Rozdział 7

391 18 0
                                    

- Daleko jeszcze? - zapytała znudzona Thalia.
- Nie, obóz powinien być mniej więcej - przedarłam  się przez leśna gęstwinę i wyszłam na wolną przestrzeń - tu.

Po godzinie marszu dotarłyśmy do obozowiska Hyperiona.

Teraz tylko trzeba znaleźć Nica i...

- Ej, Rose. Chodź tu. - Thalia pomachała ponaglająco ręką - Chyba znalazłam twojego uprowadzonego kochanka.

- Super - podeszłam do poruczniczki Artemidy - I to nie jest mój kochanek!

Spojrzałam w stronę, którą wskazywała mi Grace.

Zobaczyłam syna Hadesa przykutego do ściany kajdanami na takiej wysokości, że nie mógł ani w pełni się wyprostować ani usiąść. Był cały poraniony. Z czoła skapywała mu krew.

- Dobra, idę tam - Łowczynie nie próbowały mnie powstrzymać.

Wyszłam z naszej kryjówki będącej oryginalnie za  krzakiem i ruszyłam w stronę mojego przyjaciela.

W połowie drogi z pod ziemi wyrósł Hyperion i zastąpił mi przejście.

- No witam witam naszą księżniczkę - odezwał się tytan.

- Wypuść go! - nakazałam.

- Tak? A nie zapomniałaś się przypadkiem przywitać? - popatrzyłam na niego wzrokiem, który byłby w stanie zabić - Jeżeli to zrobię to co będę z tego miał? -

- Mnie - tytan zachodu uniósł jedną brew - Przysięgnij na Styks, że wypuścisz Nica i nic mu nie zrobisz, a oddam się Tobie bez walki.

Hyperion jakby zastanawiał się przez chwilę, a potem wspaniałomyślnie postanowił przystać na moją propozycję.

- Zgadzam się -

- Przysięgnij - tytan wypowiedział obietnicę po czym  podszedł do syna Hadesa i pstryknął palcami.

Kajdany odpadły a syn Podziemia upadł na ziemię.

Podbiegłam do Włocha i przytuliłam go nie powstrzymywana (jak na razie) przez straże Hyperiona.

Wyciągnęłam z kieszeni buteleczkę nektaru i zaczęłam obmywać twarz przyjaciela, wzdrygnął się kiedy boski napój dotknął poranionej skóry. Chyba zapiekło.

Do ust włożyłam mu trochę ambrozji.

Głaskałam jego włosy ciesząc się się żyje, że go nie zabili, że go uratowałam.

Na nic więcej mi nie pozwolono, ponieważ podeszły do mnie straże z zamiarem odciągnięcia mnie od syna Podziemia.

Pocałowałam go lekko w policzek i wyszeptałam na ucho jedno słowo - Dziękuję - po czym pozwoliłam się skuć cyklopom.

Kiedy potwory prowadziły mnie w stronę ściany do której chwilę wcześniej był przykuty Nico, Łowczynie podbiegły do syna Hadesa i zaczęły odciągać go w stronę lasu z zamiarem opatrzenia jego ran.

Moje kajdany zostały przytwierdzone do ściany i pozostawiono samej sobie na jakieś dziesięć minut.

Po tym czasie przyszedł do mnie Hyperion ze zwycięskim uśmiechem na ustach.

- Za chwilę przepowiednia się wypełni - zaśmiał się -  krew bogini przemienionej w człowieka, córki Afrodyty i Posejdona, noszącej w sobie krew  Uranosa oraz moich braci tytanów pomieszaną z krwią śmiertelną zostanie przelana na tych kamieniach i nada mi moc wszechmogącą. Przejmę władzę nad światem a bogowie po wsze czasy będą się smażyć w Tartarze. -

- Która godzina? - zapytałam.

- Eee co? - zdezorientowany Hyperion popatrzył na mnie jak na idiotkę.

- Która godzina? -

- A po co ci to? - spojrzał na mnie ponownie, tym razem podejrzliwie.

- Wiesz, od tego o której godzinie mnie zabijesz zależy powodzenie twojego planu - wzruszyłam ramionami - co, tego wyrocznia nie powiedziała?

Hyperion spojrzał na zegarek - Ah, jak tak to jest punkt siódma -

- Godzina jest wręcz idealna - moje kąciki ust uniosły się lekko.

Chyba uznał, że mi się w głowie poprzewracało i w skutek zderzenia się dwóch ostatnich szarych komórek emocje mi się pomyliły.

No może nawet miał trochę rację.

Ale tylko trochę.

Moja ostatnia nadzieja trochę się spóźniała. Jeżeli przeżyję to pożałują że dzisiaj jednak nie zginęłam.

Hyperion z radosnym grymasem na twarzy, ostrzył nóż z niebiańskiego spiżu przygotowując się do poderżnięcia mi gardła.

Szkoda, że nie wzięłam aparatu to mogłabym uwiecznić tą chwilę i wstawić do pamiętniczka.

Ten właśnie moment wybrał mój mózg aby zalać mnie falą wątpliwości.

A co jeśli Leo i Piper się spóźnią? Jeśli coś ich zatrzyma? Albo nie będą widzieli jak użyć daru od Hekate? Albo po prostu nie będą mieli jak się tu dostać?

No cóż. Już za późno.

Tytan zachodu podszedł do mnie i podłożył mi nóż do gardła.

- Jakieś ostatnie słowo? - zapytał.

- Tak, jest takie jedno słowo... - ale nim zdążyłam dokończyć zdanie to stało się coś dziwnego.

Czas jakby przyspieszył. Ruchy Hyperiona zwolniły. Cały świat wyglądał dla mnie jak jedna wielka jasna zamazana smuga.

A potem to uczucie zniknęło i wszystko wróciło do normalności.

Potomek Uranosa niezrażony coraz mocniej przyciskał ostrze do mojej szyi.

I w końcu udało mu się mnie zranić.

Ze szramy zaczęła lać się krew. Ale nie taka zwykła, śmiertelna. Był to złoty ichor. Krew bogów.

- Przegrałeś, oto moje ostatnie słowo - zaśmiałam się, rozerwałam kajdany i zaatakowałam tytana.

***

Wygraliśmy i nic innego się nie liczyło.

Podbiegłam do Leona i Piper stojących obok Łowczyń oraz Nica di Angelo.

- Udało się wam! Udało! - przytuliłam ich - Ani chwili w was nie wątpiłam - zmarszczyłam brwi - no może chwilę ale taką krótką. Co się właściwie stało?  I jak wam się udało tego dokonać? - zasypałam przyjaciół lawiną pytań.

- Prr, przystopuj bo nam zaraz na zawał zejdziesz... - powiedział córka Afrodyty.

- Co w obecnej sytuacji jest niemożliwe bo jest nieśmiertelna - przerwał jej Valdez.

- Czy ktoś raczy mi wytłumaczyć co się tu do jasnej cholery wydarzyło - Nico włączył się do rozmowy.

- O Nico, widzę, że ci się polepszyło - podeszłam do syna Hadesa i przytuliłam go mocno. O dziwo odwzajemnił uścisk.

- Tak, polepszyło się co nie zmienia faktu, że chce wiedzieć co się tu dzieje - Włoch nie dawał za wygraną.

Obok nas pojawił się portal, w którym po drugiej stronie dało się rozróżnić sylwetkę Empire State Building.

- Ok, ale aktualnie to chyba tatulek wzywa mnie na Olimp - wzruszyłam ramionami.

Przeszliśmy przez portal i magicznie pojawiliśmy się w Nowym Jorku.

- May, Thalio, Piper, Leo wracajcie do Obozu - wskazałam ruchem głowy wieżowiec na którego szczycie znajdował się Olimp - my mamy tu jeszcze coś do załatwienia.

Kiedy odeszli popatrzyłam znacząco na Nica.

- McDonald's?

- McDonald's - przytaknął.

Daughter of Gods | Nico di Angelo ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz