1. Arrival in Lebanon

133 14 18
                                    

Rura wydechowa szarego autobusu buchnęła spalinami, które uniosły piaszczysty pył na skrzyżowaniu Rt 281 i sprawiły, że poły brązowego płaszcza Castiela, zatrzepotały wokół jego kolan. Mężczyzna zmrużył oczy, wydmuchując powietrze przez pluszowe usta, aby nie wpadł do nich pył. Machnął przed twarzą ręką, gdy autobus odjeżdżał, skręcając powoli w prawo na skrzyżowanie Rt 191.

Castiel potargał włosy, wzdychając i zarzucił ciężką torbę na ramię, by rozpocząć godzinny spacer do miasta. Wiatr bez przeszkód wiał przez całe równiny. Mężczyzna rozejrzał się zdumiony, ponieważ już z odległości stu mil mógł zauważyć dość spory kontrast między zatłoczonymi ulicami i wieżowcami w centrum Chicago, a Lebanon. Jedynie znajdujący się kawałek dalej znak informował o miejscowości, mówiąc: "Witajcie w Lebanon: Centrum 48 stanów!" Napis ten wywołał parsknięcie ze strony Castiela. Oczywiście jego nieobecny w tym momencie ojciec ochrzaniłby go, ponieważ uważał to miejsce za centrum wszechświata.

Telefon w jego kieszeni rozdzwonił się, więc brunet przełożył torbę na drugie ramię i sięgnął do płaszcza, żeby wyciągnąć z jego kieszeni urządzenie.

Zacisnął zęby i przyłożył telefon do ucha.

— Co?

— Ciebie także witam, braciszku. — Głos Gabriela przepełniony był kpiną, którą Castiel znał wręcz od urodzenia. — Dojeżdżasz już na miejsce?

— Została mi jakaś godzina spaceru.

Przez chwilę panowała cisza, jakby Gabriel musiał się zastanowić.

— Czekaj, co? Myślałem, że wynajmujesz samochód.

— I co miałbym z nim zrobić po dotarciu do Howarda? — warknął Castiel. — W centrum Lebanon nie ma Avis. ( nazwa wypożyczalni samochodowej)

Gabriel westchnął, przez ci coś zaszumiało na linii. — Słuchaj byłbym tam, gdybym mógł...

— Tak, wiem. — Castiel przerwał mu, nie chcąc ponownie słuchać tych samych wymówek.

— Mam dzieci i...

— Rozumiem.

— a Michael nie może opuścić firmy...

— Powiedziałem, rozumiem! — Castiel wzdrygnął się, gdy jego głos odbił się echem po pustej autostradzie. — Luc jest na niego wściekły, a ja jestem pielęgniarzem z zawodu. Rozumiem, że to jest najbardziej sensowne rozwiązanie. — Przewrócił oczami, naprawdę nie mail teraz ochoty na wysłuchiwanie wykładów Gabriela. Chciał zwyczajnej już zakończyć tę rozmowę. Nie ważne, ile razy to słyszał i jak wiele sensu w tym było, wciąż cała ta sytuacja strasznie działała mu na nerwy.

— Wiesz, że on jest też twoim ojcem. — Powiedział niezbyt życzliwym tonem Gabriel.

̶— A może mógłbyś mnie w tej sytuacji okłamać? — Mruknął Castiel, gdy przejechał obok niego samochód. Klasyczny, czarny, z głośników ryczała jakaś rockowa piosenka. Miał wrażenie, że ją zna, ale nie potrafił jej sobie dokładnie skojarzyć. Patrzył jak w wystawioną przez okno, po stronie kierowcy opaloną rękę uderza mocny strumień powtarza, aż do momentu, gdy samochód stał się zaledwie plamką na tle starego miasta.

— On żałuję....

— Jestem pewien, że tak — przerwał mu Castiel, nieco przyśpieszając kroku. — Coś jeszcze?

Po drugiej stronie linii, znów orzez chwilę panowała cisza. — Nie. Hej, Castiel?

— Co?

In LebanonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz