VIII

1.3K 74 16
                                    

Już dwa miesiące mieszkam z Rossami i z siostrą. W ich apartamencie czułam się prawie jak w domu. Najlepszy kontakt załapałam z Lukiem oczywiście.
Dalej chodziliśmy na treningi tańca. Trener powiedział Lukowi, że nie musi się uczyć ( i myć, co było dziwne ), żeby osiągnąć sukces. Jessie się zdenerwowała i chciała zabrać go z grupy, lecz koniec końców dołączyła do nas wraz z Bertramem. Nie potrafili tańczyć, więc nie wystąpili.

W między czasie my wytańczyliśmy sobie nagrodę na konkursie w Central Parku.
W szkole szło mi bardzo dobrze. Za dwa miesiące wakacje, więc nikt nie przykłada już wielkiej wagi do nauki. Chociaż, w sumie mało osób w ogóle przykłada się do nauki...

Jednego z tych ponurych, deszczowych nowojorskich dni siedziałam na tarasie na wpół okryta kocem i oglądałam krajobraz miasta rozciągający się przede mną. Cieszę się, że odnalazłam siostrę w tym natłoku nowojorczyków. Żyje mi się teraz o wiele lepiej. Nawet ojciec się ucieszył, że w końcu jesteśmy razem. Moje błogie rozmyślenia przerwała Jessie, siadająca na kanapie obok mnie.

— Nad czym tak rozmyślasz, Cassie? — zapytała, wlewając sobie do kubka, który leżał na szklanym stole, wcześniej przygotowanej przeze mnie zielonej herbaty z pigwą.

— O życiu — westchnęłam, odkładając swój zielony kubek, który trzymałam, na stolik.

— Głębokie — pokiwała głową Jessie z udawaną aprobatą.

— Siostra, ja mówię poważnie — spojrzałam na siedzącą obok mnie kobietę.

Była conajmniej śliczna. Jej ciemne brązowe oczy, otoczone chyba milionem rzęs, proporcjonalny nos, pełne usta i proste zęby doskonale się uzupełniały.
Przejechałam językiem po swoich lekko wykrzywionych górnych trójkach, nie otwierając ust.
Po tym spojrzałam na jej bujne, ciemnorude włosy, opadające jej kaskadami na ramiona.

Czy byłam zazdrosna?
Owszem. I to okropnie.

— Nie podziękowałam ci nawet jeszcze za to, że w ogóle tu jestem — spuściłam wzrok na swoje dłonie i zaczęłam się bawić palcami.

— Nie ma o czym mówić — machnęła ręką Jessie. — Od tego jest rodzina — uśmiechnęła się promiennie. 

Odwzajemniłam uśmiech, przysunęłam się do niej i przytuliłam.

— Kocham cię, wiesz? — szepnęła Jessie, gładząc mnie po włosach.

— Wiem — odszepnęłam, przymykając oczy.

— Aww — wydobył się głos zza doniczki z rododendronem na drugim końcu balkonu. Jessie i ja czym prędzej odskoczyłyśmy od siebie i ona poszła zobaczyć kto to był. Gdzieś z tyłu głowy, obie wiedziałyśmy, że był to Luke.
Jessie złapała chłopaka za ramię i poprowadziła w moją stronę. Siostra patrzyła na niego, niczym matka zdegustowana poczynaniami jej syna.

— Stalkujesz nas? — zapytałam, unosząc jedną brew, jednak mimo wszystko lekko się uśmiechając. Luke spuścił głowę, również uśmiechając się półgębkiem.

— Nie was, tylko ciebie — spojrzał na mnie z rozbawieniem. Jessie przewróciła oczami i weszła z powrotem to salonu, uprzednio posyłając mi oczko, na co to ja tym razem przewróciłam oczami.

— Mnie nie musisz śledzić, powiedz, a spędzę z tobą trochę czasu — rzekłam tak, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie, po czym złapałam kubek i upiłam z niego dwa duże łyki, patrząc na chłopaka z przymrużonymi powiekami. Luke otworzył szerzej oczy, po czym uśmiechnął się szelmowsko.

— Tak więc... — zaczął, podchodząc powoli w stronę narożnika, na którym siedziałam. — ...mówię — dodał, opadając na miejsce, które wcześniej zajmowała Jessie. Zaśmiałam się krótko i wesoło, po czym znów odłożyłam kubek na stolik i spojrzałam na Luke'a.

— To co chcesz robić? — splotłam swoje palce i zaparłam się za kolano. Chłopak myślał przez chwilę, po czym odezwał się, unosząc palec wskazujący w górę.

— Mam pomysł!

— Niemożliwe — rzekłam z udawanym zaskoczeniem, na co brunet tylko westchnął. — Dobra, oświeć mnie.

— Pójdziemy na spacer — powiedział zadowolony z siebie. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.

— Człowieku, jest grubo po dziewiątej, Jessie nie pozwoli nam nigdzie wyjść — wyjaśniłam oczywistym tonem.

— Ale czy ona musi wiedzieć? — odpowiedział mi tak samo oczywistym tonem głosu. Westchnęłam, przewróciwszy oczami.

— Dobra, za dziesięć minut spotykamy się w salonie przy schodach. Będę czekała na ciebie przy fortepianie — rzekłam, po czym zaczęłam się chwilę zastanawiać. Luke przyswajał moje słowa w skupieniu, podczas gdy Jessie zasiadała do maratonu „Wilkołaków i wampirów", co tylko działało na naszą korzyść.

— Powiemy Jessie, że idziemy spać. Gdy się wymkniemy z pokoi i zobaczymy Bertrama, Emmę lub Raviego, jakoś ich przekupimy. Gorzej z Zuri...

— Zuri dzisiaj piekła swoje ciasteczka na przyjęcie z Bertramem. Pewnie już śpi — powiedział Luke, wstając z kanapy. Chwilę po tym, zrzuciłam z siebie koc i poszłam za nim do wyjścia. Brunet otworzył przede mną drzwi od tarasu, na co się ukłoniłam, a później wraz z nim zaśmiałam.

— Idę spać, Jessie! Dobranoc! — krzyknęłam, wchodząc po schodach.

— Dobranoc, Cassie! Każ Luke'owi iść spać! — odpowiedział mi głos mojej siostry z salki kinowej.

— Masz to jak w banku! — uśmiechnęłam się, przybijając z chłopakiem żółwika, po czym oboje ruszyliśmy do swoich pokoi.

Uroki wielkiego miasta • Luke RossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz