Widywałem cię codziennie
Powtarzałem codziennie:
Twój uśmiech daje mi chwile radości
jest taki szczery
taki piękny
Spoglądałem na ciebie kątem oka
Wiedziałem że nie dorastam ci do pięt
Kiedyś próbowałem zwrócić twoją uwagę
Gdybym tylko wzniósł się na wyżyny
Zaczął być po prostu sobą
Zniszczył to co ściąga mnie w dół
Może chociaż wtedy
Widziałbym u ciebie jakieś szanse
Byłaś dla mnie kimś więcej niż wszystkim
A ja czułem że nie jestem w stanie ci zaimponować
Wszystko co dobre kiedyś się kończy
Nie potrafiłem docenić jak wiele posiadałem
Nie potrafiłem się pogodzić z samym sobą
Nie potrafiłem pogodzić się ze swoimi pragnieniami
A pragnąłem zawsze tylko ciebie
Dobrze to widziałaś
I cierpiałeś razem ze mną
Kiedy już się z ciebie wyleczę
Wyślę ci piękny list
W którym napiszę jak wiele dla mnie zrobiłaś
A gdy będzie bardzo źle
To pożegnam się z tobą z należytym szacunkiem
oddając wszystkie ważne dla mnie chwile
Cierpiałem kiedy raniliśmy siebie nawzajem
Nie mogę zaprzeczyć
Uroniłem niejedną łzę i wiem
że kilka jeszcze uronię
Mimo wszystko jednak mam nadzieję
że jesteś już szczęśliwa
Ja oddam się ciemności
Pogrążę się w piekielnej samotności
Jest tak jak być powinno
Ty masz ludzi którzy przenoszą ci góry
Ja mam sztuczną wolność
Którą nazywają samotnością
Może dobry Bóg ześle mi jeszcze kogoś
Kto sprawi że odżyje we mnie inne oblicze
Tak bardzo inne niż te które pokazałem światu
Tak bardzo inne niż te które pokazałem tobie
