Brak swojego wygodnego łóżka, brak swojej własnej łazienki, brak przyjaciół, no a w szczególności brak telefonu!
Minghao cały wieczór spędził na użalaniu się nad sobą. Jak to on ma źle, że nikt go nie kocha, że ojciec go opuścił, skazując na życie pod jednym dachem ze stworzeniem, które pragnie wzbudzić w tobie złość nie do opisania.
Ona to wszystko uknuła. Był tego pewien. Wiedziała, że będzie chciał wrócić z powrotem do miasta, dlatego zabrała mu telefon przy stole, potem "żegnając" się z Yixingiem dała mu urządzenie i specjalnie udając, że to ona je ma zaciągnęła Minghao do siebie, który przez to wpadł w pułapkę. Cholernie idiotyczną pułapkę.
Potrzebował godziny, by połączyć te wszystkie fakty. To miejsce już tak źle na niego wpływało, że nawet jego myślenie gorzej chodziło, jak przy jakimś słabym zasięgu Wi-Fi. Raz działało, a raz trzeba było czekać nie wiadomo ile, aż ponownie zadziała.
Co do swojego wygodnego łóżka, to naprawdę za nim tęsknił. Kiedy rano wstał ze swojego nowego, to myślał, że zaraz się popłacze przez bolące go plecy.
I jeszcze ten kogut.
Niestety nic zrobić już nie mógł. Musiał przeżyć te dwa okrutne miesiące. Dobrze, że przynajmniej jedzenie będzie dostawać.
Westchnął ciężko i wziął z walizki świeże rzeczy, by iść do łazienki i się odświeżyć.
Myślał, że jak z rana już pocierpiał, to będzie mieć na razie spokój, ale gdy miał zamiar chwycić za klamkę od drzwi wspólnej łazienki oberwał z nich w czoło.
Zachwiał się przez to zdezorientowany, znowu łapiąc się za pulsujące miejsce. Nie zdziwi się jak będzie miał tam guza. - Możesz trochę uważać?! Nosz kurwa, żeby we własnym domu dostać drugi raz w ryj?! - był wściekły. Był pewien, że to jego siostra, bo tylko ona i on sam korzystali z tego piętra.
Sprawca wyszedł z pomieszczenia i spojrzał na Chińczyka z uniesioną brwią. - Przepraszam? Ale powinieneś najpierw zapukać, potem dopiero chwytać za klamkę.
Minghao otworzył szerzej oczy, a jego serce jakby w jednej chwili się zatrzymało. Momentalnie zapomniał o bólu i złości, która zniknęła z niego, aż całkowicie.
- J-ja... - przez to całe zajście zapomniał jak się mówi. Czuł się teraz taki mały, chociaż mężczyzna nie był od niego wcale, aż tak bardzo wyższy.
- Ty?
- ...Przepraszam. - to jedyne, co umiał powiedzieć w tej chwili. Zacisnął usta w wąska linię i odsunął dłoń od swojego nadal bulsującego, w małym stopniu, ale jednak, czoła. Zacisnął kurczowo obie dłonie na swoich rzeczach, trzymanych w rękach. Czuł się głupio, ale bardziej niż to, czuł się zaatakowany przez te parę czekoladowych oczu, które były strasznie hipnotyzujące.
- Po prostu myśl następnym razem co robisz. - nieznajomy skrzyżował ręce na piersi. - To ty jesteś tym synem Yutian? - zilustrował Chińczyka.
Dopiero po chwili ogarnął, że chłopak zadał mu pytanie. Zamrugał szybko, doprowadzając się już do porządku.
- Tak, jestem Minghao, a... ty? - uniósł brew.
Bądź co bądź, ale to jest jego rodzinny dom, a tu nagle wpada na jakiegoś nieznajomego.
- Mingyu. - powiedział, jakby od niechcenia i wyminął Minghao. Samo imię w tym momencie jednak nie wystarczyło.
- EJ! - odwrócił się w jego stronę. - Kim ty do cholery jesteś?! Co tu robisz?! - krzyknął za nim, lecz chłopak zignorował go i szedł dalej. - No pytam się o coś! - zaczął lekko podskakiwać, tupiąc nogami jak małe dziecko. - Wracaj tu! - znowu, nie widząc żadnej reakcji, postanowił go dogonić i nagle na jego drodze pojawiły się kolejne drzwi, przez które już się nie podniósł i leżał teraz płasko na podłodze.

CZYTASZ
ᴠɪʟʟᴀɢᴇ ➴ 𝚐𝚢𝚞𝚑𝚊𝚘
ФанфикMinghao po wiecznym imprezowaniu i olewaniu nauki oblewa maturę. Jego ojciec postanawia wysłać go za karę na wieś do swojej byłej żony. Tam poznaje chłopaka, któremu musi przymusowo pomagać w stajni. ❝ 𝒉𝒐𝒘 𝑰 𝒉𝒂𝒕𝒆 𝒚𝒐...