Rozdział 6

2K 78 8
                                    

-Lissa...-zaczął niepewnie podchodząc do mnie. Szybko odwróciłam twarz w bok i pokazałam mu gestem ręki, że nie mam ochoty na rozmowę. Jednak chłopak przysiadł tuż obok mnie i zwiesił głowę. Między nami panowała błoga cisza, którą przerywały tylko odgłosy spalającego się drzewa.

-Przepraszam-wydusił w końcu z siebie- Nie chciałem cię obrazić, po prostu ciężko mi jest uwierzyć w to, że on powrócił i chce nam pomóc. To wszystko jest takie inne. Całkiem dzikie... Nasze królestwo zostało zrujnowane a poddani wybici. Niech to! Przecież obiecałem, że będę ich bronić do końca swoich dni, że będę o nich dbać a ja tak po prostu odszedłem. Zawaliłem Lis...

-Piotrek to nie jest twoja wina. Wszyscy wróciliśmy do świata ludzi, nie mając na to żadnego wpływu. Myślisz, że jak się czułam kiedy dowiedziałam się, że minęło tyle lat i Flo już dawno nie żyje... Był moim ukochanym koniem, nie umiałam się zgrać z żadnym innym tak jak z nim... I też nie mogę tego pojąć, ta obecna Narnia wydaje mi się tak strasznie obca ale ja w niego wierze... Wierzę, że wróci i znów wszystko będzie na swoim miejscu-powiedziałam patrząc na niego z ukosa.

-Wiem Lis i bardzo mi przykro ale wracając... Nie powinienem być dla ciebie taki niemiły, przepraszam-rzekł zwieszając swój wzrok na tańczących płomieniach w ognisku.

-Nic się nie stało, też zachowywałam się trochę chamsko-odparłam. Między nami znów zapadła cisza, ale tym razem przyjemna, która powodowała, że nie czułam tego napięcia.

-Wiesz, czasem zastanawiam się co miał na myśli los łącząc nas ze sobą-powiedział przerywając cisze.

-Ale o co ci chodzi?-zapytałam marszcząc czoło.

-Nie myśl sobie, że uważam to za coś złego, bo jesteś dla mnie strasznie ważna... Ale zastanawiam się dlaczego połączył akurat nas? Nas Pevensie i ciebie Lis... Jaki miał w tym cel? A raczej jaki ma. Jeżeli chodzi o mnie to nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nawet nie wiesz jak się czułem kiedy się okazało, że zostajesz na wsi. Za wszelką cenę chciałem żebyś była razem ze mną i męczyłem przez całe lato profesora pytaniami czy możesz wyjechać z nami do Londynu-odpowiedział a na jego twarzy zagościł uśmiech.

-Też czasem nad tym rozmyślam. Właściwie to wy byliście pierwszymi osobami, którym zaufałam tak bardzo i w tak krótkim czasie-przyznałam również się uśmiechając.

-Ej, dwadzieścia lat to wcale nie było aż tak krótko-zaśmiał się. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i ja także parschnęłam śmiechem.

-Bardzo cię lubię Lis, nawet bardziej niż powinienem- wyszeptał patrząc na mnie z iskierkami w oczach.

-Ja też bardzo cię lubię -odpowiedziałam rumieniąc się. Blondyn zaśmiał się cicho, przysunął się do mnie blisko i musnął swoimi wargami moje. Byłam w szoku ale jednocześnie czekałam na ten moment. Chłopak nie ustawał i obejmując mnie złożył na moich ustach długi i przyjemny pocałunek, który oddałam. Kiedy skończyliśmy, moje serce biło jak oszalałe i nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa.

-Może lepiej chodźmy już spać. Musimy wyruszyć o świcie-zarządził niebieskooki i pomógł mi wstać- Chcesz spać przy mnie?-spytał nieśmiało

-Jasne-wydukałam i położyłam się obok niego.

-Dobranoc Lis-szepnął mi do ucha i objął mnie w tali.

-Dobranoc-powiedziałam i wtuliłam się w jego ramię.

❁❁❁

Obudziło mnie ciche poćwierkiwanie ptaków. Z trudnością otworzyłam oczy i wróciłam pamięcią do wczorajszego, wieczornego wydarzenie. Obróciłam się na drugi bok i spojrzałam na wtulonego we mnie Piotra. Z uśmiechem przejechałam dłonią po jego gładkim i ciepłym policzku. Nagle chłopak lekko się poruszył i mocniej mnie do siebie przyciągnął, po czym uchylił powoli jedną z powiek.

-Dzień dobry-wyszeptałam miło.

-Witam piękną panią-odpowiedział podnosząc się na łokciach-Jak się spało?-spytał z uśmiechem.

-Bardzo dobrze-odparłam i zaczęłam powoli wstawać.

-Ej, gdzie uciekasz?-zapytał łapiąc mnie za rękę.

-Przecież trzeba znaleźć coś na śniadanie, znając życie jak reszta się obudzi będzie jęczeć z głodu-powiedziałam zarzucając sobie na ramiona pelerynę.

-Ale przecież możemy jeszcze trochę po...-zaczął ale przerwało mu głośne burczenie, które pochodziło z jego brzucha- Leżeć-dokończył markotnie. Zaśmiałam się cicho i posłałam blondynowi znaczące spojrzenie.

-Wstawaj Pysiaku, pomożesz mi!-zawołałam ochoczo i wyciągnęłam do niego dłoń, aby pomóc mu wstać.

-A więc co dzisiaj jemy?-spytał idąc tuż przy moim boku.

-Nie wiem może dziczyzna?-odpowiedziałam pytaniem.

-Dobrze tylko później nie ględź, że ci się gdzieś przyrosło- zażartował. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek i popchnęłam go z całej siły na pobliskie drzewo. Niestety chłopak zdążył się odsunąć i odepchnąć mnie w druga stronę. Zaczęliśmy się nawzajem pchać co z innej perspektywy musiało wyglądać naprawdę śmiesznie.

-O w mordę-wyszeptał nagle niebieskooki patrząc się przed siebie.

-Piotrek co się stało?-spytałam spoglądając w tym samym kierunku. Nagle ujrzałam coś przez co aż ugięły mi się kolana. Pomiędzy drzewami chodziły minotaury... Uzbrojone, ogromne minotaury!

-Chciałaś dziczyznę to masz-rzekł blondyn wpatrując się w stwory.

-Chodziło mi o trochę mniejszą dziczyznę-odparłam cicho łapiąc za rączkę miecza. Jednak Piotr widząc co chcę zrobić, złapał mnie w tali i wskazał wystające konary drzew, za którymi moglibyśmy się schować. Przyglądaliśmy się im dłuższą chwilę, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch... No bo ludzie w końcu to minotaury! A do tego nie wiedzieliśmy jakie mają intencje.

-Aslan?-usłyszeliśmy nagle głos Łucji a sama ona chwile później przeszła obok nas. Piotrek szybko zatkał jej usta dłonią i przyciągnął do siebie. Dziewczynka spojrzała na nas zdezorientowana. Pokazałam jej gestami, że ma być cicho i wskazałam na Narnijczyków.

-Idę-wyszeptał mi do ucha chłopak i wyciągnął miecz.

-Uważaj na siebie-odpowiedziałam z troską. Król posłał mi tylko lekki uśmiech i wyszedł z ukrycia. Nagle, nie wiadomo skąd wyskoczył inny chłopak o dłuższych czarnych włosach, ubrany w telmarski stój i napadł na Piotra.

-Łucja biegnij po resztę-poleciłam dziewczynce gdy ich walka zaczęła się robić coraz ostrzejsza, po czym sama wyszłam z ukrycia-Dosyć!-krzyknęłam wbiegając między nich.

-Lissa!-zawołał blondyn przyciągając mnie do siebie.

-Kim jesteście?-spytał podejrzliwie chłopak. Niepodziewanie z każdego zakamarka zaczęli wychodzić inni Narnijczycy, oblegając nas dookoła. Wymieniliśmy z Piotrem spojrzenia.

-Książę Kaspian?-spytaliśmy wspólnie.

I'll be back |Piotr Pevensie| TOM I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz