.
— Ależ oczywiście, że masz i nie wątp w to. — oburzyła się dziewczyna, po czym zatrzymali się przy przejściu dla pieszych. — Nigdy w siebie nie wątp, nie ważne co robisz, Ashton. — po raz kolejny słysząc swoje imię, czuł się zupełnie inaczej niż zawsze; jego imię tak idelanie brzmiało w jej ustach. — Najgorsze jest zwątpienie w siebie. Wiem z własnego doświadczenia. Choćby całe życie ci się waliło, uwierz w siebie, a dasz sobie ze wszystkim radę.
— Niesamowite. — odpowiedział jej, przechodząc przez jezdnię. — Nie spotkałem, żadnej osoby, która by tak mądrze mówiła.
— Za to ja słyszę to cały czas. — zaśmiała się Talia. — Mówię co uważam i to co mi bardzo pomogło w moim, w co prawda dość krótkim, życiu. Nie dostrzegam co w moich słowach jest tak niesamowitego i odkrywczego, ale miło słyszeć, że ludzie lubią ze mną rozmawiać, mimo, że jestem straszną gadułą. Ohh i widzisz, praktycznie nie dopuszczam cię do słowa.
— Nie szkodzi. Miło czasem jest posłuchać kogoś inteligentnego. — mówił chłopak, dostrzegając szyld piekarni. — Wiesz, jest to odskocznia od głupich tekstów moich i chlopaków, a uwierz mimo, że też lubię dużo mówić, ich ciężko przekrzyczeć. Chociaż tobie może to by się udało, trochę zajęłoby im przetworzenie znaczenia twoich słów.
— Ohh, już nie bądź taki wredny. — zaśmiała się Talia, nadal nie odwracając głowy. — Na pewno nie jest tak źle.
— Jesteśmy. — powiedział Ashton, gdy dotarli do drzwi piekarni. — Uważa na próg. — ostrzegł troskliwie, a dziewczyna zaśmiała się.
— Jesteś uroczy, jak tak się o wszystko martwisz. — mówiła i podeszli do kasy, gdzie stała uśmiechnięta dziewczyna, która od razu się przywitała. — Dzień dobry. Ja poproszę chlebek pełnoziarnisty i cztery bułki i może szarlotkę z mrożoną kawą na miejscu. Ashton, na co masz ochotę? —zwróciła się do Irwina i pierwszy raz odwróciła głowę w jego stronę.
— Nie. Nie. Dziękuję, nie trzeba. — odpowiedział po chwili, gdy zrozumiał, że dziewczyna chce mu coś kupić. — Naprawdę nie musisz.
— Przestań. Za to, że mi pomogłeś. — zaproponowała, a on poczuł jej intensywny wzrok na swojej twarzy.
— Nic mi nie kupuj, wystarczy, że będę mógł teraz wypić z tobą kawę. — odrzekł, a Talia, po chwili kiwnęła głową na zgodę. — Dobrze, to ja poproszę czarną kawę.
— To wszystko? — spytała miło kobieta, a Ashton kiwnął jej głową. — W takim razie, zamówienie Pani wyjdzie dwanaście dolarów i dla Pana trzy. Proszę sobie usiąść.
Obydwoje zapłacili i Ashton poprowadził dziewczynę do jednego wolnego stoliczka pod ścianą. Pomógł Talii usiąść, po czym sam zajął miejsce naprzeciwko. Dziewczyna chwyciła za torebkę i wyciągnęła z niej telefon.
— Wybacz na chwilkę. — odezwała się, odblokowując telefon. — Napiszę do mojej przyjaciółki, żeby po mnie przyjechała.
— Jasne. — uśmiechnął się ponownie chłopak i zaczął obserwować jak Talia sprawnie posługuje się komórką, nawet na nią nie spoglądając.
Dziewczyna napisała wiadomość i wysłała ją, zupełnie nie posługując się trybem dla niewidomych. Przez cały czas myślał, że dziewczyna jest niewidoma lub niedowidząca od urodzenia, ale teraz zaczął mieć wątpliwości.
— Okey. — powiedziała odkładając urządzenie na stolik. — Powinna za chwile odpisać, mógłbyś przeczytać co napisała? Powinna się zgodzić, ale wole mieć pewność.
— Tak, bez problemu. — właśnie w tym momencie podszedł do nich jeden z kelnerów i przyniósł ich zamówienie, po czym odszedł życząc smacznego.
W tej samej sekundzie przyszła wiadomość do Talii, od jej przyjaciółki, a Ashton spojrzał na ekran.
— Przyjedzie. Będzie czekać na przystanku. — przeczytał chłopak, a dziewczyna wzięła łyka kawy.
— Jaka ona kochana. Zawsze ratuje mi tyłek. — zaśmiała się Talia, chwytając sztućce, którymi tak samo sprawnie się posługiwała. — Mniejsza. Chciałam ci jeszcze raz podziękować.
— A ja jeszcze raz ci mówię, że nie musisz dziękować. — zaśmiał się cicho i napił kawy.
— No tak, ale naprawdę jestem ci wdzięczna. — mówiła między kęsami ciasta. — Po prostu w takich sytuacjach jest mi mega głupio i nie proszę o pomoc sama z siebie, a jak ktoś mi pomaga czuję się jakby ludzie się nade mną litowali. Nienawidzę tego. Wolałam, jak byłam zwykłym szarym człowiekiem niewyróżniającym się z tłumu.
— Po części wiem co masz na myśli. — westchnął Ashton, przypominając sobie, jak jeszcze jakiś czas temu nikt nie zwracał na niego uwagi. — Myślałem, że, wiesz, nie widzisz od urodzenia... — zaczął zanim zdążył ugryźć się w język. — O mój boże, przepraszam cię, ja...
— Nie ma sprawy. — zaśmiała się i wzięła łyka kawy. — Nie musisz mnie przepraszać. Ten temat nie jest dla mnie w żaden sposób bolesny, więc jak będziesz chciał się czegoś dowiedzieć to śmiało pytaj. — odpowiedziała mu talia i założyła włosy za ucho. — Dużo ludzi myśli, że urodziłam się niewidoma, ale to nieprawda. Parę lat temu, wracając od rodziny miałam wypadek samochodowy. Jakiś pijany kierowca wjechał w nasz samochód. Na szczęście nie było, żadnych ofiar śmiertelnych. Jedynie mój tata, który kierował i ja trafiliśmy do szpitala. Sama za dużo nie pamiętam z tego wypadku. Byłam przerażona, bo w ułamku sekund praktyczne przestałam widzieć. W szpitalu zdiagnozowali pourazową neuropatię nerwu wzrokowego od uderzenia w głowę.
— I od tamtej pory nie widzisz? — zastanowił się na głos Ashton, a dziewczyna natychmiast mu odpowiedziała.
— Może nie tyle nie widzę, co widzę mniej ostro i mam ubytki w polu widzenia. Takie czarne plamy w różnych miejscach przed oczami. — wyjaśniła Talia, po czym uśmiechnęła się. — Można to leczyć i jest o wiele lepiej niż jakiś czas temu, a za jakiś czas mam zabieg chirurgiczny, więc może być jeszcze lepiej. — na samą myśl dziewczyna się uśmiechnęła, ale zaraz znowu się odezwała. — Może teraz ty opowiedz coś o sobie. Czym się zajmujesz, co cię interesuje.
— Właściwie to, robię to co kocham. — powiedział Ashton, po chwili zastanowienia. — Razem z przyjaciółmi mamy zespół i tworzymy muzykę, koncertujemy.
— Nie gadaj! — ucieszyła się Talia. — Jaki macie styl muzyczny? Sama osobiście uwielbiam rock i no powiedzmy metal. — po chwili zamilkła. — Ohh, przepraszam, znowu ci przerwałam.
— Nie przepraszaj. — zaśmiał się Irwin i przeczesał dłonią swoje loki. — Przeważnie mieszamy pop z rockiem albo punkiem. Nie jest to standardowe połączenie, ale nam się podoba. — mówił chłopak, a po minie Talii, był pewny, że bardzo się zainteresowała. — Zacząłem grać na...
— Czekaj, czekaj! — przerwała mu dziewczyna. — Zgadnę na czym grasz. — zaproponowała podekscytowana.
— Okey. — zaśmiał się i zaczął wpatrywać się w dziewczynę, która była bardzo śliczna, chodź okulary zasłaniały jej oczy.
— Podaj mi ręce. — powiedziała wyciągając w jego stronę swoje dłonie.
Ashton był trochę zaskoczony prośbą dziewczyny, ale podał jej dłonie, które od razu chwyciła. Przez chwile był zdumiony jak ciepłe i małe ręce. Trzymała jego duże dłonie dotykając powoli i delikatnie wierzch i środek dłoni, a później palce, aż po opuszki. W końcu złapała go trochę mocniej i powiedziała.
— Perkusja. — powiedziała pewnie. — Na sto procent. Zgadłam?
— Yeah. Masz rację. — zdziwił się Irwin. — Skąd wiedziałaś?
— Przeczucie. — zaśmiała się i puściła jego dłonie, które cały czas trzymała.
Podeszła do nich dziewczyna, która przyjmowała zamówienie i podała dziewczynie pieczywo w materiałowej torbie, a Talia podziękowała jej z uśmiechem.
— Idziemy? — zapytał Ashton, a dziewczyna kiwnęła głową i schowała telefon i zarzuciła torbę z pieczywem na ramię.
Irwin od razu podszedł do dziewczyny i pomógł jej wstać. Tak jak wcześniej chwycił ją pod ramię i żegnając się w obsługą wyszli na ulicę. Kierując się w stronę najbliższego przystanku autobusowego, gdzie miała czekać przyjaciółka Talii.
— Nie musisz mnie odprowadzać. — zaśmiała się delikatnie. — Pewnie masz swoje zajęcia. Nie chcę ci zawracać głowy, poza tym i tak dużo czasu dla mnie straciłeś.
— Nie muszę, ale chcę. — odpowiedział radośnie. — Nie wybaczyłbym sobie, gdybym cię teraz zostawił, a nie daj boże coś by ci się stało.
— To miłe z twojej strony. — uśmiechnęła się dziewczyna.
Przez całą drogę na przystanek nie kończyły im się tematy do rozmowy. Talia i Ashton co chwilę wybuchli radosnym śmiechem, a w swoim towarzystwie czuli się, jakby znali się dobre parę lat. Gdy doszli na przystanek, Talia zwróciła się do chłopaka.
— Było mi bardzo miło spędzić z tobą czas, Ashton. — uśmiechnęła się w jego kierunku, a on poczuł coś czego nigdy nie czuł.
— Talia! — obydwoje usłyszeli głos jednej z dziewczyn i spojrzeli w tamtą stronę.
— Muszę już iść. — powiedziała z lekkim zawodem w głosie. — Do zobaczenia. — Talia już miała odchodzić, ale Ashton ją zatrzymał, chwytając za ramię.
— Poczekaj. Jest jeszcze jedna rzecz, której bym sobie nie wybaczył. — mówił Ashton, a Talia, wydawała się wpatrywać w jego twarz. — Spytam wprost, czy mógłbym do...
— Jasne, że dam ci swój numer telefonu. — zaśmiała się, przerywając mu i sięgnęła po telefon. — Już myślałam, że nie spytasz.
Aston uśmiechnął się. Dziewczyna wydawała się czytać mu w myślach. Irwin chciał wyciągnąć telefon, ale zorientował się, że nie ma go przy sobie.
— Zapomniałem telefonu. — powiedział, uderzając się mentalnie w głowę. — To może ja podam ci swój.
— Jasne. Proszę. — Talia zaśmiała się i podała mu telefon, a on zapisał swój numer.
— Talia idziesz? — spytała po raz kolejny jej przyjaciółka, niecierpliwią się.
— Tak już, już. — odpowiedziała, po czym znowu wróciła spojrzeniem na Ashtona. — Muszę iść.
— W takim razie, do zobaczenia. — uśmiechnął się Irwin i po raz kolejny dzisiaj zrobił coś, czego się nie spodziewał.
Nachylił się nad dziewczyną i pocałował w policzek. Sam nie wiedział co to było. Po prostu impuls. Zauważył na jej policzkach delikatnie różowe plamy. Talia, tak samo zdezorientowana uśmiechnęła się i po chwili ruszyła w kierunku swojej przyjaciółki. Ashton, gdy tylko upewnił się, że dziewczyna jest pod opieką przyjaciółki ruszył w kierunku wytwórni. Przez całą drogę, która była w miarę krótka, myślami był zupełnie gdzieś indziej. Nigdy nie spotkał kogoś, kto tak bardzo zawrócił mu w głowie. Nie zwrócił nawet uwagi, gdy wszedł do wytwórni i ruszył do odpowiedniego pomieszczenia. Gdy tylko przekroczył próg odpowiedniego pomieszczenia, naskoczyli na niego chłopcy, którzy oczekiwali na coś do jedzenia.
— O cholera, zapomniałem o jedzeniu. — powiedział Irwin, gdy ogarnął, że wyszedł do kawiarni po drugie śniadanie dla chłopaków, a wrócił z pustymi rękoma.
CZYTASZ
no shame |5SoS imagines|
RandomImaginy i imagify z chłopkami z 5 Seconds of Summer! Podobieństwo do innych dzieł jest przypadkowa! (Wyjątek: „wildflower" autorstwa @marchewkowo, gdzie pojawiły się imaginy mojego autorstwa!)