Poród

115 10 2
                                    

Dariusz Wirecki przestąpił próg szpitala i podszedł do kobiety, siedzącej za kontuarem z napisem: INFORMACJA.

- Przepraszam, czy poród już się zaczął? – spytał.

Kobieta spojrzała na niego leniwie.

- Jest pan kimś z rodziny? – jej głos był oschły, nie okazywała żadnego zainteresowania mężczyzną.

- Tak, jestem mężem kobiety, którą przywieźli tu jakieś… - spojrzał na zegarek. – Pół godziny, może czterdzieści pięć minut temu. Nazywa się Julita, Julita Wirecka.

- Z tego co widziałam, wieźli tu jakąś dziewczynę… myślę, że już się zaczęło.

- W której sali?

- Niech pan sprawdzi na porodówce, nie wiem dokładnie, gdzie ją trzymają.

Dariusz odszedł od niej, zacisnąwszy dłonie w pięści. „Co to za babka?”, pomyślał. Uznał, że jedynie stracił przy niej czas. Czym prędzej przebiegł szpitalny korytarz kierując się w stronę wspomnianej porodówki. Dotarł do wind i zaczął wspinać się po schodach na drugie piętro. Mgliście sobie przypominał ostatnią wizytę tutaj, ale jakimś cudem wciąż pamiętał drogę prowadzącą na oddział.

Zastanawiał się, dlaczego jego żona tak nagle musiała jechać do szpitala. Była dopiero w ósmym miesiącu ciąży, a więc do rozwiązania zostało jeszcze trochę czasu. Gdy wyjeżdżał rano do pracy, czuła się dobrze. Dzień przebiegał jak zwykle. Spotkania z biznesmenami, firmowy obiad, różne pierdoły. Aż w pewnym momencie, podczas jednej z konferencji dostał telefon, że Julicie odeszły wody i jest w drodze do szpitala. Miała szczęście, że jej najlepsza przyjaciółka, Katarzyna była przy niej w chwili, gdy zaczęły się bóle. Ona jedna zachowała trzeźwość umysłu i zapakowała ją do samochodu, a potem, będąc już w drodze, dała mu znać. Przyjechał tak szybko, jak tylko mógł. Urwał się z pracy, nie przejmując się konsekwencjami tego, że zostawił zagranicznych gości samych sobie, a następne spotkania były na jeszcze wyższym szczeblu. Mógł przez to stracić pracę, ale wtedy myślał tylko o swojej rodzinie, która za kilka chwil miała się powiększyć.

Czyż to nie piękne?

Nowe życie, życie, które sami stworzyli.

Na twarzy Dariusza pojawił się szeroki uśmiech. Na wieść o tym, że Julita jest w ciąży, miał ochotę skakać z radości. Od dłuższego czasu planowali mieć potomka, ale dopiero niedawno się zdecydowali. Oboje uznali, że są gotowi i co więcej – oboje tego pragnęli. Jednak dopiero po ponad sześciu miesiącach prób udało mu się zapłodnić żonę. Nie wiedział, dlaczego tak długo Julita nie mogła zajść w ciążę, ale nie przejmował się tym. Wiadomość, że w końcu im się udało, odsunęła w cień wszystkie zmartwienia. W końcu spełnili swoje marzenie. Nareszcie będą mieć dziecko. Płód rozwijał się zgodnie z oczekiwaniami. Gdy dowiedzieli się, że będzie chłopcem, Dariusz popłakał się ze szczęścia. Od zawsze chciał mieć syna, a teraz okazało się, że jego pierwsze dziecko będzie płci męskiej.

Oboje nie mogli doczekać się, aż nadejdzie czas narodzin. I choć tak nagła decyzja maleństwa w sprawie przyjścia na świat była im na rękę, mężczyzna poczuł niepokój. Nie znał się za bardzo, ale przypuszczał, że poród miesiąc przed terminem nie jest czymś normalnym. Gdy zaczął się nad tym zastanawiać, zauważył, że ni stąd ni zowąd ogarnia go przerażenie.

A co, jeśli tuż przed końcem jego synowi grozi jakieś niebezpieczeństwo? Zacisnął zęby, wbiegł po ostatnich paru stopniach i wszedł na oddział. Przystanął na chwilę, dysząc ciężko. Nasłuchiwał, czując, jak pot spływa mu po kościstej twarzy.

Po chwili do jego uszu dobiegły jęki Julity, dobywające się zza zamkniętych drzwi, znajdujących się mniej więcej w połowie korytarza. Nie tracąc czasu ruszył w ich stronę. Buty piszczały na linoleum, ale nie zwracał na to uwagi. Kątem oka dostrzegł, jak z jednego z pokoi wygląda pielęgniarka, szukając źródła specyficznych odgłosów.

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz