Kotek

101 7 0
                                    

Sebastian z żoną i córką wybrali się na urlop na wieś niedaleko Częstochowy. Wynajęli domek w lesie na uboczu wioski i cieszyli się sielskim klimatem i świętym spokojem. Córeczka Sebastiana, Ania, znalazła kotka w lesie. Był jeszcze młody, miał białą sierść z brązowymi łatkami. Ktoś zostawił karton pełen kociaków i tylko jeden przeżył. Rodzina zaopiekowała się nim i postanowili go zatrzymać.

Któregoś dnia wybrali się nad rzekę. Było ciepło, ale nie upalnie, bezchmurne niebo i rześki wietrzyk tworzyły atmosferę idealnego lata. Dotarli na szczyt łagodnego wzgórza, w dole leniwie płynęła Warta. Wybrali piaszczysty brzeg po wschodniej stronie rzeki i rozsiedli się na kocach. Ania była tak pochłonięta zabawą z kotkiem, że nie chciała wchodzić do wody. Sebastian był zadowolony z nowego zwierzaka, nie przepadał specjalnie za kotami, ale przynajmniej miał chwilę wytchnienia od córki. Zapowiadał się bardzo udany urlop.

Następnego dnia Sebastian został w domku sam, bo jego żona i córeczka pojechały do sklepu. Była siódma rano, Sebastian w samych spodniach rąbał drewno na ognisko, kiedy zobaczył, że kot wyszedł z domu i idzie do lasu. Niespecjalnie się tym przejął i kontynuował pracę. Po chwili naszła go myśl, że jeśli kotek się zgubi, to jego córeczka będzie bardzo smutna, będzie jeszcze gorzej, jeśli będą musieli wracać bez niego. Zaczął więc iść za nim. Po chwili kotek wszedł na teren opuszczonej posiadłości w głębi lasu. Miejscowi twierdzili, że tam straszy, ale Sebastian nie wierzył w takie rzeczy. Zobaczył, że kotek chodzi po murowanym obrębie studni. Zrobił krok w jego stronę i runął na ziemię. Wstał, przeklinając swoją niezdarność i zobaczył, że potknął się o jeżyny. Wyciągnął buta z kolców i spojrzał na studnię. Kotka tam nie było.

– Szlag by cię, głupi futrzaku – powiedział głośno i ruszył w stronę studni szukać go dalej. Wszedł na teren posiadłości i zaczął się rozglądać za kotem. Nagle, za sobą i jakby z dołu, usłyszał błagalne miauczenie. Odwrócił się i spojrzał na studnię.

– No nie, no kurwa, nie!

Podszedł do studni i zajrzał w dół. Dobiegało stamtąd ciche miauczenie. Studnia nie wyglądała na głęboką i najwyraźniej była sucha, skoro nie usłyszał plusku i skoro kotek jeszcze się nie utopił.

– Jesteś najgłupszym kotem na planecie, wiesz? – zapytał kota na głos i rozejrzał się za jakąś liną, żeby po niego zejść. "Czego się nie robi dla dzieci, eh…", pomyślał kiedy znalazł linę w starej butwiejącej szopie. Lina wydawała się mocna, więc położył gruby i świeży badyl w poprzek studni, przywiązał do niego linę i zaczął schodzić na dół. Na oko wydawało mu się, że studnia ma około trzech metrów głębokości, może czterech. Opuszczając się na dół, poczuł okropny smród i śluz na ścianach studni.

– Kici, kici, czemu cię nie słyszę teraz, mały pchlarzu? Dajże głos – mówił do kotka, bo nie słyszał go ani nie widział z tej pozycji. Spojrzał na górę, słońce było jeszcze dość nisko i bardzo niewiele światła wpadało do studni. Na górze zobaczył małego kotka przechadzającego się po brzegu studni.

– Co do cholery! – zdziwił się Sebastian i zaczął wspinać z powrotem na górę, kiedy usłyszał trzaśnięcie drewna. Wpadł w panikę i zaczął wspinać się szybciej ale badyl złamał się, a Sebastian razem z liną i badylem runął na dół. Z głośnym pluskiem wpadł do okropnie cuchnącej brei. Wynurzył się i spojrzał na górę. Wylot studni był dobre 15 metrów nad nim. Był w szoku po nagłym upadku i nie wierzył w to, co się właśnie stało.

– Tfu, kurwa – wypluł z obrzydzeniem breję, której nałykał się, kiedy wpadł do niej i próbował się wynurzyć. W panice zaczął się rzucać, przez co tylko sprawił sobie ogromny ból w nodze. Czuł, jakby była złamana. Niewiele myśląc, podjął próbę wspinaczki na górę. Zaparł się zdrową nogą o jedna stronę studni i plecami o drugą, ręce trzymał po bokach, i spróbował się podciągnąć. Murowana studnia okazała się być pokryta śliskim śluzem i Sebastian znowu runął twarzą w wodę na dnie. Spróbował tak jeszcze kilka razy i w końcu się poddał. Wymacał linę i spróbował nią podrzucić. Jednak była ona ciężka od wilgoci i oblepiona czymś, w dodatku był prawie po szyję w wodzie. Po kilku próbach dotarła do niego beznadzieja sytuacji. Zaczął gorączkowo myśleć nad tym; jak się stąd wydostać. Z sensownych opcji miał tylko linę oraz wołanie o pomoc. Starał się więc robić to jednocześnie.

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz