vingt-trois

204 20 11
                                    

Musiała być około dziesiąta. Blaise i ja nie wyszliśmy z łóżka tak wcześnie, jak sądziliśmy, że wyjdziemy. Rozmawialiśmy ze sobą długo, aż w końcu ja uzmysłowiłem sobie, że przynajmniej z trzy raz Blaise podnosił się do siadu, mówił, że należałoby mnie już ubrać, po czym za jakimś pretekstem kładł się znowu plackiem na materacu. W którymś momencie powiedziałem temu basta, lecz i tak ubieranie i zjedzenie śniadania zajęło nam mnóstwo czasu. Jednak udało nam się wyjść na dwór. Blaise miał plan, aby pospacerować wzdłuż ścieżki, którą zazwyczaj jechał powozem. Jedyny raz, gdy jechałem tą drogą nie patrzyłem za okno, czego teraz żałowałem, bo przyroda wokół nas była oszałamiająca. Blaise pchnął fotel zza bramę i w krótkim czasie mógł usłyszeć moje pełne zachwytu okrzyki.

- Nie wiedziałem, że takie p-piękne kwiaty tutaj ro...rosną!

- To chwasty, Lucien.

- Ale jakie piękne!

Zachwycałem się coraz bardziej. Posiadłość zniknęła nam z oczu. Chociaż podłoże nie było najlepsze i przez cały czas fotel lekko podskakiwał, to świetnie się bawiłem. Blaise był w szoku, że takie małe rzeczy mogą mnie pozytywnie sparaliżować.

- Ciebie "pozytywnie paraliżują" jakieś o...obliczenia - powiedziałem. - Każdy ma swoje dziwactwa.

- Faktycznie - przytaknął. - Tak w ogóle, czy twoja nieciekawa sytuacja z tym mężczyzną od twojej siostry wyszła na prostą, czy jest tak samo zagmatwana jak wcześniej.

Byłem pod wrażeniem, że przejmuje się tym. Myślałem, że wpędzi tą sprawę do komody w swoim umyśle o nazwie "bzdury" i nie będzie chciał się w nią zagłębiać. Myliłem się i przyjemne ciepło objęło mój żołądek. Na swój sposób troszczył się o mnie. Ale gdy chciałem odpowiedzieć na pytanie, to żal ścisnął mnie wewnątrz. Opowiedziałem mu ze szczegółami o tym, co się wydarzyło. O tym, co postanowiłem, choć pragnąłem zupełnie co innego. Z jednej strony dobrze, że byłem odwrócony do niego plecami, a z drugiej chciałem, by spojrzał na mnie swoim szczerym, stalowym spojrzeniem. Po chwili usłyszałem:

- Na twoim miejscu wziąłbym, co do mnie należy.

Zamrugałem szybko i uniosłem głowę do góry. Blaise wyglądał jak zwykle na spokojnego, lecz widziałem, że skupia się na swojej odpowiedzi.

- Tak ja bym zrobił - ciągnął. - Ale różnimy się dość mocno, dlatego to nie jest rada, a zwykła dygresja. Jak mówiłeś, ty będziesz się czuł lepiej ze względu na swoją moralność. Przyszły związek z Paulem, oparty na kłamstwach i ciągłym chowaniu się, mógłby sprawić ci więcej złego, niż dobrego. Dopóki będzie upierał się na małżeństwie, to nie będziesz szczęśliwy. Jesteś jedną z najbardziej szczerych, niewinnych i porządnych osób, jakie znam. Twoja decyzja jest słuszna i to, że wybrałeś swoje szczęście dowodzi, że zaczynasz poznawać siebie na wielu płaszczyznach. Dobrze, że robisz tak, jak czujesz.

Uśmiechnąłem się delikatnie, bo kolejny raz zrobiło mi się miło. Potrzebowałem tego, by ktoś powiedział mi, że nie zrobiłem największej głupoty.

- Dziękuję, Blaise - wychrypiałem ze ściśniętym gardłem. Ostatnio za często się wzruszałem, chociaż z całych sił próbowałem zwalczyć swoją wrażliwą duszę. Przynajmniej pod tym względem. Po chwili usłyszałem słowa, które ponownie mnie zaskoczyły.

- Nie wstrzymuj łez. Po prostu pozwól im płynąć. 

Pociągnąłem nosem i oparłem głowę na jego dłoni. Potrafił jednak sprawiać, że czułem się lepiej. Z każdym naszym spotkaniem poznawałem go bardziej i doceniałem, że mam w swoim życiu kogoś takiego. Potrzebowałem go.

glow; bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz