Rozdział 7

11 4 0
                                    

Chwile przedzierali się przez gęste krzaki. W końcu wyszli zza krzaków, a im oczom ukazał się niewielki zagajnik zalany promieniami słońca. Obok zwalonego drzewa płynął strumyk
- Jesteśmy na miejscu - zwrócił się do niej. Otworzyła usta
- Tutaj jest... pięknie - rozejrzała się wkoło - Skąd znasz to miejsce?
- Przecież tutaj mieszkam. Znam każde miejsce w tym lesie
- A no tak... Hehe... - zrobiła kilka kroków do przodu. Lekki wiatr owiał jej twarz. Przymknęła oczy z zadowolenia. Odwróciła się do niego. Jej oczy błyszczały w słońcu. Mimo, że serce mu szybko biło, na zewnątrz zachowywał kamienną twarz. Jedynie co go zdradzało to zaciśnięte ręce w kieszeniach bluzy
- Stało się coś? - spytała. Otrząsnął się
- Nie nic - ruszył przed siebie do strumyka. Przez cały czas bacznie mu się przyglądała. Siadł wpatrując się w wode dziwnie się zachowuje..., poszła w jego ślady
- Dark?
- Hm?
- Czemu mnie tu przyprowadziłeś?
- Sam nie wiem. Uznałem, że musze ci wynagrodzić tą utrate wspomnień. Chociaż tak moge
- Dziękuje. Tyle zrobiłeś. A znasz mnie dopiero dwa dni
- Tia - i zamilkli

*W tym samym czasie*

- Jak my ją znajdziemy? I gdzie?
- Eh nie wiem
- Równie dobrze może już być poza granicami kraju albo na policji
- Jakby poszła na policje to już dawno by nas zgarnęli. Poza tym szef od razu by wiedział, że nas wydała
- Niby tak, ale zawsze jest minimum ryzyka
Stali właśnie na światłach. Kiedy się zmieniło, przejechali przez skrzyżowanie. Ich celem był niewielki stary dom, kilometr od lasu
- Wiesz co mnie zastanawia? Czy ona nie uciekła do tego lasu
- Do lasu? Ty chyba oszalałeś. Myślisz, że byłaby na tyle głupia by pójść tam w takim stanie? - skręcił i wjechał na podjazd
- Nie wiem. Bardziej by wolała, żeby ją coś rozszarpało niż trafić w nasze ręce
- Na jej szczęście, a nasze nieszczęście, to już jest w brzuchu jakiegoś zwierzęcia
- A jeśli przeżyła?
- Jeśli przeżyła to długo nie pożyje. Nie przeżyje w takim stanie tam do tego sama
- Szef nam nie daruję jeszcze jednego... Jak ja zobaczy w tych ranach...
- Ej nie nasza wina. To ona sama wyskoczyła z tego okna (powiedzmy, że te rany były powodem wyskoczenia przez okno- dop. aut.) - wysiedli z auta
- Wiesz ja bym sprawdził tak w razie czegoś czy rzeczywiście została rozszarpana. A może przeżyła?
- Wątpie. W tym lesie nie ma żywej duszy
- Może i prawda. Ale nie zaszkodzi sprawić. A nóż się na nią trafimy i będzie tak słaba, że uda nam się ją łatwo pojmać
- Na taki cud nie licze, wiesz? - weszli do środka

*W lesie*

Siedzieli w ciszy patrząc na spokojnie płynący strumyk. W pewnej chwili zawiał chłodny wiatr sprawiając na ramiona wystąpiła jej gęsią skórkę. Potarła je. Chłopak widząc to, zdjął z siebie bluze i zarzucił jej na ramiona. Ten nagły gest był tak szybki, że przyjęła go zdziwieniem 
- D-dzięki... - okryła się nim szczelniej
- Przypuszczałem, że może się przydać - położył się z rękami pod głową i popatrzył na chmury
- Yhy... - podkuliła nogi pod brode - Co jeśli nigdy nie odzyskam pamięci...?
- Odzyskasz. Każdy kiedyś odzyskuje
- Tia... Każdy...
- Eh chodź tutaj
- C-co...?
- Chociaż na chwile przestań się zamartwiać i myśleć co będzie. Myśl pozytywnie - podniósł się i siadł przodem do niej - Pomoge ci w tym. Zamknij oczy
- Po co?
- Po prostu. Zamknij
- Ok... - z lekkim wahaniem wykonała polecenie
- A teraz wyobraź siebie miejsce, gdzie czujesz się bezpiecznie - uśmiechnęła się - Weź głęboki wdech i wydech - zrobiła jak kazał. W tym samym czasie obserwował ją i jej błogi wyraz twarzy walcząc przed chęcią położenia ręki na jej policzek
- A teraz powiedz idźcie sobie ponure myśli
- Idźcie sobie ponure myśli
- Teraz otwórz oczy. I jak? Lepiej?
- Tak - uśmiechnęła się - Dziękuje

Eh... Przez te upały strasznie wolno mi idzie pisanie .-. masakra... Może jutro będzie lepiej. Dobrze biorę się za 2 rozdział. Jak mi się uda wyrobić jeszcze dziś będzie ale znając sobie dopiero jutro go opublikuje

Domek pośrodku lasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz