Ziemia

48 5 21
                                    

- Fio, fio - coś potrząsa moją głową. otwieram zmęczone oczy, by przyjrzeć się twojej zmartwionej postaci.

- Tak? - mruczę niemrawo - To ja. Tak mnie nazywasz.

Rozpromieniasz się, prostujesz i uśmiechasz niezdarnie.

- Zofia! - słyszę znajomy pisk NoNo.

- Cześć, młody. Ręka mnie boli? To normalne?

- Tak - dotykasz swoim kikutem mojego - musiałam ci usunąć znamię, nie pamiętasz?

- Pamiętam - Bolesne wspomnienia zalewają mój umysł. Są słabe, tak jakby były scenami z filmu, bo byłam wtedy na głodzie po Pustce, ale pamiętam.

- Co to było? To wcześniej? Te huki?

- Nic czym powinnaś się teraz martwić - zapewniasz.

- Złapali nas?

- Namierzyli, ale im uciekłam. Nie martw się, teraz już nikt nie będzie nam przeszkadzał.

- Czemu?

- Bo Łuna zaprowadziła nas do domu! - NoNo zaczyna skakać w miejscu.

- Do domu?

- JESTEŚMY NA ZIEMI!

Trzy słowa. Trzy słowa wywołują u mnie reakcję podobną do wzięcia zimnego prysznica. Doskonale wiem co one znaczą. Właśnie te słowa chciałam usłyszeć przez ostatnie pół roku.

Zrywam się gwałtownie, wyrywam się z pasów i biegnę w kierunku wyjścia. To już tu, zaraz za ścianą! Koniec bieli i czerni, koniec Hasiran, koniec tego dziwnego języka, tych dziwnych osób. Jestem w domu.

Patrzę na ciebie podekscytowana czekając aż otworzysz drzwi. Rzucasz mi czuły uśmiech i dajesz mi znak, że mogę wyjść.

Nie czekam aż drzwi się otworzą do końca. Wybiegam na zewnątrz, jak małe dziecko.

Pierwsze co do mnie dociera to oślepiające światło, przyjemne ciepło i taka ogromna ilość zapachów i dźwięków, że na chwilę mnie zamroczyło.

Kiedy w końcu moje oczy przyzwyczajają się do światła, uderza mnie wszędobylska zieleń. Drzewa, trawa, krzaki, mech pokrywający kamienie, wszystko jest zielone. Lecz to nie jest ciągle ta sama zieleń, nie, ona się zmienia, wszędzie jest inna. Gdziekolwiek spojrzę jest coś nowego. Liście drzew na ziemi, te które się utrzymały na drzewach, poruszane na wietrze raz są ciemne, raz jasne. Towarzyszą temu inne kolory. Pomarańczowe, martwe liście, błękit nieba, błysk świeżego śniegu, a wszystko się rusza. Trawa faluje, krzaki się kołyszą. Dochodzą do mnie dźwięki. Wszystko szumi, ptaki śpiewają, skrzeczą, piszczą owady cykają, wszystko coś chce mi powiedzieć.

Zapachy... O mój boże zapachy. Drzewa, trawa, powietrze, wszystko pachnie. Pachnie czymś znajomym... Pachnie martwymi liśćmi, pachnie szronem, świeżym śniegiem, dniami spędzonymi pod kocem przy kominku i przebiśniegami... Pachnie... Pachnie wczesną zimą.

Moje włosy unoszą się, powiewają, przechodzi mnie dreszcz. Powietrze otacza mnie, moje policzki, ręce. Znam to uczucie... unoszę dłonie by je schować do kieszeni. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Odwracam się w twoją stronę ze łzami w oczach.

- Jest mi zimno - mówię zdławionym głosem.

Potrząsasz dłońmi z ciepłym uśmiechem i wskazujesz w głąb lasu.

- Co tam jest? - pytam podekscytowana.

- Sama się przekonaj.

Odwracam się i biegnę we wskazanym kierunku. Znam to miejsce, lecz dopiero w połowie drogi przypominam sobie gdzie ono prowadzi. Nie mogę się powstrzymać od cichego pisku szczęścia. Jak małe dziecko, w wgilię biegnę przez zarośla nie zwracając na nic uwagi. Śnieg chrupie pod moimi nogami, liście szeleszczą. Przeskakuję przez zwalony pień i zatrzymuję się.

Zatrzymuję się na skaju polany. Mojej polany. Zimowe, jeszcze prawie jesienne słońce pada na moje zziębnięte policzki, oświetla mój domek, moją szopkę, otaczając to miejsce dziwnym, mistycznym blaskiem. Pokryte szronem okna, kępki śniegu, martwe liście i mój mały taras pokryty mchem. Wszystko leży tak jak to zostawiłam te pół roku temu. Uśmiecham się sama do siebie. Jestem w domu. W końcu jestem w domu!

- Pięknie tu jest - słyszę twój głos za sobą.

NoNo oczarowany bawi się śniegiem, biega w kółko podziwiając łapczywie wszystko wokół, tak jakby chciał pochłonąć cały ten cudowny widok. Uśmiecham się. Zmykam oczy i wciągam znajome, zimne powietrze.

- Ktoś do ciebie - mówisz nagle wyciągając w moim kierunku czarne, wibrujące urządzenie.

Otwieram oczy i patrzę na nie zaskoczona. Drżącymi palcami odbieram od ciebie telefon. Na ekranie pojawia się ikona mojej mamy. W gardle formuje mi się ogromna gula. Naciskam na zieloną słuchawkę i unoszę urządzenie do ucha.

- Halo? - mówię automatycznie zduszonym przez płacz głosem.

Przez chwilę nie dostaję odpowiedzi, a potem jedyne co słyszę to krzyk. Nie mogę powstrzymać łez słysząc głos mojej mamy. Musi być zszokowana słysząc mnie po tylu miesiącach. Bardziej zapewne niż ja. Uśmiecham się i zaczynam zapewniać biedną kobietę.

- Tak, mamo, to ja. Tak, to ja. Nic mi nie jest, naprawdę... Wiem, ja też... Jestem w domu. Już jestem w domu. Z Łuną... To moja żona... Tak, dużo cię ominęło... Nie, nie. Słuchaj, nie o to chodzi... nie uwierzysz, bo widzisz...

Czuję twoje ciepłe palce na moim ramieniu. Patrzę na ciebie zaskoczona i widzę, że kręcisz powoli głową.

Nie mam nic mówić, prawda? Zaciskam zęby. Uspokajam się. Rozumiem, że nie powinnam nic zdradzić. I tak wzięliby mnie za wariatkę. Wzdycham i chociaż bardzo chcę podzielić się moimi przeżyciami na Statku - kolonii z najbliższymi, po prostu unoszę słuchawkę mówiąc:

- Zasięg był do kitu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej, tak, to już niestety koniec przygód Zofii, dziękuję, że dotrwałeś aż do końca, czytelniku.

Wiedz, że sama bardzo dobrze się przy tej historii bawiłam i jeśli ty też czujesz niedosyt, albo interesują cię Hasiranie, ich kultura i jak żyją w swoim naturalnym środowisku, zapraszam do innej książki, również w tym świecie.

Zapraszam do " My Dwoje" 

Od PodstawOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz