Minghao zaraz po odebraniu wyników zmierzył jak najszybciej do swojego przyjaciela, by ukryć się przed ojcem, który jeszcze chwila i powinien wrócić z pracy. Czy miał przejebane? To mało powiedziane. Ale czego można było się spodziewać, skoro w ogóle nie przykładał się do nauki, tylko ciągle imprezował.
Biegł tak szybko jak jeszcze nigdy dotąd, nie oglądał się nawet, kiedy przebiegał przez jezdnię, czego skutkiem były gwałtowne hamowania samochodów i głośne przekleństwa kierowców. Nie przejmował się jednak tym, teraz liczył się tylko on i jego życie.
Co z tego, że właśnie przed chwilą prawie je stracił.
Dotarcie do celu nie zajęło mu dużo czasu. Wbiegł po schodach na czwarte piętro, zapominając przy tym stresie, że jest winda, dzięki której byłby szybciej, i zapukał mocno do drzwi. Na szczęście długo nie musiał czekać, żeby zobaczyć w progu swojego jedynego wybawcę. Uwiesił się na chłopaka szyi, czując ulgę. Był tak skołowany, kiedy biegł, że nawet przez myśl mu przeszło, że jego przyjaciela - Vernona - nie będzie w domu, co za tym idzie nie będzie miał gdzie się podziać i co ze sobą zrobić.
Jedyną reakcją Chwe na ten moment było uniesienie brwi, nie rozumiejąc za bardzo o co chodzi.
×××
W salonie ciągle było tylko słychać żale Chińczyka. Trwałoby to zapewne w nieskończoność, gdyby nie Chwe, który już nie wytrzymał.
- Powinieneś się najpierw uspokoić. - powiedział nad wyraz opanowanym głosem, chociaż z początku chciał na niego krzyknąć.
- Powiedz mi co mam robić. Jestem kompletnie załamany. - jęknął, chwytając się za włosy. W jego głowie pojawiała się już masa scenariuszy, na to jakby jego ojciec zareagował na jego wynik maturalny, a był prawie równy zeru.
- ...Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, więc ciężko mi cokolwiek powiedzieć na ten temat. - przyznał, biorąc łyk zimnego napoju ze szklanki.
- Mogę u ciebie zostać na jakiś czas? Aż sprawa nie ucichnie? - zapytał z nadzieją w oczach, przysuwając się bliżej do chłopaka.
Vernon jednak zacisnął usta w wąska linię. - Nie możesz od tego uciekać. Ucichnie? Nie bądź głupi, wyszłoby na to, że musiałbym cię przygarnąć na stałe. - prychnął, po czym uśmiechnął się lekko.
Minghao wydął dolną wargę i już chciał zacząć swój wywód względem chłopaka, ale uniemożliwił mu to dzwoniący telefon.
Wyjął urządzenie z kieszeni spodni, a kiedy zorientował się kto do niego dzwoni poczuł jakby w jednej sekundzie stracił dostęp do powietrza.
- Odbierz. Tak będzie lepiej. - doradził mu Chwe, jednak Chińczyka to wcale nie przekonało. Znał swojego ojca.
Pokręcił szybko głową i odłożył telefon na stół. Po chwili dźwięk ucichł, a Xu poczuł po raz drugi tego dnia ulgę. Szczęście nie trwało jednak zbyt długo, ponieważ nagle obaj usłyszeli ponowny dzwonek telefonu, lecz tym razem nie Hao. Spojrzał szybko na Vernona, który już miał zamiar odebrać połączenie.
- ANI MI SIĘ WASZ. - uniósł głos przerażony.
Chwe pokręcił tylko głową rozbawiony i odebrał.
- Tak? - zatrzymał Minghao ręką, by ten nie zabrał mu telefonu. Jednak trudno było go jakkolwiek zatrzymać, bo normalnie się na niego rzucał.
- Cześć Vernon, tu Yixing, ojciec Minghao.
- Słucham? - pstryknął chłopaka w czoło, by się uspokoił.
Minghao skulił się, próbując stłumić jęk. Spojrzał na niego wkurzony.
CZYTASZ
ᴠɪʟʟᴀɢᴇ ➴ 𝚐𝚢𝚞𝚑𝚊𝚘
FanfictionMinghao po wiecznym imprezowaniu i olewaniu nauki oblewa maturę. Jego ojciec postanawia wysłać go za karę na wieś do swojej byłej żony. Tam poznaje chłopaka, któremu musi przymusowo pomagać w stajni. ❝ 𝒉𝒐𝒘 𝑰 𝒉𝒂𝒕𝒆 𝒚𝒐...