Rozdział 27

160 4 0
                                    

Poród trwał już kilka godzin a ja z każdą minutą traciłam kolejne zapasy energii. Nie miałam już siły aby nabrać kolejnego oddechu. Dostałam wcześniej jakieś lekarstwa, ale to dużo mi nie pomogło. Czasem nie do końca wiedziałam co się ze mną dzieję. Dobrze, że Sebastian był obok i myślał za mnie. Chciałam aby to wszystko już się skończyło, a niestety na to się nie zapowiadało. Przez personel szpitala byłam solidnie przygotowana do urodzenia dziecka, tylko ja i mój organizm komplikowaliśmy całą sytuację. Ogromny ból, zmęczenie i cząstka strachu i bezradności nie ułatwiało nikomu pracy. Miałam już dość. Gdyby nie ta cholerna białaczka wszystko potoczyłoby się łatwiej. Była u skraju wytrzymałości.

Gdy już myślałam, że nie dam rady, że muszę się poddać, że czas już odpuścić spojrzałam na Sebastiana. W jego błękitnych jak fala oceanu oczach ujrzałam wielką miłość, podziw i wiarę. Wierzył w to, że mi się uda i oboje wyjdziemy stąd obronną ręką. Mocno ścisnął moją dłoń i zagryzł dolną wargę. Chciał mnie uwolnić od tego cierpienia i cały ból wziąć na siebie. Nie mogłam go zawieść. Nie mogłam odpuścić. Nie mogłam mu tego zrobić. Musiałam walczyć do ostatnich sił. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech. Trzeba było to jak najszybciej skończyć.

Kilka minut później po sali rozbiegł się płacz, płacz naszego dziecka. Opadłam z ulgą na łóżko.
- Jestem z ciebie dumny. - wyszeptał wprost do mojego ucha i odgarnął z mojej twarzy kosmyk włosów. Gdyby nie on nie dałabym rady. Pielęgniarki na kilka sekund dali mi Davida na ręce. Mimo ogromnego bólu i zmęczenia jakiego doznałam uznałam ten dzień za jeden z najlepszych w moim życiu, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy cały ból odszedł w zapomnienie. Sebastian uśmiechnął się i oboje pocałowaliśmy naszego syna w główkę. Był taki malutki, drobny i bezbronny. Nie dane mi było nacieszyć się nim długo, ponieważ od razu mi go zabrali aby sprawdzić czy wszystko jest z nim w porządku. Ja sama też nie byłam w najlepszej formie i musiałam odpocząć.

Przewieziono mnie na salę, w której poprzednio leżałam. Z każdą chwilą pomieszczenie pustoszało coraz bardziej. Lekarze, którzy upewnili się, że jestem w stabilnym stanie poszli na zasłużoną przerwę.

Każdy chciał zobaczyć chłopca. Moi rodzice przed chwilą wyszli z pokoju pozwalając abym w końcu zobaczyła znajomych.

- Jak się czujesz? Jak było? Kiedy oddadzą ci Davida? - Fran, jak to zwykle ona, od razu zasypała mnie pytaniami. Przytuliła mnie a potem objęła Sebastiana, który cały czas siedział obok mojego łóżka i patrzył w jeden punkt przy wizycie moich rodziców, gdy weszli chłopacy ożywił się i zaczął cieszyć się z nowej roli. Wcześniej zachowywał się tak jakby to do niego nie docierało. Mężczyźni uściskali się serdecznie, potem ja dostałam kilka buziaków. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia. Mimo zmęczenia nie chciałam odpoczywać. Cieszyłam się, że oni tu byli. Kto wiedział czy nie widzę ich ostatni raz. Liczyłam się z konsekwencjami, które mogły wystąpić w każdy momencie.

- To była tragedia. Wszystko mnie boli. W pewnym momencie już nie miałam nawet siły oddychać. Ale teraz już jest w porządku. Odpocznę trochę i będzie dobrze. - odpowiedziałam w końcu na pytania Fran. Brunetka skrzywiła się słysząc moją opowieść.
- Gdzie macie małego? - zapytał Lewis lekko zaniepokojony.
- Zabrali go na badania. Niedługo powinni go oddać. - Sebastian uprzedził mnie w odpowiedzi co sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Minttu dzwoniła. - zaczęłam Fran. Opowiedziała mi cały przebieg tej rozmowy i przekazała gratulacje od małżeństwa.

Przerywając nasz dialog do pokoju weszła pielęgniarka pchająca łóżeczko z noworodkiem. Kobieta zdziwiła się zamieszaniem i obecnością kilku osób w pomieszczeniu.
- Wszystko jest w porządku. Urodziła pani silnego, zdrowego chłopca. - powiedziała gdy zobaczyła moje pytające spojrzenie. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Po tym jak nakarmiłam synka i nacieszyłam się jego obecnością na ręce wziął go Lewis. Sprawiło mu to ogromną radość. Od razu pochwalił się nim na swoich portalach społecznościach a wszyscy mieliśmy niezły ubaw z jego zachowania. Jednak było ona urocze i kochane. Nasza decyzja była odpowiednia i w stu procentach trafna.
- Przesłodki jest. - stwierdziła Fran gdy razem z Hamiltonem nachylali się nad łóżeczkiem. Maluch ubrany w przesłodkie ciuszki, które dostał od przyszłego ojca chrzestnego spokojnie spał.

Ostatnie spojrzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz