Ten poranek był nieco inny niż te wcześniejsze. Mianowicie, w całym domu panował wielki chaos, ale nie ma nie czemu dziwić, skoro mama oraz siostra Minghao biegały wszędzie, jak jakieś opętane. Chłopak zrozumiał z tego tyle co nic, wiedział jednak, że przygotowują się do wyjścia. Jakiego to już nie było dane mu się dowiedzieć.
Z nagłym grymasem na twarzy ominął Yuqi, która jeszcze chwila, a na niego by wpadła, mając w ręce lusterko. Byłoby to szczęście w nieszczęściu. Szczęście - bo i tak miał pecha, więc zbity przedmiot nie przyniósłby mu jeszcze więcej złego, a nieszczęście - prawdopodobnie jego siostra przeżyłaby ten upadek.
Jak się ogólnie czuł? Wczorajszy dzień dał mu wiele satysfakcji. Mingyu wreszcie oberwał i to dosłownie, został mu na pamiątkę piękny guz. Na samo wspomnienie miał ochotę znowu popaść w histeryczny śmiech. Mężczyzna przez ten wypadek najwidoczniej nie był zadowolony - zresztą, kto by był - wyglądał, jakby chciał zabić Xu, ale no cóż. I tak nie żałował.
Uśmiechnięty wszedł do kuchni, gdzie jak na razie nikogo nie było. Niestety, jak się zaraz okazało, na stole również świeciło pustkami. Ten fakt sprawił, że jego entuzjazm zmalał. Ostatecznie wzruszył ramionami i zajrzał do lodówki, w tym samym czasie do pomieszczenia wtargnęła jego rodzicielka, która aktualnie szybko rozczesywała swoje farbowane włosy. Od razu zaczęła szybko mówić: - Minghao, skarbie, nie będzie nas cały dzień, wrócimy dopiero późnym wieczorem. Jedziemy do miasta, dlatego się spieszymy, by zdążyć przed korkami. Nie będziesz się nudził, prawda? Mingyu też zostaje, więc jakby co, to możecie coś porobić razem.
Spojrzał na nią w milczeniu, po czym sięgnął na ślepo po zimny napój. - A nie mogę jechać z wami? - zapytał z małą nadzieją w głosie. Nie chciał zostać z tym kretynem sam na sam. Czuł, że była cisza przed burzą i niedługo mu się oberwie, to by była dla starszego dobra, wręcz niepowtarzalna okazja.
Uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Niestety nie, przykro mi. - wcale nie wyglądała, jakby było jej przykro. - Dzisiaj macie dzień wolny, ale nie masz może żadnych zaległości? Przejdź się do stajni, na pewno zdołałbyś coś porobić.
- Ta, od razu wsiądę na konia i zwiedzę całą wieś - mruknął z niezadowoleniem, a zaraz po tym w kuchni rozbrzmiało parsknięcie. Ale nie, nie była to Yutian.
- Ty na koniu? Proszę cię. - zza kobiety wyłonił się nie kto inny jak Mingyu, który mimo rozbawienia, nie uśmiechał się.
Xu sobie tylko zażartował, ale przez kpiące słowa Kim'a poczuł niemałą dawkę zdenerwowania, która wręcz w nim krzyczała, by tak łatwo się nie dać. - A co? Wątpisz, że nie dałbym rady? - uniósł w drwiący sposób brew.
Zapadła między nimi cisza, która dała jasno do zrozumienia Yutian, że powinna wracać do przygotowywania się na wyjazd. Ulotniła się więc szybko z pomieszczenia.
A atmosfera pomiędzy tą dwójką nadal by się nie zmieniła, gdyby nie fakt, że starszy uśmiechnął się pod nosem i zabrał głos: - Jestem pewien, że taki mieszczuch, jak ty, nie da rady nawet podejść do konia, a co dopiero na niego wsiąść - po tych słowach ominął chłopaka, by samemu znaleźć się przy lodówce.
Xu stał ciągle na swoim miejscu i w ogóle się nie ruszał poza faktem, że jego dłoń zaciskała się mocno na wyjętym sprzed chwili napoju. Tak naprawdę, powinien zignorować te debilne zaczepki i po prostu stąd wyjść, ale przecież był to Minghao. Jednak gdy już chciał się do niego odwrócić, przez swoją nieostrożność chłodna puszka - na szczęście jeszcze zamknięta - upadła na podłogę. Schylił się po nią, co poskutkowało tym, że wzrok Mingyu samoistnie zjechał na tyłek młodszego. Można było myśleć, że na tym się ta sytuacja skończy, ale ręka Kim'a zachowała się w tej chwili, jakby miała własny rozum i wymierzyła w prawy pośladek drugiego mocne uderzenie. Chińczyk z początku nie rozumiał co się stało, ale pochylił się niestety bardziej do przodu, przez co jeszcze chwila, a spotkałby się z podłogą - tak jak jego napój - jednak na szczęście szybko udało mu się odzyskać równowagę. Odwrócił się w stronę wyższego z wielkim zaskoczeniem na twarzy, lecz ten wyraz szybko się zmienił, kiedy zobaczył wnerwiający uśmiech Gyu. Naprawdę brakowało mu niewiele, by dorwać się swoimi rękami do jego szyi z zamiarem uduszenia go, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wypuścił mocno powietrze przez usta i po dokładnym wyprostowaniu się ruszył do wyjścia, zostawiając nieco zdziwionego jego zachowaniem Koreańczyka. Był myśli, że ten go skrzyczy i zapewne udusi, a tu taka niespodzianka. Uśmiechnął się lekko.

CZYTASZ
ᴠɪʟʟᴀɢᴇ ➴ 𝚐𝚢𝚞𝚑𝚊𝚘
FanfictionMinghao po wiecznym imprezowaniu i olewaniu nauki oblewa maturę. Jego ojciec postanawia wysłać go za karę na wieś do swojej byłej żony. Tam poznaje chłopaka, któremu musi przymusowo pomagać w stajni. ❝ 𝒉𝒐𝒘 𝑰 𝒉𝒂𝒕𝒆 𝒚𝒐...