Rozdział XIV. Prawdomówna złodziejka

80 5 0
                                    

Po sporym opóźnieniu udało im się w końcu wyruszyć. Cała trójka pod wpływem iluzji była niewidoczna dla strażników, którzy i tak nie okazywali większego zainteresowania swoim obowiązkom. Vali przez cały czas kurczowo trzymał Marion jakby się obawiał, że się gdzieś zgubi. Czuł się bardzo dziwnie i nieswojo, dlatego chciał, aby się to szybko skończyło.

Bez problemu pokonali całą drogę. Okrążyli budynek i Vali zaprowadził ich do drzwi, którymi mogliby wejść, nie wzbudzając podejrzeń.

Loki przyjrzał się zamkowi. Zaczął się zastanawiać nad jego otwarciem, ale tym samym momencie Vali wyszeptał:

— Nie wiem, gdzie teraz stoicie, ale odsuńcie się od drzwi.

Stało się jasne, że zamierza użyć swojego łomu. Było to jednak dość ryzykowne ze względu na hałas.

— Nie! — zaprzeczył stanowczo Loki. — Ja to zrobię.

Zanim ktokolwiek zareagował na jego słowa, przyłożył rękę do zamka. Rozległ się głuchy szczęk i zamek ustąpił. Bez problemu otworzył drzwi, których nienaoliwione zawiasy zaskrzypiały przy otwarciu.

Weszli do środa i dopiero, gdy drzwi ponownie zamknięto, Loki zdjął z nich iluzję.

— Jak to się stało? Czy to... — zapytała Marion z niekrytym podziwem.

— To istnieje jakieś zaklęcie na otwieranie zamków? — wszedł jej w słowo Vali.

— Poniekąd tak — odparł Loki, uśmiechając się z wyższością, bo ich podziw naprawdę mu schlebiał.

Tak właściwie nie istniało uniwersalne zaklęcie, za pomocą którego można było otworzyć jakieś drzwi. Należało po prostu wiedzieć, jak obejść mechanizm zamka. W tym przypadku był on bardzo prosty, bo same drzwi nie należały do szczególnie wartych zabezpieczenia. Loki wykorzystał jakże prostą, a za razem bardzo użyteczną umiejętność przesuwania przedmiotów z odległości. Ktoś inny, jeśli nie chciałby narobić rumoru łomem, musiałby sobie radzić za pomocą napinacza, który przytrzymywał bębenek w odpowiednim napięciu oraz wytrycha, dzięki któremu można było unieść wszystkie bolce i w rezultacie obrócić bębenek bez konieczności posiadania klucza.

— Więc co teraz? — zapytał, rozglądając się.

— Szukamy dowodów — odparła Marion.

Ona i Vali już się rozdzielili. W zadziwiająco szybkim tępie zebrali się do przeszukania całego terenu. A było co oglądać.

Wewnątrz znajdowało się pełno rożnego rodzaju naszym, dzięki którym robotnicy pracowali szybciej. Narzędzia i materiały były dosłownie wszędzie, ale panował tutaj porządek. Wyglądało na to, że wszystko ma swoje miejsce.

Marion obserwowała to wszystko w pełnym skupieniu, krążąc prowizorycznymi przejściami. Rozpoznawała funkcje niektórych maszyn, ale były też takie, których w życiu nie widziała na oczy i nie miała pojęcia, do czego służą. Zastanawiała się, czy pośród tej ogromnej ilości różnych rzeczy uda jej się znaleźć to, czego szuka.

~*~

Rozległo się ciche skrzypnięcie. Klapa w podłodze uniosła się. Wychylił się z niej Karsten, którego wzrost w tym momencie był dość uciążliwy. Wstał i z ulgą się wyprostował. Kiedy zamknął z powrotem klapę, usłyszał jakiś dźwięk.

Czy to był czyjś... głos?

Nie, przecież to niemożliwe. Strażnicy, już dawno przez niego przekupieni, nigdy nie wchodzili do środka. Zawsze stacjonowali na zewnątrz i kiedy Karsten wychodził, nie zwracali na niego uwagi, bo byli uprzedzeni. Każdy zresztą, kto był nieoficjalnym gościem Hundigera, przechodził tym przejściem, ale jak długo z niego korzystał, nigdy nie natknął się na kogoś o tej porze.

Biały Łowca || Loki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz