Rozdział 4

267 8 0
                                    

Siedziałyśmy na łóżku naprzeciwko siebie a telefon, ustawiony na tryb głośnomówiący leżał pomiędzy nami. Z każdą kolejną sekundą miałam ochotę rozłączyć połączenie wychodząc z założenia, że nawet nie pamięta kim jestem oraz, że to wszystko potoczy się nie w taką stronę jakby sobie tego życzyła. Gdy usłyszałam pierwszy sygnał o mało co nie pożegnał się z życiem. Strasznie się stresowałam. Drugi, trzeci sygnał, nadal nie usłyszałyśmy żadnego głosu. Ręce coraz bardziej mi się trzęsły, ale powoli traciłam nadzieję na to, że odbierze. Z mojej twarzy znikał uśmiech. Fran przeniosła swój wzrok z telefonu na mnie i niemrawo się uśmiechnęła.


- Tak? - zamurowało mnie. Jednak odebrał. Wpatrywałam się w telefon z niedowierzaniem a moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Ten głos, jego głos był miodem na moje uszy. Ukojeniem na moje serce. Fran, z wielkim uśmiechem uderzyła mnie w ramię, abym przywrócić mi myślenie i aby cokolwiek powiedziała. Gdyby jej przy mnie nie było pewnie nawet bym się nie odezwała. Już nie mówiąc o tym, że pewnie wcale bym nie zadzwoniła.
- Cześć. Mówi Lia. - wydukałam a brunetka jeszcze bardziej się uśmiechnęła unosząc kciuki do góry. - Dziewczyna z Kanady. - dodałam dla pewności.
- Oo cześć. Jak się czujesz? - w jego głosie słyszałam radość, ale też zdziwienie. Byłam pewna, że od samego początku wiedział z kim rozmawia, co bardzo mnie bardzo ucieszyło.
- W porządku. To kwestia przemęczenia. - rozważałam kilka opcji przebiegu tej rozmowy, ale nie przepuszczałam, że dojdzie ona aż do takiego momentu. Byłam pewna, że zrezygnuję. - Dzwonię, żeby ci podziękować. Dziękuję, że mi pomogłeś. - pewnie w moim głosie było słuchać lekkie zdenerwowanie, ale nic nie mogłam z tym zrobić, nawet jeśli starałam się ze wszystkich sił sprawić aby brzmiało to naturalnie. Za bardzo mi zależało. Na rozmowie i na nim.
- Nie masz za co. Każdy by się tak zachował. - Fran dała mi znak, żebym kończyła tą rozmowę. Ona lepiej zna się na takich sprawach, więc postanowiłam się jej posłuchać.
- I tak dziękuję. - mimo tego, że chciałam już zakończyć tą rozmowę, nie umiałam. Bałam się, że więcej go nie usłyszę, że więcej nie będę mogła z nim porozmawiać, że to wszystko się skończy mimo tego, że nawet się nie zaczęło. Bo jak można tu mówić o czymś  więcej. Przecież widzieliśmy się raz nie zamieniając ze sobą żadnego konkretnego zdania. - Muszę kończyć. Wołają mnie. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - wymyśliłam na poczekaniu bo nie miałam zielonego pojęcia jak inaczej to zakończyć. W oczach Fran widziałam radość, ale też ulgę. Chciała żebym była szczęśliwa.
- Na pewno. Do zobaczenia. I...uważaj na siebie. - gdy się rozłączyłam upadłam na łóżko a Fran zaczęła się śmiać.

- Widzisz, przeżyłaś. Teraz czekamy na jego krok. - powiedziała wychodząc z pokoju, tym samym zostawiając mnie samą. Niby krótka, nic nie znacząca rozmowa a tak bardzo mnie dotknęła. Moje całkowite uspokojenie się trochę trwało. Cały czas słyszałam trzy ostatnie słowa "uważaj na siebie". To było takie słodkie a zarazem takie normalne. Każdy wypowiedziany przez niego wyraz rozłożyłam na czynniki pierwsze. Nigdy nie zwariowałam tak na punkcie żadnego faceta. Moje miłości życia były przelotne i nie trwały zbyt długo. Po kolejnym rozczarowaniu nową znajomością doszłam do wniosku, że skupię się na pracy i karierze. Jak widać wyszło mi to na dobre. Jednak to co poczułam do Sebastiana nigdy mi się nie zdarzyło. Kompletnie nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Spędziliśmy razem nawet niecałe 5 minut, ale wiedziałam, że jest dla mnie kimś ważnym. To prawda, że nie miałam chłopaka już dłuższy czas, ale nie byłam z tych co lecą na każdego kto się pojawi.
- I co teraz? - weszłam do kuchni gdzie Fran robiła coś do jedzenia.
- Czekamy aż zadzwoni. - powiedziała z pewnością i przekonaniem doświadczona brunetka nie przerywając czynności.
- A jak tego nie zrobi? - wstawiłam wodę na herbatę i usiadłam na jednej z szafek.
- Na pewno zadzwoni. Zaufaj mi. - zjadłyśmy pyszne danie przygotowane przez moją przyjaciółkę i poszłyśmy spotkać się ze znajomymi. Spędziliśmy z nimi całe popołudnie.

• • • • •

Dzwoniący telefon znalazłem w ostatniej chwili. Nigdy nie wiem jakie jest jego aktualne położenie. Gdy usłyszałem imię osoby dzwoniącej z wrażenia usiadłem na najbliższym fotelu. Radość i ulga opanowały moje serce. Wierzyłem w to, że zadzwoni, ale nie przepuszczałem, że naprawdę to zrobi. Nie wyglądała na taką, która robi pierwszy krok. Krótka rozmowa z nią przywróciła uczucia, wspomnienia i nadzieję. Nadzieję na to, że nasza znajomość nie skończy się na takim poziomie. Nawet po zakończeniu rozmowy serce nadal mocno biło. Chyba mi na niej zależało. Bardziej niż na kimkolwiek dotychczas. Nie poznawałem siebie i własnego zachowania.

- Ej stary!? - aż podskoczyłem gdy Fabian klepnął mnie w ramię. - Stało się coś? - zapytał gdy zobaczył moją przerażoną i zdezorientowaną twarz.
- Nie! - stanowczo zaprzeczyłem a młodszy brat tylko tajemniczo się uśmiechał jakby słyszał każde słowo z mojej rozmowy. Mimo tego, że między nami była dość duża różnica wieku zawsze mieliśmy dobry kontakt. Obaj wiedzieliśmy, że nawet o 3 nad ranem możemy zadzwonić do tego drugiego i liczyć na jego pomoc. Jednak teraz wziął mnie z takiego zaskoczenia, że nie byłem w stanie nic mu powiedzieć.
Miałem chwilę przerwy między wyścigami więc postanowiłem odwiedzić rodziców. Tory wyścigowe znajdowały się niedaleko mojego rodzinnego domu co w znacznej mierze ułatwiło mi spotkanie z nimi.
Nie mogłem spędzać z nimi tyle czasu co kiedyś dlatego zawsze korzystam z takiej możliwości. Czasami nawet kilka godzin spędzonych w rodzinnym domu daje dużo motywacji i radości.

Siedziałem na jednym z krzeseł i przyglądałem się pracom mechaników przy czerwonym bolidzie. Wcale nie myślałem o nadchodzących kwalifikacjach, w których muszę być maksymalnie skupiony aby mieć ułatwiony niedzielny wyścig. Myślałem tylko o niej. Myślałem o tym co mógłbym zrobić żeby jeszcze ją zobaczyć. Teraz była pora na mój krok. Nie chciałem wykonać go zbyt pochopnie aby wszystkiego nie zniszczyć. Jednak teraz jest weekend wyścigowy. Muszę być maksymalnie skupiony aby zdobywać kolejne punktu i zdobyć kolejne mistrzostwo, albo chociaż sprawić żeby nie zdobył go Nico. Przez pracę nie miałem kompletnie siły ani czasu.

• • • • •

Mijały kolejne dni, tygodnie a Sebastian nadal nie dzwonił. Powoli traciłam nadzieję. Zależało mi na nim, ale postanowiłam nie robić z siebie kretynki i nie wydzwaniać do niego co drugi dzień. Zadzwoniłam raz. Ma już mój numer, wie jak mam na imię, jakby chciał to by sam zadzwonił.  Każdego dnia jego błękitne tęczówki coraz bardziej znikały za mgłą, która przypominała mi o tym jak dawno się widzieliśmy. Dodatkowo postanowiłam, że nie dam się tak oplątać jego cudownym oczom i nie będę co chwile o nich myśleć. Nie będę bo robię sobie tylko większą nadzieję a i tak z tego nic nie będzie. Wydarzyło się, koniec. Trzeba żyć dalej.

- Lia wstawaj bo nie zdążysz! - Fran weszła do pokoju. Powinnam wstać już 15 minut temu, ale zupełnie nie miałam na to siły, wszystko mnie bolało. Nawet najdrobniejszy mięsień i to na pewno nie były zakwasy. Zwykle nie miałam problemu z porannym wstaniem. Rzadko kiedy też się spóźniałam. Wolałam wyjść wcześniej i zaczekać. - Lia! - powoli i niepewnie podeszła do mojego łóżka, usiadła na brzegu i złapała mnie za ramię. Z wielkim trudem przewróciłam się na plecy. - Dobrze się czujesz? - pokręciłam głową, zgodnie z prawdą. Nie miałam nawet siły na to aby cokolwiek jej odpowiedzieć. Delikatnie dotknęła mojego czoła. - Masz gorączkę. - oznajmiła i pobiegła po termometr. Miałam prawie 39 stopni. Cały dzień spędziłam w łóżku. Chciałam iść do pracy, ale Fran mi na to nie pozwoliła. Ona też nie poszła. Została ze mną za co byłam jej bardzo wdzięczna. Raźniej mi było. Raz czułam się koszmarnie, ale za chwilę wszystko było w porządku. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. Następnego dnia stan mojego zdrowia był już całkowicie inny. Sto razy lepszy. Żadnej temperatury, osłabienia, zawrotów głowy, nic. Byłam w pełni zdrowia i mogłam bez problemu iść do pracy. Oczywiście musiałam się sporo tłumaczyć bo nikt mi nie chciał uwierzyć, że wczoraj nie miałam nawet siły wstać z łóżka a dzisiaj stoję przed nimi zdrowa jak ryba. Na szczęście nie było sporo czasu na dyskutowanie i zajęliśmy się pracą.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ostatnie spojrzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz