Byłem gotowy fizycznie do zejścia na dół, ale mentalnie czułem paraliżujący strach. Nie do końca wiem przed czym. Ten dom jest tak piękny i niesamowity, ale nie czuję, że jest mój. Nie wiem ile musiałbym w nim spędzić, aby poczuć się w nim, jak na swoim miejscu. Wolę się chyba nie dowiedzieć. Ostatni raz przejrzałem się w lustrze i trochę poprawiłem włosy.
Dasz radę Erni. To tylko kolacja z twoim porywaczem. Nic strasznego. W końcu zjesz coś porządnego.
Szedłem za Dorotką żwawym krokiem. Jeśli miałem umrzeć, to chciałem zrobić to z godnością.
- Duży ten dom. - odezwałem się po dłuższym milczeniu.
- Hah to tylko mniejsza część. Rezydencja Pana Arkadiusza jest o wiele większa, wliczając w to wszystkie piwnice. Ma panicz szczęście mogąc przebywać w tym miejscu. Żadna inna zabaweczka Arkadia nie pochłonęła tak jego uwagi. Jesteś wyjątkowy.
Przez jej słowa poczułem pewne ciepło w środku. Rzeczywiście poczułem się wyróżniony przez te słowa, mimo że nazwała mnie zabaweczką.
-1 od honoru Erni, pajacu.
To był chyba ten moment, gdy moja walka się skończyła. Bo zrozumiałem, że Arek nie jest moim wrogiem. Jest moją przyszłością. Lepszą niż mógłbym sobie wyobrazić. Na myśl o ciepłym posiłku, pięknym pokoju, i oczywiście o Arkadiuszu poczułem, jak moje serce się rozpływa.
Mógłbym tu spędzić nawet całe życie. Co z tego, że w niewoli, skoro w komforcie i przepychu.
Dotarliśmy już pod jadalnię. Zapachy rozchodzące się w powietrzu były magiczne. Nie mogłem się wprost doczekać, aż będę mógł jeść w towarzystwie seksownego gospodarza.
Puk puk.
I weszliśmy. Stół był pięknie nakryty,zupełnie jak na wigilię. Magia świąt wisiała w powietrzu, mimo że był dopiero październik. Zarumieniłem się. Arek wyglądał... Niesamowicie. Dobrze skrojona, jasnoniebieska marynarka, dobrane do niej spodnie, biała koszula z kołnierzykiem, czarna muszka, zaczesane do tyłu włosy. Idzie się zakochać. Nie żeby chodziło mi to wtedy po głowie. Arkadiusz powstał.
- Dobry wieczór Erneście, wyglądasz wspaniale.
- D-dobry wieczór. - wyjąkałem. Cała moja odwaga sprzed 5 minut poszła się jebać.
- Usiądź proszę. Pora na małe czo nie czo.
Zasiedliśmy więc. Czekałem aż Arek odezwie się pierwszy. Wstydziłem się zacząć rozmowę. Więc leciałem tylko wzrokiem po stole. Miałem ochotę spróbować wszystkiego, ale w końcu zdecydowałem się na filet z sandacza i gładziutkie purée z batatów. Nieśmiale nałożyłem sobie porcję, co wyraźnie ucieszyło Arka. Pewnie chciał, żebym czuł się u niego swobodnie. Powoli zacząłem jeść. Jedzenie było po prostu cudowne. Każdy kęs dawał niezwykłą przyjemność. Chyba jednak chętnie tu zostanę. Mimo, że gospodarz traktuje mnie jak "zabaweczkę".