Marion przeżyła wyjątkowo nudny tydzień. Vali potrzebował czasu by móc obserwować fabrykę Hundigera i wyciągnąć jakieś wnioski. Miał pełne ręce roboty, za to ona nie wiedziała, co ze sobą zrobić przez tyle dni.
Obserwowała więc jak życie w pałacu powoli wraca do normy. Huczne biesiady na cześć przyszłego króla wreszcie dobiegły końca. Każdy powoli wracał do swojej codzienności. Marion przyglądała się temu procesowi z boku, ze świadomością, że może już nigdy czegoś podobnego doświadczyć. To właściwie był historyczny moment. Rządy Odyna, do których wszyscy już przywykli, miały w krótce dobiec końca. Czekała ich zmiana. Pytanie tylko, czy na lepsze?
Jednakże tą odpowiedź Marion miała poznać dopiero w Wanaheimie. W domu. Choć, mimo wszystko, nie żałowała pobytu w Asgardzie. Te wszystkie wydarzenia stanowiły ważne doświadczenia. Nie spieszyło jej się do powrotu. Wcześniej tak o tym nie myślała, ale nie mogła zapomnieć słów Gunnara. Chciał odciąć jej jedyną możliwość porozumiewania się i pomagania Łowcom. Nie wiedziała jeszcze, jak to rozegrać. Obawiała się, że nawet, jeśli jakoś wykaże, że Hundiger nie jest tym, za kogo się podaje, to niewiele zmieni. Gunnar nadal będzie nienawidzić Białych Łowców tak samo jak wcześniej. Z goryczą przyznawała samej sobie, że już przywykła do tego ryzyka oraz że nigdy nie zostałaby zaakceptowana, gdyby ktokolwiek dowiedział się prawdy. Starała się nie słuchać nikogo, kto krytykował Łowców, bo wierzyła w siebie, swoją słuszność i możliwości tak samo jak Dellinger wierzył w nią. Ale właśnie dlatego czuła też niepohamowaną niesprawiedliwość, ze względu nie na siebie, lecz właśnie na niego.
Dellinger z natury był po prostu dobry, szlachetny i bardzo troskliwy. Zawsze myślał najpierw o innych. Tworząc Białych Łowców, wiedział, że zostanie odrzucony przez społeczeństwo, ale nigdy nie żałował swoich decyzji. Wraz ze złapaniem i potajemnym przekazaniem władzom każdego kolejnego mordercy, gangstera, przemytnika czy złodzieja, czuł się spełniony, bo w ten sposób mógł pomagać zwykłym Wanom.
Nawet, jeśli nigdy nie był im nic winien.
Marion westchnęła cicho. Kiedy tak stała na miniaturowym balkoniku w swojej komnacie, zaczęła o nim myśleć. Zawsze, gdy miała jakieś wątpliwości, zastanawiała się, jak postąpiłby Delli, który od dawna był dla niej wzorem do naśladowania. Teraz jednak już znała odpowiedź.
Nie podda się. Nigdy w życiu.
Ostatni raz obrzuciła wzrokiem skąpany w krwawym świetle zachodzącego słońca, cudowny ogród pałacowy, teraz już zupełnie opustoszały.
— Dowiodę tego, że mam rację — szepnęła w przestrzeń, choć czuła się tak jakby te słowa skierowane były właśnie do Dellingera. — Zatrzymam tę wojnę.
~*~
Loki przystanął na moment, by obserwować. Z pewnej odległości widział jak grupa siedmiu mężczyzn ubranych w znoszone, robocze stroje wędrowało ku wyjściu z pałacu niedaleko kuchni. Nastał już wieczór, więc i tak wracali do domów później niż zwykle. Było to oczywiście spowodowane porażającą liczbą znaczących wydarzeń w pałacu w ostatnim czasie.
Ci Asgardczycy nie mieli tu stałej pracy. Stanowili jedynie ochotników, którzy byli wyjątkowo potrzebni, bo zwykła służba była za bardzo przeciążona obowiązkami. Cóż, nikt nie powiedział, że te wszystkie biesiady łatwo jest przygotować. Zazwyczaj przywozili i rozładowywali dodatkowe zamówienia od rzeźników, dźwigali ciężkie worki mąki lub wykonywali inne, równie męczące zajęcia. Mimo to rwali się do pracy, bo mogli liczyć na całkiem niezłe wynagrodzenie.
Teraz spieszyli się do domów by zjeść późny posiłek. Loki odczuwał pewną satysfakcję na ten widok. Stanowił on koniec jego męczarni. Wreszcie świętowanie na cześć jego brata dobiegło końca. Niestety musiał w tym wszystkim uczestniczyć i udawać, że jest choć w małym stopniu zadowolony. Wątpił by słowo „szczęśliwy" przeszło mu przez gardło w najbliższym czasie. W środku aż się gotował na myśl, że te wszystkie uczty mogły, a wręcz powinny być na jego cześć. To on powinien triumfować, a nie jego brat, który pojęcia nie miał o byciu władcą, a tym samym nie nadawał się do tej roli. Ale jeszcze bardziej niż na Thora, wściekał się na ojca. Jak zwykle Wszechojciec go zlekceważył i nie docenił. Nie zwrócił uwagi na jego ogromne wysiłki, zaangażowanie i chęci. Loki uważał samego siebie za doskonały materiał na władcę i mógłby długo wymieniać, dlaczego tak twierdzi. Tym samym najgorsze było dla niego to, że nie miał pojęcia, jakim cudem ojciec wybrał Thora. Ponieważ nie potrafił sobie na to odpowiedzieć, wściekał się, a na dodatek był cholernie rozdarty pomiędzy chęcią zemsty, a powielaniem kolejnych prób zwrócenia na siebie uwagi.
![](https://img.wattpad.com/cover/126733478-288-k745657.jpg)
CZYTASZ
Biały Łowca || Loki
FanficGunnar, namiestnik Wanaheimu, zostaje zaproszony wraz z rodziną przez samego Wszechojca do Asgardu. Postanawia również zabrać ze sobą Marion - swoją wychowankę, która dzięki poświęceniu ojca zyskała możliwość prowadzenia nowego, lepszego życia na dw...