- Pamiętaj, że cię kocham, kota jak i mój ulubiony kubek przeznaczam tobie, wiedząc, że w twoich rękach będzie to bezpieczne. O kocu jednak zapomnij, bo to mój skarb i prędzej zdechnę niż komuś go dam, a zwłaszcza tobie. Naprawdę będę miło wspominał nasze wspólne chwile. Momenty, kiedy to zawsze ty obrywałeś za mnie. Jak cię biłem, nie ponosząc potem za to konsekwencji, kiedy byliśmy małymi dzieciakami. Jak w wieku 16 lat zapaliliśmy sobie po pierwszym papierosie, po których ty zacząłeś strasznie kaszleć, a ja ci nie pomogłem, przez co prawie zszedłeś. Jak spierdalaliśmy przed moją sąsiadką, bo wpuściliśmy do jej mieszkania kota, którego wiecznie przeganiała-
- Możesz mi w końcu powiedzieć o co ci chodzi? - Vernon przerwał chłopaka lamentowanie przez co ten się na moment zawiesił.
- JUŻ PO MNIE, JA TAM PSYCHICZNIE NIE WYTRZYMAM. Mój przyjacielu, jedź ze mną! Obaj przetrwajmy to piekło, nie każ mi samemu cierpieć, ty też masz cierpieć do cholery!!!
- Nie drzyj się tak, bo mi zaraz łeb eksploduje! Możesz mi na spokojnie powiedzieć o co właściwie chodzi?
Minghao steknął płaczliwie i opadł na łóżko. - Jadę do mojej mamy, na wieś. - westchnął, patrząc pusto w sufit.
- Czekaj, co? Jak to na wieś, na ile?
- Czy to ważne? I tak nie przeżyję tam dłużej niż dwa dni, nie, dwa dni to byłby jakiś cud, przecież tam nie ma zasięgu. - zaśmiał się. - Vernon, ja na poważnie, jestem w dupie, pomóż.
Po drugiej stronie połączenia nastała chwila ciszy, jakby Chwe wszystko analizował.
- Czekaj, mówiłeś, że nie ma tam zasięgu? Ale jak?
- Nawet nie wiesz jakie to jest zadupie.
- ...
- ...
- To jak będziemy się kontaktować?
- Nijak! Właśnie to chciałem ci najbardziej przekazać!
- O chuj.
Po długiej rozmowie obaj doszli do wniosku, że ich kontakt przez ten czas będzie naprawdę kiepski.
Vernon był myśli, że pobyt Minghao u swojej rodzicielki szybko minie, ale z drugiej strony miał też nadzieję, że ten tuk w końcu czegoś się nauczy i weźmie odpowiedzialność za swoje lenistwo.
×××
Następny dzień nadszedł szybciej niż powinien. Xu próbował jeszcze jakoś z tego wybrnąć, mówiąc, że niezbyt dobrze się czuje i ostatnio zorientował się, że jest uczulony na słońce.
Kłamstwo niestety było jednak zbyt słabe, by jego ojciec się na to nabrał.
A teraz co?
Jedzie już dobre dwie godziny do doliny diabła, skąd nie ma już zapewne powrotu. Nie, żeby porównywał swoją mamę do diabła... Po prostu miała ten swój charakter, który nie za bardzo mu odpowiadał. Czasami była za bardzo wymagająca. Albo po prostu Minghao był czasami za bardzo leniwy...
Pogoda tego dnia była naprawdę słoneczna. Uśmiech sam wkradłby się na niejedne usta, z wyjątkiem Hao. Ta pogoda w ogóle nie pasowała do jego osoby, jego humoru, który jak można się domyślać był ponury.
- Stało się coś? - odezwał się mężczyzna, po czym zerknął na swojego syna przez lusterko. Syna, który cały czas patrzył w szybę pojazdu ze zmrużonymi oczami.
- Jeszcze się pytasz? - zaśmiał się kpiąco, ale od razu po tym wrócił do ponurego wyrazu twarzy.
- Nie cieszysz się, że zobaczysz swoją mamę? Dużo czasu się nie widzieliście. - zapytał, ignorując już ton chłopaka. Musiał być teraz skupiony na drodze, a nie niepotrzebnie się wkurzać.
CZYTASZ
ᴠɪʟʟᴀɢᴇ ➴ 𝚐𝚢𝚞𝚑𝚊𝚘
FanfictionMinghao po wiecznym imprezowaniu i olewaniu nauki oblewa maturę. Jego ojciec postanawia wysłać go za karę na wieś do swojej byłej żony. Tam poznaje chłopaka, któremu musi przymusowo pomagać w stajni. ❝ 𝒉𝒐𝒘 𝑰 𝒉𝒂𝒕𝒆 𝒚𝒐...