Budzę się zemdlony w białej pościeli. Luhan siedzi obok ze zwieszoną głową. Ma na sobie znoszoną dresową bluzę i wygląda jakby spał. Mam podłączoną kroplówkę, a łóżko w którym jestem jest twarde i nawet w najmniejszym stopniu nie przypomina mojego.
- Hyung - mówię, a mój głos brzmi tak słabo, jakbym zapomniał już jak to jest mówić.
Starszy podrywa się gwałtownie, wbijając we mnie spojrzenie pełne troski.
- Baekhyun - sapie pod nosem i łapie w dłonie moją bladą rękę. - Ty głupi szczeniaku, jak mogłeś?
- Boli mnie, hyung.
- Boli? Nie powinno boleć. Miałeś atak paniki. Podali ci tak silne środki, że spałeś jak martwy.
Powoli wracają do mnie wspomnienia zeszłego wieczora i jakiś przytłumiony ból znów daje o sobie znać. Rozglądam się w poszukiwaniu Daewona, ale szpitalny pokój jest boleśnie pusty. To takie naiwne mieć nadzieję na najlepsze, gdy wokół dzieje się wszystko, co najgorsze. Przytłacza mnie ta wszechobecna sanitarna biel. Luhan wygląda tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. Gładzi mnie po włosach, poprawia moją poduszkę i znika, aby zawołać lekarza. Nadal kręci mi się w głowie, ale jestem na tyle przytomny, aby zauważyć mój telefon, leżący wraz z kluczami Luhana na stoliku obok mojego łóżka.
Od: Sponsor #3
Jutro opuszczam ten kraj, mam nadzieję, że to będzie dobre dla nas obojga.
Od: Sponsor #3
Nie kontaktujmy się ze sobą.
Coś we mnie umiera, ale wiem, że to nieuniknione. Ta część mnie musi umrzeć, aby reszta mnie odrodziła się na nowo.
***
Następnego dnia opuszczam szpital. Luhan nie odstępuje mnie na krok, jak troskliwy starszy brat. Obiecuje mi, że nigdy już nie pozwoli, abym stoczył się w ten sposób i stara się wypełnić moje dni czymś, co pozwoli mi stanąć na nogi po pierwszej, tragicznej historii miłosnej w moim życiu.
Historii miłosnej, w której nawet nie było odwzajemnionej miłości.
Wspólnie podejmujemy decyzję o rezygnacji z dalszego uczestnictwa w klubowym życiu. Nie mam zamiaru nigdy więcej przekroczyć progu Citrusa i Luhan w pełni podziela moją opinię. Ten tydzień jest dla nas czasem odpoczynku, decyzji, oglądania teleturniejów w telewizji i jedzenia odgrzewanej pizzy. Jest mi ciężko, ale z pomocą starszego staję na nogi i finalnie obaj wracamy do pracy. Pieniądze same się nie zarobią i choć byłem gotów zrezygnować z prostytucji, nie mam na tyle silnej woli, aby porzucić za sobą dostatnie życie. Jestem za to ostrożniejszy. Nie zakocham się nigdy więcej.
Znów miejscem naszego zbierania łupów staje się galeria. W sumie lubię to nasze wspólne włóczenie się po sklepach, podrywanie przystojniaków w podziemnym parkingu i sączenie lodowatej mrożonej kawy po spotkaniach w męskiej toalecie. Ciężko mi to przyznać, ale wolę ten sposób zarobku od spotkań z mężczyznami w wystawnych hotelach i restauracjach. W galerii mam Luhana cały czas przy sobie i nie muszę obawiać się, że coś pójdzie nie po mojej myśli.
Sobotniego wieczoru trafiam jednak do hotelowego pokoju, w którym wraz z Lu pijemy szampana w doborowym towarzystwie starych nudziarzy, którzy zapłacili nam za towarzystwo przy kolacji i wspólną partyjkę szachów. Choć obaj nie potrafimy grać staramy się sprawiać wrażenie wszechstronnie uzdolnionych i upici drogimi trunkami tylko głupio chichoczemy pod nosem. Jest późny wieczór, siedzę naprzeciwko siwowłosego dżentelmena w koszuli i staram się powstrzymać od śmiechu, widząc z jakim zawstydzeniem mierzy wzrokiem szachownicę. Nie mam pojęcia o szachach, ale mogę w ten sposób zarabiać i nawet mi to odpowiada.
- Tragiczna strzelanina i wzięcie zakładników we francuskim teatrze Bataclan.
Podnoszę wzrok i wpatruję się w ekran telewizora dziwnie otępiały. Wieczorne wiadomości przedstawiają wystawny budynek otoczony przez policję i czarne furgonetki służb antyterrorystycznych.
- To kolejny atak terrorystyczny w tym roku. Dziennikarz stacji radiowej Europe 1, Julien Pearce, przekazuje, że widział dwóch lub trzech uzbrojonych mężczyzn bez masek, którzy weszli do teatru i zaczęli strzelać w kierunku widowni.
Jakieś ciężkie do sprecyzowania przeczucie chwyta mnie za gardło. Mam ochotę wyjść, opuścić ten cholerny pokój i wrócić do domu, ale nie mogę oderwać oczu od telewizora. Kieliszek szampana zaczyna ciążyć mi w dłoni. Luhan zauważa moje zdenerwowanie i również wbija wzrok w ekran.
- Co najmniej trzydzieści osób zginęło, ponad stu zostało wziętych jako zakładnicy. Policja przeprowadzająca szturm nie podaje dokładnej listy ofiar.
Okrutne obrazy teatru otoczonego taśmami policyjnymi. Popłoch, mundury policyjne, nagrania, na których słychać strzały wewnątrz budynku. Serce podchodzi mi do gardła. Teoretycznie nie mam powodu do obaw, ale to przecież francuski teatr. Daewon mógł tam być - przecież lubi sztukę i wystawne towarzystwo. Nie, ja wiem, że Daewon tam był. Kocham go tak mocno, że czuję jego śmierć i myśl o tym sprawia, iż ogarnia mnie dziwnie lekka obojętność.
- Baekhyun? - Luhan rzuca mi zmartwione spojrzenie, siadając na fotelu obok.
- Ech, znów te zamachy - drugi z naszych klientów podnosi dłoń, aby chwycić pilot, od telewizora ale powstrzymuję go.
- Nie, proszę.
Reporterka telewizyjna wygląda tak świeżo i promiennie na tle tych okropnych zdarzeń.
- Potwierdzona śmierć koreańskiego przedsiębiorcy. Ryon Daewon osierocił dwójkę dzieci.
Strach, obojętność, satysfakcja. Wpatruję się w ekran telewizora i nie mogę uwierzyć, że to przypadek. Musiałem dowiedzieć się o jego śmierci, a on musiał umrzeć tak, jakby sam chciał mi to wszystko udowodnić. Co za tragiczna śmierć. I cóż za tragiczne życie - zagubiony w małżeństwie, w którym zdradzał swoją małżonkę, by potem wrócić do domu, do dwójki swoich dzieci. Musiał mieć cudowne dzieci. Nie zasługiwały na takiego ojca.
Wstaję i przelotnie chwytam swoją marynarkę. Czuję się zaskakująco otępiały. Nie brałem od długiego czasu, ale i tak czuję się, jakbym był naćpany. Luhan idzie za mną, a nasi klienci tylko mamroczą coś pod nosem dolewając sobie szampana.
- Baek - Luhan łapie mnie za rękaw w hotelowym lobby. - Wszystko dobrze?
Kiwam głową. Nawet mały telewizor w recepcji transmituje relację z zamachu w Paryżu.
- Tak, hyung.
- Nawet sobie nie wyobrażam, co musisz czuć...
- Nie - ściskam jego dłoń, bo nie chcę aby dłużej się o mnie martwił. - Jest dobrze, hyung. Jest cholernie dobrze. Tak musiało być. Nie mogłem przeżywać tego dalej. Nie mogłem żywić do niego uczuć ani chwili dłużej.
- Nie czujesz potrzeby żałoby?
Kręcę przecząco głową. Może powinienem czuć?
- To koniec, hyung. I z tego się cieszę. Pokój jego duszy.
Luhan patrzy na mnie z obawą ukrytą w oczach i przyciąga mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Nawet nie mam ochoty płakać. Wychodzimy na lodowate, nocne powietrze i idziemy chodnikiem w kierunku naszego mieszkania. Gdzieś tam, daleko, rodzina opłakuje Daewona. Jego żona tłumaczy wytrwale dzieciom, że tata poszedł do nieba, a ona wierzą, choć podświadomie wiedzą, że ich ojciec nie był dobrym kandydatem na anioła. Wszystkie zakochane w nim dziwki wylewają łzy nad funduszami, których nie zdążył na nich przepisać w ukrytym testamencie u nieznanego rodzinie notariusza. I jestem ja - ja zupełnie wolny od wszelkich trosk, uprzedzony, ale obojętny.
______________________
koniec retrospekcji, mam nadzieję, że ta krótka historia z życia Baekhyuna pozwoli w pewien sposób wytłumaczyć jego postępowanie w poprzednich, jak i następnych rozdziałach. następne rozdziały to będzie roz-pier-dol.
serio.
CZYTASZ
Only EXboyfriend | ChanBaek
FanfictionTrzecia część losów Baekhyuna i Chanyeola, warunkująca to, na jakie zakończenie zasługuje ich burzliwa historia.