Część 3: "Masz coś, co należy do mnie. "

186 11 5
                                    

Uchyliłam lekko powieki. Lekkie promienie wpadające przez okno w kuchni, poraziło mnie po oczach. Momentalnie zakryłam się prawą ręką, no przynajmniej próbowałam. Poczułam pieczenie i szczypanie na dłoniach. Syknęłam lekko z bólu. Próbowałam również się podnieść. Obolała po kilku próbach, udało mi się wstać. Może i się delikatnie chwiałam, ale ustałam. Ledwo co przytrzymałam się pokaleczonymi dłońmi o blat.

- Cholera... - Gdy do końca się przebudziłam, a myśli stały się jaśniejsze, ruszyłam w stronę łazienki. Weszłam po skrzypiących schodach i udałam się do wcześniej wymienionego pomieszczenia. A w nim odkręciłam kran. Włożyłam dłonie pod strumień letniej wody. Dalej szczypało i piekło jak cholera. W końcu wyjęłam bandaż z szafeczki, następnie rozwinęłam go i zaczęłam owijać wokół dłoni, a potem wokół drugiej. Tak niechlujnie obandażowane dłonie zostawiłam, a po krótkim odpoczynku ruszyłam energicznie w stronę mojego pokoju. Znajdował się tam mój telefon na szafce nocnej. Musiałam szybko sprawdzić godzinę.

Będąc w pomieszczeniu chwyciłam go w dłoń, Syknęłam lekko z bólu, starałam się jednak to zignorować i zająć ważniejszą sprawą.

- Dwunasta czterdzieści. - Wypaliłam sama do siebie. Teraz dobrze wiedziałam gdzie muszę się udać. Otworzyłam ostatnią szuflade i zabrałam czarną kominiarkę. Coś podkusiło mnie, bym wzięła ją razem ze sobą. Nie wiem po co, po prostu mam ją wziąć. Nałożyłam na siebie za dużą, czarną bluzę. Wepchnęłam w nią niechlujnie kominiarkę. W drugą wepchnęłam paczkę papierosów razem z zapalniczką. Jeszcze telefon i klucze. Kieszenie są dosyć duże, myślę że na wszystko znajdzie się miejsce w ich głębi.

~~~

Wyszłam z domu i zakluczyłam drzwi frontowe. Pozostawiłam po sobie bałagan w kuchni, jednak w tym momencie mało mnie to obchodziło. Chciałam załatwić tylko to co musiałam i mieć wreszcie święty spokój.

~ pewien czas później. ~

Będąc blisko, skręciłam w dobrze mi znaną alejkę. Idąc próbowałam uświadomić sobie, jak bardzo skończona jestem. Chyba gorzej już być nie może, w dodatku ten nieprzyjemny ból przechodzący moje pokaleczone dłonie. Nie znam się zbytnio na opatrunkach, co pokazują też moje niechlujnie zawinięte bandaże. Szczypie i piecze jak cholera. Gdybym tylko wiedziała jak wyjść z tego wszystkiego. Jak zmienić życie o sto osiemdziesiąt stopni, poznać rozkosz adrenaliny i wolności. Gdybym mogła, zrobiłabym to odrazu, zboczyła na drugą ścieżkę. Kocham adrenalinę, jednak bardzo się przy niej denerwuje.

W końcu dotarłam. Wchodzę do nawet wysokiego, szarego budynku. Ma jakieś trzydzieści lat. W środku zastaje obdarte tapety na ścianach oraz sypiący się tynk. Nic nowego. Ruszyłam w stronę schodów. Były całkiem strome, zdążyłam się jednak przyzwyczaić. Oglądając się na boki, docieram na czwarte piętro zaskakująco szybko. Skręcam w prawo i wchodzę w pierwsze drzwi. Stare, koloru ciemnego dębu.

Nigdy nie spodziewałabym się, iż będę pomagać komukolwiek w takich typu sprawach. Tak samo jak i tego, że zostanę przyłapana...

- Cześć. - Powiedziałam odrazu, wchodząc do pomieszczenia.

- Witaj, kruszyno. - Odezwał się chłopak za biurkiem. Jak zwykle, nogi na stole. Sączył coś mocnego, zapewne whisky. Był trochę wyższy ode mnie, taki ciemny blondyn posiadający szare oczy. Idiota jakich mało.

- Mówiłam ci, nie nazywaj mnie tak. - Prychnęłam, na co się uśmiechnął.

- Podejdź no, kruszyno. - Wystawił dłoń i palcami zaprosił mnie bliżej. Podeszłam więc do starego, obdartego biurka. Ten popatrzył mi prosto w oczy po czym wstał z posadzki. Nachylił się, a opuszkami palców uniósł mój podbródek lekko do góry.

- Spierdalaj... - Powiedziałam odtrącając jego dłoń. Znów moje dłonie przeszedł nieprzyjemny ból. Syknęłam z bólu, co niestety zauważył.

Złapał za mój nadgarstek i podwinął kawałek materiału mojej bluzy do góry na tyle, by mógł widzieć całe dłonie.

- Co ci się stało? - Zaśmiał się cicho pod nosem.

- Nie twoja sprawa. Zostaw mnie.

- Jak tam sobie chcesz. - Wzruszył ramionami po czym powrócił do dawnego miejsca. - A więc co cię tu sprowadza?

- Odchodzę. Ja muszę odejść, koniecznie. - Byłam bezpośrednia. Nie chciało mi się owijać w bawełnę, czego zazwyczaj i tak nie robiłam. No chyba że coś ukrywam, lub jestem zawstydzona. To mało ważne.

- Co, dlaczego? - Rozszerzył szeroko oczy i kontynuował. - Coś ci nie pasuje, tak? Mogę to poprawić. Tylko proszę, kruszynko, nie odchodź. - Widziałam żal w jego oczach. Widziałam, że nie chciał bym odchodziła. Zrobiłby wszystko. To ze względu na to, iż lubi mieć uwagę młodych kobiet. Nawet bardzo. Ma obsesje na tym punkcie.

- Wyciągaj fajki, wytłumaczę ci. - Syknęłam. Ten tylko energicznie nachylił się do szuflady i wyjął z nich paczkę papierosów. Wręczył mi ją w dłoń po czym dodał.

- Słucham uważnie, kruszyno. Opowiadaj.

Otworzyłam paczkę. Położyłam ją na biurko, chcąc wyjąc zapalniczkę. Sięgnęłam do kieszeni i poczułam materiał. Wyjęłam kominiarkę, w zamiarze dalszego poszukiwania zapalniczki. W końcu sięgnęłam do drugiej kieszeni, tam też ją zastałam. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem. Już układałam w głowie to, co chce mu powiedzieć, gdy nagle do pomieszczenia wszedł ktoś, kogo nigdy jeszcze nie widziałam. Myślałam że to kolejny nowy młodziak. Nieco się pomyliłam. Nie należał on do bandy Matta, bo tak nazywał się mój najdroższy przyjaciel. Chociaż teraz... nie wiem kim dla mnie jest.

- Chyba o mnie nie zapomniałeś, huh? - Rzekł szorstko, wysoki na moje oko chłopak. Posiadał on brązowe włosy, zarówno jak i oczy. Żółta bluza i niebieskiego koloru jeansy. Czarne, ciężkiego rodzaju buty. Gdyby tak bliżej mu się przyglądnąć. Przez lekki zarost na twarzy, nie wydaje się już taki młody. Mimika jego twarzy pokazywała sfrustrowanie, zarówno jak i obojętność. Nie jestem w stanie za dużo z tego wyczytać.

W pewnym momencie, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Przeanalizował mój wygląd. Przez dłuższy czas przyglądał się moim zabandażowanym niechlujnie dłoniom, oraz papierosie który zasiadywał się pomiędzy moimi palcami. Chwile później jego oczy lekko się rozszerzyły gdy spojrzał na biurko. A raczej... na kominiarkę. Albo mi się wydaje, albo coś jest nie tak. Poczułam się trochę niekomfortowo gdy on znów spojrzał mi się prosto w oczy. Poczułam wtedy fale stresu, jak i strachu. Patrzał tak intensywnie, że aż przerażająco. Dłonie zaczęły mi drgać. Szybko dokończyłam papierosa po czym zgasiłam go na biurku Matta. Złapałam energicznie za kominiarkę chowając ją do kieszeni. Unikając uczucie pieczenia, ruszyłam w stronę wyjścia. Ominęłam wyższego chłopaka i ruszyłam dalej. Zbiegłam ze schodów i wyszłam z budynku.

- Uff... - Westchnęłam sama do siebie.

Chwile później moje serce zatrzymało się na sekundę, czy dwie. Poczułam mocny uścisk dłoni na moim ramieniu. Zatrzymałam się. Nogi zaczęły się pode mną uginać, a ja sama głośno przełknęłam ślinę.

- Gdzie biegniesz. Masz coś, co należy do mnie. Wypadałoby mi to oddać. - Wypalił męski głos, tuż przy moim uchu.

Ale... nie było go tutaj. Jakim cudem tak szybko się tu znalazł.

Przerażenie i strach, brało górę. Nogi jeszcze bardziej zaczęły uginać się pod moim własnym ciężarem. Ręce coraz bardziej mi drgają, a oddech mi przyspieszył. Czuje się słabo, ponadto moje pokaleczane dłonie zaczynają coraz bardziej piec. Kręci mi się w głowie i nie jestem w stanie jasno zobaczyć obrazu przed moimi oczami. W końcu nic nie widziałam. Tylko ciemność. Nie czuje mojego własnego ciała. Unoszę się, czy mi się wydaje?

...

_____________________________________

~_~

~XmIaRkAXzArTuX.

Twa Maska Mnie Uwiodła~ // Masky x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz