dix-neuf

220 24 6
                                    

Kiedy Paul zostawał na noc, zawsze spaliśmy w tym samym łóżku. Mogliśmy wtedy rozmawiać, patrzeć się na siebie i po prostu być w swoim towarzystwie. Dla mnie takie chwile stanowiły spektrum pozytywnych emocji.

Chłodna noc w Paryżu była podobna. Byliśmy razem, leżeliśmy na bokach, patrząc na siebie. Zmieniło się tylko łóżko, miejsce... i to, co czułem. Bo w tamtym momencie Paul wydawał mi się absolutnie wszystkim. W przeszłości dałbym się pokroić za poznanie jego myśli, a dzisiaj je znałem i wydawało mi się, że nic poza ścianami pokoju nie ma. Ta pustka nie przerażała mnie. Zapewniała spokój.

- Prowadziłeś kiedyś d-dziennik? - spytałem cicho. Teraz mówienie głośno wydawało mi się nieodpowiednie. Paul też chyba tak uważał, bo odpowiedział równie cicho:

- Nie. Gdy przychodzę do domu, to jestem zbyt zmęczony, żeby przysiąść przy biurku i robić coś takiego.

- A co ro...robisz po pracy?

- Czytam książki... - Położył głowę na niższej poduszce, dzięki czemu byliśmy na tej samej wysokości. Jego oddech muskał moje policzki. - Nie śmiej się, ale często... wyszywam różne wzorki na starych ubraniach i...

Przytknąłem dłoń do klatki piersiowej z przeciągłym "oooo". Wydawało mi się to strasznie urocze, jak na Paula. Nie wyobrażałem sobie go na fotelu, wyszywającego kwiatki na spodniach. Musiał mnie kiedyś tego nauczyć.

- Tak, tak. Wiem. - Paul przewrócił oczami z przesadną irytacją. - Jestem trochę nudny. Oprócz tego gram na fortepianie...

- A jednak! - Znowu mu przerwałem. - Wiedziałem, że nie sto...stoi tutaj bez powodu.

- Nie chciałem mówić, że gram, ponieważ nie wierzę za bardzo w swoje umiejętności. Od bardzo dawna nie grałem przed kimś i nie chciałem się przed tobą zbłaźnić. Szczególnie przed tobą.

- Przecież wiesz, że za...zawsze będę stał po twojej stronie. - Zastanowiłem się chwilę, po czym dodałem: - Ale też c-chciałbym być takim przyjacielem, któ...który daje ci dobre rady.

Paul uśmiechnął się szczerze.

- Dziękuję.

- Nie ma za co.

- Myślisz, że powinniśmy zgasić lampę? - Obejrzał się za siebie na komodę.

- Myślę, że t-tak.

Paul wygiął się i zgasił lampę. Pokój, ku mojemu zdziwieniu, nie był cały w ciemnościach. Spojrzałem zdumiony na przyjaciela, który w tym samym czasie patrzył zainteresowany przez okno.

- Och, spójrz - powiedział podekscytowany. - Księżyc jest ogromny. To on daje tyle światła. Nie mam tu zasłon, więc niekoniecznie możemy coś z tym zrobić.

- Jest dobrze - przywołałem go do siebie. - Całkiem przyjemnie się leży. Przynajmniej mogę cię zobaczyć.

Paul zamrugał i zwilżył wargi językiem. Bez słowa podał mi pościel i koc, pod którymi obydwoje się ugościliśmy. Widziałem jego twarz dość dobrze mimo że to on leżał plecami do okna. Jego oddech uspokoił się, co od razu odczułem, będąc z nim tak blisko. Obserwowaliśmy każdy swój ruch, nie będąc tym skrępowani. Drgnąłem, gdy dłoń Paula poszybowała do góry. Zatrzymał ją w połowie drogi, widząc moją reakcję.

- Mogę? - wyszeptał. Nie wiedziałem, co chciał zrobić. Mógł naprawdę wiele, o czym przypominał mi mój wcale nie śpiący umysł, w tamtym momencie nie byłbym zdziwiony niczym. Powiedziałbym nawet, że przyjąłbym wszystko. Skinąłem głową, a on zwyczajnie zanurzył swoje palce w mojej czarnej czuprynie. Uśmiechnąłem się nikle, bo to było tak klasyczne zachowanie z jego strony.

glow; bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz