Chanel P.O.V.
-Nie jestem przekonana co do tego planu, Kylie. - odpowiedziałam jej zajadając się chińszczyzną, którą kupił mi tata. Rozmawiałam z dziewczyną na temat spotkania w jakieś wielkiej, opuszczonej willi. Czy mi pasowało? Jasne, że tak, ale był poniedziałek, a ja musiałam na następny dzień wcześnie wstać. Moi głupi przyjaciele zgłosili mnie do dekorowania sali gimnastycznej na zakończenie roku szkolnego i nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że musiałam tam być o siódmej piętnaście. Chciałam im wydrapać oczy, bo ci idioci perfidnie się ze mnie śmieli. Plus był taki, że miałam dostać klucze od szkoły i miałam być w niej sama. Ponoć dopiero, wpół do ósmej przyjdą woźne, więc będę piętnaście minut sam na sam z naszym kochanym liceum. Szczerze bym ją spaliła, ale nie chcę iść siedzieć. Nie za coś tak głupiego.
-Nie daj się prosić, będzie fajnie! - nie ustępowała i dalej starała się mnie przekonać. W odpowiedzi usłyszała mój jęk, który świadczył o tym, iż naprawdę nie chciało mi się wtedy nigdzie wychodzić.
-Będzie Jayden. - powiedziała, zapewne oglądając swoje paznokcie. Miała w zwyczaju to robić. I skłamałabym gdybym powiedziała, że kurczak który był w moim gardle się nie zatrzymał, a moje plecy nie oblał zimny pot. Od pożegnania się po cyrku, w sobotni wieczór, nie kontaktowaliśmy się. Czemu? Nie miałam pojęcia. Ja się nie odzywałam, on też nie i jakoś tak przez dwa dni nie mieliśmy kontaktu. Być może potrzebowaliśmy od siebie odpocząć. Jay był typem samotnika, a ja szanowałam to. I nie chciałam by czuł się przy mnie źle z powodu przesytu.
-Kylie, to nic nie zmienia... - odpowiedziałam i nie wiem kogo chciałam bardziej okłamać. Siebie czy ją. Raczej siebie, bo czarnoskóra dokładnie wiedziała jak jest. Znaczy w jej oczach między nami rodziło się jakieś uczucie, co było bzdurą, ale nie zaprzeczyłam kiedy mówiła, że go lubię. Bo go lubiłam. Ale tylko lubiłam.
-Bardzo dużo zmienia. Nie karz mi znowu odbywać z tobą TEJ rozmowy. - zaznaczyła dobitnie przedostatnie słowo. Przewróciłam oczami na wspomnienie wczorajszego wieczoru i jej godzinnego wywodu, na temat mój i Jaydena. Najgorsze, że Olivia i Charlotte, które były na tamtej rozmowie, zgadzały się z Kylie. W pewnej chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i wspomnienia z piątkowej nocy wróciły do mojej głowy, dlatego też podjęłam decyzje taką jaką podjęłam.
-Niech Sam, będzie po mnie o osiemnastej. - skwitowałam i pośpiesznie rozłączyłam czarnowłosą.
Usiadłam z prostymi plecami, a kartonik z chińszczyzną odłożyłam na stolik. Kiedy w sobotę wróciłam do domu nie rozmawiałam z nikim. Sara też nie była skora do rozmowy, bo nawet kiedy się mijałyśmy w drodze po wodę, ona się nie odzywała do mnie. Nie byłyśmy na siebie złe. Musiałyśmy to strawić. Za to mój ojciec co pół godziny wchodził do mojego pokoju i pilnował czy nie uciekłam. W sobotę nie widziałam Eleanor, co mnie uszczęśliwiło. Nie chciałam widzieć jej już nigdy w życiu. Właśnie. Nie chciałam. Niestety w niedziele usłyszałam odgłosy rozmowy Sarah, Eleanor i Jordana w jadalni. Sama do nich nie wyszłam, bo brzydziłam się jej widoku i na całe szczęście, tata to uszanował. Jednak dzisiaj też ona miała przyjść. Miała przenocować u nas. W naszym domu. W moim domu. Kłóciłam się z tatą długo o to. I szczerze nie odpuściłabym gdyby nie Sarah. To ona chciała by nasza matka została. Na początku poczułam się zdradzona. I dalej się tak czułam, ale też rozumiałam szatynkę. Kochała naszą matkę. I nigdy nie przestała.
Kiedy kobieta weszła do salonu w czerwonej bluzce z falbanami na ramionach i czarnych spodniach, wzrosła we mnie złość i obrzydzenie. Nie wiem czy potrafiłam patrzyć na nią wtedy inaczej. Chyba nie. Zdradziła. I mnie i ojca i rodzinę. Kłamała. I perfekcyjnie udawała. Moje ciało spięło się, a wewnętrzny głos błagał mnie bym powiedziała jej, to co chciałam powiedzieć. Ale ja tylko patrzyłam w jej piwne oczy z nienawiścią, która ją bolała. Chciałam by ją bolało. Tak jak mnie przez te wszystkie lata.
CZYTASZ
Born In Heaven
Romance~~My urodzeni w Niebie, nigdy nie akceptowani. Spadliśmy i snuliśmy się w labiryncie kary.~~