Rozdział XV. Bestia

71 5 0
                                    

~ To już ostatni rozdział „Białego Łowcy". W przyszły piątek pojawi się epilog ~

Książę stał się świadkiem strasznego zamieszania. Jakimś cudem w środku nocy, w domu, który powinien być prawie pusty, zrobiło się okropnie tłoczno. Kiedy zatrzymał się na ostatnim schodku, zobaczył jak kilku mężczyzn idzie wzdłuż ściany naprzeciwko. Poznał, że to strażnicy, których widział przed wejściem do fabryki. Było ich ośmiu, każdy bez wątpienia uzbrojony. Nie poszli od razu na górę, a Loki szybko zorientował się, dlaczego.

Kiedy strzała świsnęła w mroku, wbijając się prosto w okolice serca pierwszego strażnika, natychmiast przypomniał sobie, że gdzieś tam kryje się Vali. Zejście do piwnicy znajdowało się po drugiej stronie. Vali miał odciętą drogę ucieczki, a czas szybko upływał. Z pewnością już tylko minuty dzieliły ich od kompletnej katastrofy. Loki w pierwszej chwili chciał się stąd wydostać, po prostu uciec, by tak jak powiedziała Marion, nikt nigdy nie dowiedział się, że kiedykolwiek uczestniczył w tym włamaniu.

Marion.

W końcu jedynym powodem, dla którego ściskał te cholerne kartki była ona sama. Tylko że ona została na górze, a on jej na to pozwolił. Nie zamierzał postępować jak zwykły tchórz. Miał jeszcze jedną szansę i tym razem ją wykorzysta, tak jak powinien. Przeciwników było siedmiu, to dużo, ale jeśli włączy się do walki, on i Vali będą mogli razem uciec.

Loki postanowił się ujawnić. W końcu lepiej, żeby Vali przypadkiem w niego nie strzelił. Zdecydował się go wspomóc, ale teraz bez względu na wszystko każdy, kto go zobaczył musiał zginąć.

Przeleciała kolejna strzała. Przeciwnicy się rozproszyli, ale dosięgła jednego z nich, wbijając się w jego bark. Książę nie czekał. Błyskawicznie znalazł się obok rannego. Przebił go nożem o zdobionej rękojeści, ubijając tym samym drugiego wroga. Jeszcze sześciu.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Vali pokazał, że nie bez powodu jest nazywany najlepszym łucznikiem spośród Białych Łowców. Nawet przy ograniczonym polu widzenia nie chybiał. Loki wykańczał każdego, kogo jego strzały nie zabiły. Lawirował między przeciwnikami. Był od nich szybszy, w nocy widział nie gorzej niż za dnia. W dodatku wykorzystywał wszelkiego rodzaju sztuczki, zmyłki, iluzje, czyli to, co umiał najlepiej.

Vali wyjął następną strzałę z kołczanu. Nie strzelił. Po prostu rzucił nią, trafiając w szyję ostatniego strażnika. Ostatni przeciwnik na drodze do wolności został pokonany. Osiem trupów leżało u ich stóp, ale żaden nie był poruszony tym widokiem. Vali kiwnął głową, wyrażając swoją wdzięczność za pomoc. Loki zrobił to samo.

Osiem trupów było potrzebnych, aby pojawiła się między nimi nić porozumienia.

Do dalszego działania zmusiły ich odgłosy z zewnątrz. Nie wiedzieli, kto się zbliżał, ale nie miało to już znaczenia. Pobiegli do ukrytego przejścia. Zdążyli w ostatniej chwili, bo gdy tylko Loki zamknął drzwi, dało się słyszeć kolejne odgłosy. Książę przez chwilę nasłuchiwał, ale kiedy się odwrócił, omal nie zderzył się z Valim. Wan omiótł spojrzeniem puste, zimne pomieszczenie i zastygł, a jego oczach malował się rosnący niepokój.

— Gdzie jest Marion? — zapytał, a Loki mógłby przysiąc, że głos mu zadrżał. — Myślałem, że pobiegła tu przed tobą.

Książę poczuł w sobie nagle jakiś ogromny ciężar, bo wiedział, że będzie musiał powiedzieć mu prawdę. Och, jak bardzo pragnął w tej chwili skłamać.

— Została — powiedział cicho i jakby na usprawiedliwienie się pokazał mu zwinięte kartki. — Kazała mi przekazać Gunnarowi te dowody i... uciekać.

Biały Łowca || Loki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz