Jaskinia

63 4 0
                                    

Siedzimy w jaskini o zablokowanym wejściu jakieś 50 metrów pod ziemią. Nie wiem jak długo tu jeszcze wytrzymam. Ta wszech ogarniająca ciemność, krople wody spadające na powierzchnię gdzieś w oddali... To nie do zniesienia. Ale lepiej będzie jeśli dowiecie się, jak tu się znalazłwm.

Zaczęło się od przyjścia do mnie mojego dobrego przyjaciela wczoraj około południa. Obaj jesteśmy tak zwanymi speleologami lub też po prostu grotołazami. W każdym razie naszą pasją jest penetracja różnego rodzaju jaskiń. Był cały rozpromieniony, z początku nie mógł z siebie wydusić ani jednego słowa. Wpatrywałem się w niego zdziwionym, a jednocześnie pytającym wzrokiem, lecz po chwili wpadłem w identyczny stan, kiedy powiedział mi, że namierzył w pobliżu naszego miasta idealny cel na wyprawę. Była to dobrze ukryta jaskinia, podobno bardzo głęboka oraz niebezpieczna, innymi słowy: jak najbardziej godna uwagi takich zapaleńców jak my.

Około 11.00 staliśmy już u wejścia do groty z pełnym wyposażeniem. Opuściliśmy się w dół, po jakimś czasie znaleźliśmy się w dość dużym pomieszczeniu, z którego odchodziły 3 korytarze. Wybraliśmy pierwszy od naszej lewej strony. Schodziliśmy nim powoli w dół. Gdy doszliśmy do jego końca znaleźliśmy się w dużej komorze ze stalaktytami i stalagmitami. Usłyszęliśmy spadające małe kamienie. Nie zwróciliśmy na nie większej uwagi. Poszliśmy sprawdzić czy odchodzi z tej komory jakiś korytarz, którym moglibyśmy przemieścić się wgłąb jaskini. Wtedy stało się coś, co uzieniło mnie w tym piekielnym miejscu. Zawalił się korytarz, którym szliśmy przed chwilą. Nasze wyjście zostało całkowicie zablokowane przez ciężkie głazy i kamienie. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Zachwyt i radość na naszych twarzach przemieniły się w niedowierzanie i strach. Przysiedliśmy. Byliśmy zbyt sparalizowani lękiem by panikować. Siedzieliśmy tak chyba ze 3 godziny (choć trudno to ocenić) zbierając myśli. W pewnym momencie mój kumpel zaczął płakać. Przypuszczałem, że miał wyrzuty sumienia, że zaciągnął nas w to miejsce. Po pewnym czasie, po chęci zapadnięcia w sen, wywnioskowałem, że jest pora wieczorna. Zasnęliśmy.

Drugiego dnia obudziliśmy się wciąż będąc ogarniętymi przez ciemność z latarkami jako jedynymi źródłami światła. Mimo iż wiedzieliśmy, że nasze dni są już policzone staraliśmy się przetrwać jak najdłużej i starać się normalnie funkcjonować. Po zjedzeniu na śniadanie pewnej (niedużej) części naszych zapasów podjęliśmy pierwszą, desperacką próbę odgruzowania zasypanego korytarza, która okazała się bezskuteczna. Zmęczeni ciężką pracą zrobiliśmy się głodni, ale nie wzięliśmy nic do ust mając na względzie mocno ograniczoną ilość żywności. Naszą jedyną pociechą była możliwość podziwiania pięknej groty, w której byliśmy uwięzieni. Zajęliśmy się tym stabilizując swe myśli. Gdy naszła nas ochota na sen położyliśmy się spożywszy uprzednio część zapasów.

W trzecim dniu zużyliśmy prawie wszystkie zapasy. Próbowaliśmy tego dnia znów odblokować wejście, jednak ponownie bezskutecznie. Nabawiłem się tylko przy tym dość poważnej rany na nodze. Opatrzyliśmy ją używając apteczki. Wieczorem wykorzystaliśmy już wszystkie zapasy żywności.

Dnia czwartego obudziliśmy się przygnębieni. Wiedzieliśmy bowiem, że od tej pory będziemy mogli polegać jedynie na sile naszych organizmów. Bałem się. Słyszałem, że śmierć głodowa jest śmiercią najgorszą. Mimo wszystko co jakiś czas podnosiłem się i próbowałem choć ruszyć jakikolwiek głaz z zawalonego przejścia. W końcu porzuciłem nadzieję całkowicie. Mój kolega jednak wyglądał o wiele gorzej niż ja. Był wciąż panicznie przestraszony, rozdygotany. Prawie w ogóle się nie odzywał. Myślałem, że zdążył już pogodzić się z losem, ale myliłem się. Starałem się z nim pogadać, pocieszać, ale to nic nie dawało. Tego dnia wysiadła jego latarka. Ogarnęła nas jeszcze większa ciemność. Położyliśmy się spać głodni.

Stan mojego przyjaciela wciąż był beznadziejny. Ba! Pogarszał się. Chodził niespokojnym (delikatnie mówiąc) krokiem po jaskini. Robił to bez przerwy, wykrzywiając dziwnie twarz. Ciągle powtarzał, że jest głodny i spragniony. Dobijał się tym tylko. Sam starałem się nad sobą panować mimo ogromnego głodu. Tego dnia siedziałem jak zwykle na ziemi lub próbowałem zasnąć w celu uzyskania jakiejś ulgi, pozbycia się uczucia głodu i pragnienia. W przeciwieństwie do mnie, mój kumpel nie spał chyba w ogóle.

W dniu szóstym nic sié nie działo. Poza jednym: mój kolega zaproponował mi picie krwi w celu zaspokojenia pragnienia. Nie dałem mu jednoznacznej odpowiedzi. On sam stał się prawie ludzkim wrakiem. Podczas mojego przerywanego snu zdołałem zauważyć, że gapił się przez cały ten czas na głazy blokujące wyjście z jaskini.

Siódmego rozciąłem nożem moją ranną nogę i upuściłem trochę krwi do plastikowego naczynia, które mój kolega miał w swoim plecaku. Napiliśmy się nie zważając nic a nic na nieprzyjemny smak, a mając na myśli tylko zaspokojenie pragnienia. Piliśmy też swój mocz, który oddawaliśmy do tej samej plastikowej miseczki, do której spuszczaliśmy krew. Najgorszy był głód, który stawał się niemożliwy do wytrzymania. Po długim zastanowieniu odciąłem sobie chorą nogę obwiązując kikut bandażem z apteczki jakieś 10 centymetrów poniżej kolana. Zjedliśmy ją popijając krwią, która sączyła się z rany. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że nasze działania są całkowicie beznadziejne i bezsensowne. Od tamtej pory już nie sypialiśmy.

Następnego dnia rano mój przyjaciel pozbawił się dłoni. Zjadł ją sam nie dzieląc się ze mną. Myślał już tylko o sobie i o podtrzymaniu za wszelką cenę swojego życia, choć było to daremne. Od tej pory nic do mnie nie mówił, tylko chodził i czołgał się po jaskini szukając zawzięcie oczami czegoś co mógłby zjeść. Od czasu do czasu spoglądał na mnie łakomym wzrokiem.

Mój przyjaciel stracił rozum. Zaczął natarczywie prosić mnie bym dał mu trochę swojego ciała. Wiedziałem, że najchętniej zabiłby mnie żeby potem całego zjeść. Zaproponowałem mu żeby zasnąć, a może wtedy zapomni o głodzie. Zasnął. Następnie zabiłem go nożem. Po dokonaniu tej czynności wgryzłem się łapczywie w jego brzuch odgryzając jak najszybciej jego kawałki.

Wciąż żywię się ciałem kolegi oraz jego krwią. Zaspokoiłem głód, lecz rana po mojej odciętej nodze wciąż wydziela powoli krew. Zacząłem żałować, że go zabiłem. Lepiej by było gdyby to on zabił mnie, ale z drugiej strony cóż by mu to dało? Leżę omdlały już kilka godzin. Krew wciąż cieknie z mojej rany. Zaczynam powoli odpływać. W końcu się od tego wszystkiego uwolnię...
----------------------------------------------------------------------
Źródło: https://creepypasta.fandom.com/pl/wiki/Jaskinia

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz