Rozdział 3

614 22 2
                                    

Czy oni nam dodali coś do tych kotletów czy mam omamy tak z niczego.

Zasnęłam w pokoju w hotelu.

A obudziłam się...

Gdzie ja się w ogóle obudziłam?!

W jakiejś ciemnej grocie niewiadomo gdzie. Leżałam na zimnej posadzce wpatrując się w sufit.

Nie żeby to wpatrywanie się cokolwiek mi dało.

Nagle pojawiła się jakaś postać jaśniejąca w srebrnym blasku z opaską w kształcie księżyca okalającą skronie. Wyglądała na jakieś trzynaście lat. Jej rude włosy były upięte w zwykły długi warkocz.

Wstałam z ziemi i uklęknełam na jedno kolano.

Wiedziałam, że mam doczynienia z boginią i nawet zdawałam sobie sprawę z jaką.

- Pani Artemido - pochyliłam głowę z szacunkiem.
- Wstań dziecko - podniosłam się z kolan i spojrzałam w oczy bogini łowów - Przepraszam, że cię tu ściągnęłam ale muszę ci przekazać że zagraża wam niebezpieczeństwo.

- O, naprawdę? - zapytałam ironicznie chociaż wiedziałam, że nie powinnam się tak zwracać do Artemidy jeżeli nie chciałam zostać zamieniona w jelenia.

No ale pomyślcie.

Zostajemy wysłani na misję, która od samego początku jest uznawana za niebezpieczną i nagle zjawia się jakaś babka i mówi że nasze życie jest zagrożone.

Ciutkę spóźniona reakcja raczę zauważyć.

- Tak dziecko, czeka na was coś czego nie będziesz w stanie pokonać. Jeżeli któreś z was zostanie złapane... - nie dokończyła.

Pragnę jeszcze zauważyć, że dziwnym jest kiedy trzynastolatka nazywa was dzieckiem. Ale mniejsza z tym.

I ten właśnie moment wybrała bogini aby przenieść mnie z powrotem do hotelowego pokoju.

Mój wspaniały towarzysz najwyraźniej nie zwrócił uwagi na moje zniknięcie ponieważ dalej spał w najlepsze.

- Gdzie ty się podziewałaś? Już miałem zamiar iść cię szukać - ok myliłam się. Jednak nie spał.

Może jego pozycja nie wskazywała na to że zamierzał wyruszyć na poszukiwania ale mimo wszystko zrobiło mi się miło, że chciał mnie szukać.

- Zostałam zaciągnięta przez Artemidę do jakiejś ciemnej jaskini i poinformowana, że grozi nam niebezpieczeństwo - wywróciłam oczami - jakby to nie było oczywiste.
- A nie proponowała ci niczego? - zapytał lekko zdenerwowany Nico.
- Nie, a co? - popatrzyłam na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- Nic, nie ważne  - przeniósł spojrzenie swoich ciemnych oczu ze mnie na niezwykle intrygującą ścianę.
- Okej - powiedziałam przeciągając samogłoski. Postanowiłam póścić tą wymianę zdań w niepamięć - Gotowy? -
- Jasne -

Zabraliśmy plecaki i przygotowaliśmy się do podróży (nie pytajcie na czym polegały te przygotowania. Jak już to załóżmy że chodzi o przygotowanie psychiczne)

Nico złapał mnie za rękę i wysunęliśmy się w cień.

***

Pojawiliśmy się na jakieś polanie pośrodku lasu.

Nico zachwiał się i musiał go przytrzymać powstrzymując tym samym chłopaka przed upadkiem.

- Wszystko w porządku? -
- Taa, mógłbym przebiec maraton - odpowiedział z sarkazmem.
- Ok, to może się przebiegniemy? - syn Hadesa zgromił mnie spojrzeniem, ale ja tylko uśmiechnęłam się lekko widząc jego reakcję.

Dobra, teraz pozostawało jedno pytanie.

Gdzie się znajdujemy i dokąd mamy iść?

- Eee Nico, a ty wiesz gdzie my jesteśmy? - zapytałam.
- Jakieś 20 km od Miami, nałożyli jakąś dziwną barierę i nie mogłem nas przenieść bliżej.
- Aha - odparłam - a w którą... - przerwał mi ryk.

Z krzaków znajdujących się nie opodal nas wyskoczyło stworzenie, którego nigdy wcześniej nie widziałam.

Nica zamurowało. Wpatrywał się w potwora ze zdziwieniem i lekkim przerażenieniem.

Stwór miał głowę lwa, błoniaste, nietoperze skrzydła i długi ogon prawdopodobnie miotający śmiercionośne kolce, zakończony ostrym żądłem.

- Z tego co widzę sami na mnie wpadliście,nawet nie musiałem szukać. - powiedział akcentując ostatnie sylaby - No córko Posejdona, pójdziesz ze mną z własnej woli czy będę miał cię do tego zmusić? Nikt nie powiedział że mam cię przynieść żywą.
- Nigdzie z tobą nie pójdę - odparłam twardo mimo tego że w środku trzęsłam się z przerażenia.

Stwór zaatakował wypuszczając w nasz stronę grad ostrych pocisków. Część z nich w ogóle nie trafiła w cel, a te, które do nas dotarły odbiłam płazem miecza.

Razem z synem Hadesa natarliśmy na potwora.

Zamachnełam się mieczem celując w pierś monstra jednak stwór uskoczył zadając jednocześnie cios żądłem na końcu ogona, którego nie udało mi się odparować.

Upadłam na ziemię krwawiąc z boku.

Mantikora (bo zorientowałem się, że to była mantikora) zajęła się walką z Nico.

Zadawali i odparowywali nawzajem ciosy przez kilka chwil.

W pewnym momencie potwór podciął syna Hadesa ruchem ogona i powalił go na plecy. Nico upadł wypuszczając z sykiem powietrze z płuc.

Stwór zaczął zmierzać w moim kierunku. Podniósł żądło przygotowując się do zadania mi ostatecznego ciosu.

Ostrze z niewiarygodną prędkością pędziło w moim kierunku.

Kiedy znajdowało się 10 centymetrów od mojej piersi z nikąd pojawił się syn Hadesa przyjmując na siebie siłę uderzenia.

Nico upadł bezwładnie na ziemię.

Potwór zaśmiał się okrutnie.
- Będziemy go torturować. Spokojnie w końcu się poddasz i będziesz nam służyć. - mantikora podbiegła do syna Podziemia i złapała w zęby poły jego koszulki po czym odbiegła w las.

Oczy zaszły mi łzami. Zarówno z powodu bólu rozdzierającego krwawiący bok jak i tego co przed chwilą się stało.

Dlaczego on to zrobił?

Dlaczego?!

Nikt nie kazał mu tego robić.

Eh idiota.

Muszę go uratować. Nie mogą go zabić. Choćbym miała poświęcić życie, nie pozwolę mu umrzeć. Wiem że na tym polega ich plan. Chcą żebym tam polazła go ratować i sama wpadła w ich ręce.

Ale muszę to zrobić i to zrobię.

Niestety nie będę w stanie tego dokonać jeżeli się tutaj wykrwawię.

Priorytety Rose, priorytety.

Oderwałam kawałek materiału z mojej koszulki i obwiązałam ranę tamując krwawienie. Taka prowizorka, będzie trzeba to opatrzyć dokładniej.

Ale potem

Zamknęłam oczy i skupiłam się. Musiałam dostać się do obozu. Powiedzieć Chejronowi i zorganizować misję ratowniczą.

- Ojcze, proszę. Ten jeden raz. Jeżeli mu nie pomogę on umrze z mojej winy. Proszę...

________________________

Daughter of Gods | Nico di Angelo ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz