Od trzech dni jestem chora. Od trzech dni dowiedziałam się, że nigdy już nie wrócę na ziemię. Od trzech dni nie chcesz mi dać telefonu, by przyjaźniej pożegnać się z moją rodziną!
Brzuch mnie boli, wymiotuje żółcią, bo skąpisz mi jedzenia i mam gorączkę. Ty twierdzisz, że dezynfekowałaś wszystko, co mi dawałaś, ale ja wiem, że problem nie na tym polega.
Najgorsze jest to, że parę dni temu myślałam, że już po wszystkim, że nareszcie mogę oddychać, że już nic złego nie może się stać! Przeliczyłam się. O jak się przeliczyłam.
Ból i zmęczenie są odbiciem mojego cierpienia. Brzuch mnie boli od stresu, strachu i złości. Rozumiem, że lecę z tobą, i że to jedyne wyjście, ale fakt, że nie pozwalasz mi zadzwonić do najbliższych, mnie niszczy.
Wypuściłaś już wszystkie zwierzęta. Wszystkie pokoje są puste, nawet myszki nie zostały. Czuję się przez to jeszcze bardziej samotna niż wcześniej. Nawet nie wiedziałam, że to możliwe. Tak jest. Jesteś na dnie i kiedy masz wrażenie, że już niżej się nie da, coś przychodzi i mówi, że nie. Da się. Zawsze się da.
Wcześniej przynajmniej od takich rozmyślań ratowało mnie otępienie. Teraz jestem ciągle przez ciebie stymulowana i nie mogę się na tyle rozluźnić, by już nic nie czuć, by oddzielić się od ciała.
Nie, ja czuję. Czuję twardą ziemię pode mną, czuję chłód na twarzy i głód. Jestem świadoma swoich ubrań, swoich włosów. Za każdym razem kiedy wciągam powietrze, jestem tego świadoma. Jest to bardzo nieprzyjemne uczucie, być tak połączonym z ciałem. Przyzwyczaiłam się do czegoś innego.
- Natrahdę chcesz ze 'ną lecieć? - powtarzasz ciągle - zahsze nożesz znienić zdanie. Nan hiele trucizn. Hiększości w ogóle nie toczujesz. Noże to dyć gaz, tadletka, nożesz to hytić, hstrzyknąć do żył. Jest hiele otcji. Hystarczy tohiedzieć. Nożesz hydrać stosód, czas...
- Łuno! - ucinam. - To nie chodzi o to, w jaki sposób umrę. Chodzi o sam fakt, że zginę. Nie chcę umrzeć! Ty byś chciała? Chciałabyś, bym cię namawiała? A może w taki sposób, a może taki?
- Gdydyn niała tu żyć, tak - odpowiadasz po namyśle - Zadiładym się szydko i dezdoleśnie. H ogóle terstektyha hydoru tohinna dyć trezenten. Tego tragną hszyscy Hasiranie, hydrać trzyczynę i czas shojej śmierci.
- Hasiranie? - przerywam ci. Nie słyszałam jeszcze tego słowa z twoich ust.
- To noja rasa. Jesten z rasy Hasira. H twoim tłunaczeniu jesten Hasiranką.
Kiwam powoli głową. Z przerażeniem zdaje sobie sprawę, że nigdy nie pytałam cię o ciebie, o twoją historię, o tradycje oraz rodzinę. Tylko ty pytałaś, a przecież to ja zamieszkam z tobą, w twojej dziwnej cywilizacji.
- A... Tam, gdzie będziemy, będą tylko Hasiranie?
- Nie. H Statku - kolonii są też inne istoty.
- Ale w większości tak?
- Tak. H hiększości są to Hasira z... H thoin tłunaczeniu tohinno to dyć tlenienia Judy.
- Używasz słów, których nie rozumiem - przyznaję
- Hasiranie dzielą się na tleniona. Jest ich dokładnie tięć, ale na Statku - kolonii znajdziesz ich tylko dwa. Tlenię Judy i tlenię Aszdod.
CZYTASZ
Od Podstaw
Science FictionJestem osobą, która podbiła wszystkie rekordy zawadzające, chodźby odrobinę, o tematykę kosmosu. Najdłużej byłam w kosmosie. Najdalej od Ziemi. Byłam pierwszą osobą, która poznała obcą cywilizację. Która ożeniła się z przedstawicielem obcej cywili...