Chanel P.O.V.
-Zostaw! - krzyczałam jak opętana, ale napastnicy nie zważali na to.
Ich ręce były wszędzie, przemierzały każdy kawałek mojego ciała. Byłam przerażona. Łzy wypływały z moich oczu litrami. Mój krzyk przypominał, paniczną prośbę o pomoc. Ich szydercze uśmiechy, były strasznie przerażające. Widziałam wszystko zamazane przez łzy w oczach. Byłam bezbronna, a oni to wykorzystali. Światło latarni ledwo odkrywało ich twarze. Ich ręce boleśnie ściskały moje piersi. Jęknęłam z bólu. Czułam obrzydzenie do swojego ciała. Chciałam zniknąć, każda cząsteczka mojego ciała chciała zniknąć. Ból, cierpienie, bezradność, strach i panika. Nienawidziłam tych stanów, nienawidziłam strachu. A wtedy bałam się, tak panicznie się bałam. Nie do opisania był ten strach.
Przecież oni chcieli mnie zgwałcić. Zgwałcić. Mimo, że im nic nie zrobiłam chcieli zrobić mi taką krzywdę. Życie sprawiedliwe nigdy nie było. A w tamtym momencie czułam, to aż za bardzo. Nie miałam siły by krzyczeć, a co dopiero by walczyć. Wyparowała ona ze mnie. Tylko panika i strach mną kierowały. Siła poszła w zapomnienie. Nie myślałam logicznie. Bałam się. Chciałam być wtedy u siebie w pokoju i oglądać film. Zajadać się słodyczami, a przede wszystkim chciałam być w swoim łóżku. Ciepłym, bezpiecznym, miękkim. Być tam gdzie byłam bezpieczna.
-Proszę, zostawcie mnie. - wyjąkałam pomiędzy napadami płaczu.
Zaśmiali się, ale nie przestali. Ich śmiech rozbrzmiewał po moich uszach, a kolejne fale łez się zbliżały. Powoli zaczęłam się poddawać, mimo że tak bardzo nie chciałam się poddać to to zrobiłam. Nie wyrywałam się, a cicho wołałam o pomoc. Wtedy pierwszy raz poczułam odrazę do Cambridge. Nie chciałam wtedy tam być. Czułam obrzydzenie do tego miasta, nienawidziłam go. Pełnia księżyca i pełno gwiazd. Piękna noc, ale taka okropna. Zawsze pomagał mi wiatr. Wtedy on nie wiał, była strasznie spokojna noc. Zero wiatru, czy mgły. Jedynie moje łkanie było dobrze słyszalne.
-Zostawcie ją. - usłyszałam męski głos.
Spojrzałam w tamtą stronę z wielkim trudem. Przekręcenie głowy na drugą stronę było dla mnie wyzwaniem. Nagle ich ręce przestały błądzić po moim ciele i dotykać w miejsca zakazane dla nich. Stanęli jak wryci i spojrzeli na chłopaka. To ten sam czarnowłosy chłopak, który był w galerii. Te puste oczy i wysokie dobrze zbudowane ciało. Opadłam na kolana, bo nie miałam sił by stać. Chciałam spać, położyć się i zapomnieć o tym co tutaj się stało. Chłopak zaczął się przybliżać, a światło ujawniało coraz więcej jego twarzy. Mężczyźni już dawno zniknęli. Był on. Bałam się go, bałam się, że zrobi mi coś. Z trudem podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Nie wyrażały nic oprócz pogardy, szarmancji i sarkazmu. Żadnego współczucia. Był bez uczuć. Czarna koszulka i czarne jeansy pasowały do niego. Lekkie czarne loki były urocze. Mocno zarysowane kości policzkowe i pełne zaciśnięte usta. Nos prosty, ale zadarty. Spuściłam głowę, a moje spojrzenie utkwiło w chodniku. Głowa mi pękała, a kończyny odmawiały posłuszeństwa.
O krok od gwałtu, tak niewiele brakowało. Gdyby nie on, byłabym już zgwałcona. Wykorzystaliby mnie jak zabawkę i może gdzieś wywieźli. Najczarniejsze scenariusze tworzyły się w mojej głowie. Nie miałam siły na nic. Dekolt sukienki miałam lekko porwany, mimo, że nie wiedziałam kiedy to zrobili. Byłam w takim amoku, że nie dostrzegłam kiedy zaczęli mi rozrywać ubranie. Łzy dalej wylatywały z moich oczu, chciałam zapomnieć. Zapomnieć o tych twarzach i tym uśmiechu. Zapomnieć o ich dotyku. Zapomnieć o tym wszystkim. Chciałam być w objęciach taty i oglądać z nim głupi film. On zawsze pomagał mi się uspokoić. Jego ciepły głos i ciepłe ręce które gładziły moje plecy zawsze kiedy było mi źle, nie zastąpiłabym na nic innego. Mój tępy wzrok dalej był wpatrzony w chodnik. Skanowałam każdą skazę, każdy kamyk. Wszystko to by nie myśleć o tym co miało miejsce przed chwilą. Bo i tak już czułam obrzydzenie do siebie. Mimo, że to nie ja zawiniłam. Eden jednak rajem nie był.
CZYTASZ
Born In Heaven
Storie d'amore~~My urodzeni w Niebie, nigdy nie akceptowani. Spadliśmy i snuliśmy się w labiryncie kary.~~