obietnica | LUKE HEMMINGS

177 14 31
                                    

Dziewczyna skręciła w kolejną alejkę, jedną ręką prowadząc duży wózek, a drugą trzymając małego chłopca za rękę. Zerknęła na bobasa, który spał w nosidełku, wewnątrz wózka, a zaraz potem na długą listę zakupów. Nie wiedziała jakim cudem niemowlę się jeszcze nie obudziło, bo hałas w markecie nie był mały, ale dziękowała bogu, że Matt się nie obudził. Rudowłosa analizowała kartę, gdy poczuła lekkie szarpnięcie za dłoń i spojrzała na Harry'ego.
— Jo, mogę Tim Tam? — chłopiec spojrzał na starszą siostrę proszącym wzrokiem, a jej szkoda było odmówić.
— Bardzo chciałabym ci kupić, ale nie starczy mi pieniążków. — wytłumaczyła dziewczyna, a Harry spuścił głowę zawiedziony. — Następnym razem wam kupię. — obiecała, jednak chłopiec tylko coś mruknął pod nosem. — Gdzie jest twoja siostra i brat?
— Nie wiem. — odpowiedział cicho, a Jo krajało się serce słysząc jego zawód w głosie.
Zatrzymali się w dziale dla niemowlaków. Niestety większość pieniędzy, które przynosił do domu ich tata szły na pieluszki, mleko i akcesoria pielęgnacyjne dla maluszka. Harry trzymał się metalowego wózka, który był praktycznie wypchany po brzegi, dodatkowo nosidełko zajmowało dużo miejsca, a rudowłosa sięgnęła po kolejne produkty, patrząc co chwilę na listę. Naglę tuż za nią przebiegł chłopiec, od razu spojrzała na niego bezsilnie.
— Tim, mówiłam żebyś nie biegał po sklepie. — westchnęła w kierunku brata i włożyła do koszyka płatki śniadaniowe. — Gdzie jest Mitzi? — spytała Timothego.
— Przy płytach. — powiedział chłopak i wzruszył ramionami, a dziewczyna wypuściła powietrze, aby trochę się uspokoić.
— Zaraz z nią zwariuję. — zamkneła na chwile swoje ciemno-zielone oczy. — Chodź Tim.
Odkąd zmarła jej mama miała prawdziwe urwanie głowy. Kobieta zmarła podczas porodu dwa miesiące temu. W tamtym momencie życie rodziny zupełnie się zmieniło. Ojciec pracował na dwa etaty, aby utrzymać swoją rodzinę. Jo, a właściwie Joanna, była pierwszym dzieckiem, a tym samym najstarsza z rodzeństwa. Dziewczyna miała długie, gęste rude włosy i ciemnozielone oczy, a na nosie i policzkach pojawiały się piegi, gdy przebywała za długo na słońcu. Po śmierci mamy musiała zrezygnować ze studiów, aby pomóc ojcu w wychowaniu i opiece nad rodzeństwem. Miała zaledwie dwadzieścia trzy lata, a już musiała zrezygnować z życia towarzyskiego, imprez, na rzecz rodziny. Maryam była druga z kolei. Brunetka niedawno skończyła siedemnaście lat. Miała z siostrą bardzo dobry kontakt, ale jak każdy nastolatek, także swój świat. Kolejni byli bracia Timothe, Harry i Matthew. Tim i Harry byli bardzo podobni do siebie i gdyby nie różnica wzrostu i wiek, byliby nie do rozróżnienia. Timothe miał trzynaście lat i był strasznym rozrabiaką, co czasami doprowadzało Jo do białej gorączki, a sześcioletni Harry był grzeczniutki jak aniołek. Chłopiec spokojnie chodził obok niej trzymając za rękę ją lub rączkę wózka. Matthew był jeszcze niemowlakiem i większość czasu przesypiał, ale potrafił obudzić ją kilka razy w nocy.
Rudowłosa ruszyła w kierunku alejki z płytami. Harry grzecznie szedł obok, a Tim włóczył się w tyle. W końcu Jo zobaczyła swoją siostrę, która energicznie przebiera w płytach, a uśmiech pojawia się na jej buzi, gdy znalazła odpowiednią płytę. Mitzi odwróciła się w kierunku swojego rodzeństwa machając płytą i podskakując w miejscu.
— Patrz, Jo! — piszczała dziewczyna pokazując jej płytę, jednak rudowłosa nie odwzajemniła uśmiechu. — W końcu ją znalazłam! Możemy ją kupić?
— Mitzi wiesz jaką mamy sytuację... — westchnęła Joanna, która chciałaby spełnić najmniejszą zachciankę rodzeństwa, ale nie mogła. — Nie mogę ci jej kupić.
— Oczywiście. — odpowiedziała wkurzona, odkładając z hukiem plastiku płytę. — Mój ulubiony zespół wydaje płytę, a ja nie mogę jej kupić.
— Uspokój się Mitzi. — powiedziała do siostry, która odchodziła w stronę kas. — Kupiłabym ci ją gdybym tylko mogła.
— Przestań. Dobrze wiesz, że czekałam na "Calm" przez wiele miesięcy. — nastolatka odwróciła się w stronę starszej siostry.
— Możesz na nią sama uzbierać. — zaproponowała Jo, pchając wózek, a bracia szli obok niej. — Na przykład rozdawać ulotki i bardzo szybko uzbierasz.
— Tak, ale do tego czasu już jej nie będzie. — skończyła dziewczyna, a Jo wiedziała, żeby nie kontynuować rozmowy, bo może się skończyć o wiele gorzej.
Mimo, że Maryam była zła na siostrę pomogła jej z wyłożeniem zakupów przy kasie oraz zapakowaniem ich do toreb. Przed sklepem, gdzie zostawili część wózka Matta, Jo zamocowała nosidełko do stelaża, a potem wrzuciła zakupy do koszyczka pod spodem. Niestety było ich tak dużo, że jedną torbę musiała nieść w ręku. Harry od razu złapał się plastikowej części z boku i spokojnie szedł, obok niego rozglądał się Tim, a Mitzi spoglądała w telefon. Rudowłosa zawsze bała się wychodzić z nimi wszystkimi na miasto, bo czasem ciężko było nad nimi zapanować, a wszędzie jeździły samochody. Jo musiała być bardzo czujna szczególnie, bała się o Timothe, który był nie do przewidzenia. Nie wie ile przeszła, ale ręka, w której trzymała zakupy już ją strasznie bolała. Nagle usłyszała głos młodszej siostry.
— O mój boże... — mówiła nie dowierzając, a Joanna spojrzała na nią nie wiedząc o co chodzi. — To Luke Hemmings! Nie mogę!
Nim Jo się zorientowała Maryam puściła się biegiem przed siebie, a zaraz za nią Tim, który zaczął się głośno śmiać. Obydwoje przebiegli po pasach, ale na szczęście mieli zielone światło i nic nie jechało. Jo natychmiast zareagowała.
— Mitzi! Tim! — krzyknęła za nimi, jednak nie odwrócili się. — Chodź Harrym nie puszczaj wózka.
Przerażona dziewczyna ruszyła z wózkiem, zakupami i bratem, na pasy i jednocześnie szukała wzrokiem rodzeństwa i pilnowała Harrego oraz Matthewa. Harry przebierał nóżkami tak szybko jak umiał, aby nadążyć za dziewczyną. W końcu Jo wzięła go na ręce, a chłopiec objął ją nóżkami i rączkami.
— Mitzi! Tim! — krzyczała, po czym dodała szeptem. — No do cholery jasnej.
Zobaczyła swoje rodzeństwo, przy chłopaku, który zaczął z nimi rozmawiać z uśmiechem. Jo uspokoiła się trochę, widząc, że nic się im nie stało, ale nadal była na nich wściekła.
— Mitzi, Tim, ile raz wam mówiłam, żebyście mi nie uciekali. — mówiła zmęczona i zła, a rodzeństwo spojrzało na nią, tak samo jak blondyn. — Mogło wam się coś stać.
— Ale nic się nie stało. — przewróciła oczami dziewczyna i założyła ręce na piersi.
— Przepraszam cię za nich. — w końcu rudowłosa zwróciła się do blondyna, który patrzył jak rudowłosa odstawia Harry'ego na chodnik obok. — Czasem ciężko mi nad nimi zapanować. Już nie przeszkadzamy.
— No co ty. — uśmiechnął się do niej Luke. — Nie masz za co przepraszać, nie raz zdarzały mi się takie sytuacje.
Luke nie mógł odwrócić wzroku od dziewczyny. Jakby zauroczył się w ciągu ułamku sekundy. Widząc jednak ją z wózkiem z niemowlakiem oraz zakupami, nie tylko w wózku, ale także w ręku oraz jeszcze trójką troszkę starszego rodzeństwa, nie mógł pozwolić jej od tak odejść. Nie dawała sobie rady i było to widać. Nie miał serca jej teraz zostawić. Spojrzała na niego swoimi zielonymi oczami, które były niesamowicie piękne. Jej piegi na twarzy dodawały jej jedynie uroku, tak samo jak gęste ciemne rude włosy, które opadały jej na rumiane policzki.
— Pomogę ci. — powiedział, a Jo zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się po chwili.
— Nie trzeba. — zaśmiała się delikatnie, a blondyn uśmiechnął się na widok jej rozpromienionej twarzy. — Poradzę sobie.
Jo było strasznie głupio, gdy usłyszała te słowa od chłopaka, ale starała się tego nie pokazać. Było to niesamowicie dziwne, bo wiele razy widziała jego zdjęcia w pokoju siostry, ale teraz wyglądał dosłownie jak anioł. Jego złote loki i błękitne tęczówki, cudowny uśmiech dosłownie zapierały jej dech w piersi. Był najpiękniejszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek zobaczyła.
— Nie daj się prosić. — Luke wystawił dłoń, aby zabrać od niej zakupy.
Rudowłosa przez chwilę się zawahała, ale widząc intensywny wzrok chłopaka podała mu torbę. Mitzi spoglądała na tę dwójkę z uśmiechem, zauważając, że wpadli po uszy. Nie mogła powstrzymać się przed zrobienia im zdjęcia z ukrycia, tak, że żadne z nich nie zauważyło.
— Gdzie mieszkacie? — zapytał Hemmings i ruszyli przed siebie.
— To dość daleko. — westchnęła dziewczyna, pchając wózek i spojrzała, czy rodzeństwo za nimi idzie. — Tutaj przez park i jeszcze spory kawałek między ulicami.
Skręcili do parku, gdzie był przyjemny cień i lekki wiatr. Zielone liście drzew momentalnie uspokajały. Tim zaczął biegać dużo przed nich, a potem wracał albo czekał na nich, na wolnych ławkach. Harry grzecznie szedł obok siostry, przy wózku, trochę zawstydzony obecnością Luke'a, a Maryam szła za nimi pisząc coś zawzięcie na swoim telefonie i uśmiechając się do niego.
— Uwielbiam tutaj chodzić. — uśmiechnął się blondyn spoglądając przed siebie. — Jest tutaj tak spokojnie.
— Tak. — z twarzy Jo nie schodził uśmiech. — Masz rację. — dziewczyna spojrzała do wózka, gdzie poruszył się niespokojnie Matt. — Ouh... — westchnęła dziewczyna widząc jak jej brat otwiera zaspane oczka.
Joanna naciągnęła daszek jeszcze bardziej, aby nie raził maluszka i troszkę zsunęła z niego kocyk.
— Zaraz zrobi się marudny. — odpowiedziała, po czym zatrzymała się i zaczęła szukać czegoś w torbie na rączce wózka. — Nie zdążymy dojść do domu. Mitzi, weźmiesz ich na plac zabaw?
— Tak jasne. — odpowiedziała radośnie dziewczyna, a jej złość na siostrę szybko przeszła.
Nastolatka wraz z braćmi ruszyła w kierunku placu zabaw, który był niedaleko.
— Usiądźmy na chwilę. — oboje usiedli na ławce, a dziewczyna nadal szukała czegoś w torebce, a mały Matt zaczął marudzić. — No już maluchu. — mówiła, po czym wyciągnęła butelkę z gotowym mlekiem oraz wzięła na ręce chłopca.
Chłopiec zaczął machać rączkami i uśmiechnął się do Luke'a, a blondyn nachylił się nad nim. Dziewczyna w między czasie otworzyła butelkę jedną ręką i zaczęła karmić Matta.
— Wiesz co... — zaczął Luke, ale urwał zdając sobie sprawę, że nie zna imienia dziewczyny. — Właściwie nie wiem jak masz na imię.
— Jo. — odpowiedziała z uśmiechem patrząc w jego błękitne oczy. — A właściwie Joanna.
— Więc, Jo, zastanawiałem się jakim cudem dajesz sobie z nimi radę. — Luke spojrzał w stronę placu, a następnie wrócił spojrzeniem do dziewczyny.
— Nie daję. — zaśmiała się i spojrzała na Matta, który błądził wzrokiem po niebie. — Ciężko mi się nimi zajmować po tym jak mama zmarła. Od tamtej pory wszystko jest na mojej głowie.
— To twoje rodzeństwo? — zdziwił się blondyn, a dziewczyna kiwnęła głową. — Myślałem, że pracujesz jako opiekunka.
— Nie. — zaśmiała się, a wiatr rozwiał jej włosy, że powpadały jej do oczu.
Zaśmiała się i w miarę możliwości chciała ramieniem odgarnąć włosy, ale to nie pomogło. Dopiero ciepłe dłonie Luke'a, które zgarnęły pasma rudych włosów z twarzy, przywróciły jej widok, który był najpiękniejszy na świecie. Blondyn znajdował się tak blisko niej, nie mogła dostrzec każdy szczegół jego twarzy. Na policzkach nadal czuła jego duże dłonie, a przez ich dotyk nie mogła racjonalnie myśleć. Czując, że chłopak jest coraz bliżej wstrzymała oddech, a w myślach toczyła wewnętrzną walkę z samą sobą.
— Jo! — krzyknął Harry, biegnący w ich stronę, a chłopak odsunął się od niej i zagryzł usta, a ona spuściła wzrok, a następnie spojrzała na brata.
— Co się stało? — wymusiła uśmiech patrząc na Harry'ego, który stanął przed nią ze smutną minką.
— Mitzi powiedziała, że nie mogę wejść na drabinki, bo są za wysokie. — powiedział śmiertelnie poważnie, a Jo zaśmiała się, tak samo jak Luke.
— Skoro twoja siostra tak mówi, to znaczy, że tak jest. — mówiła nachylając się lekko w jego kierunku. — Obiecuję ci, że jutro tu przyjdziemy i wejdziesz na samą górę.
— Obiecujesz? — spojrzał na nią swoimi dużymi oczami.
— Obiecuję. — mówiła, zerkając na Matthewa, który był nadal pochłonięty piciem mleka.
— Na paluszek? — chłopiec wystawił w jej stronę, swój najmniejszy palec u rączki, a rudowłosa zaśmiała się.
— Obiecałabym na paluszek, ale nie mam wolnej ręki. — chłopiec spojrzał na Matta i butelkę w ręku siostry.
— Ja mogę ci obiecać. — odezwał się Luke, wyciągając w jego stronę mały palec, a ci spojrzeli na niego. — Pomogę ci wejść najwyżej jak się da. — Harry spojrzał na blondyna, po czym niepewnie chwycił go za palec i uśmiechnął się, a zaraz później radośnie odbiegł.
Jo była zdziwiona zachowaniem chłopaka, nie tylko ze względu na pomoc przy zakupach, ale także, że dążył do ich kolejnego spotkania. Luke odprowadził ich pod sam budynek, gdzie mieściło się ich mieszkanie, a także pomógł wnieść wózek na drugie piętro, bo niestety nie mieli windy. Gdy jej rodzeństwo zniknęło w mieszkaniu, Jo została, żeby podziękować blondynowi za to co dla niej zrobił. Chłopak jedynie uśmiechnął się po czym, złożył szybki pocałunek na jej policzku i odszedł mówiąc, aby spotkali się jutro o czternastej w parku. Zaskoczona dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę co się stało i z nosidełkiem w ręku weszła do domu. Nazajutrz spotkali się w parku i tak jak obiecał, pomógł Harry'emu wejść na najwyższą drabinkę.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
no shame |5SoS imagines|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz