Hasiranie z piekła rodem

45 8 19
                                    

Nagły wstrząs wybudza mnie ze snu. Unoszę głowę, spoglądając na ciebie ukradkiem. Szamotasz się przy gruszce, przełączając i naciskając przyciski. Rzucasz przy tym podejrzane warknięcia w twoim języku.

- Co się stało? - pytam

- Jesteśmy na miejscu - odpowiadasz, uderzasz ostatni, niebieski przycisk i prostujesz się z dumą.

Motory przestają pracować, cichy syk towarzyszy głuchemu szczękowi drzwi, wskakujących w zawiasy. Czuję, że mój żołądek się spina i wykręca.

Nie zwracasz uwagi na moją bladą twarz. Chwytasz mnie mocno za ramię i szarpiesz, stawiając mnie na nogi.

- Idzieny – mówisz.

Kiwam głową. Słowa utykają mi w gardle. Boję się. Boję się tego, co się zaraz stanie. Nie wiem, co mnie spotka za tymi drzwiami. Nie wiem, co się stanie, kiedy ty przekroczysz próg. Jak będzie wyglądać moje życie? Będę naprawdę tak wolna jak mówisz? A może mnie zamkniecie? Może zabijecie, mimo tego, co mi powiedziałaś.

- Łuno – udaje mi się wykrztusić.

- Ćśśś – syczysz – nie teraz.

- A kiedy? Miałaś mi odpowiedzieć na wszystkie pytania.

- Nie teraz. Kiedy dostanieny się do tokoju, na razie...

Syk otwieranych drzwi przerywa ci w połowie zdania. Zaciskasz rękę mocniej na moim ramieniu. Mam wrażenie, że cała krew spłynęła mi z kończyny gdzieś w pięty.

Pierwsze co widzę to oślepiająca biel. Tak jakbym nigdy nie opuściła twojego laboratorium. Korytarz zbudowano z tego samego materiału, ma dokładnie te same wymiary.  Prowadzi dalej, w głąb "statku – kolonii", jak ty określasz to miejsce. Kiedy moje oczy przyzwyczajają się do blasku, zauważam trzy postacie. Dwójkę dorosłych i jednego malca. Wszyscy są podobni do ciebie, wszyscy mają łyse czaszki, czarną karnację oraz ostre, rekinie zęby. Tylko że ich oczy są małe i czerwone, w przeciwieństwie do twoich dużych i fioletowych. Nie są tacy płascy jak ty, ich kombinezony podkreślają szerokie barki, umięśnione dłonie i wydatniejszą miednicę.

Prostujesz się i unosisz dwa palce, na znak powitania. Oni postępują tak samo.

- Ro, Pher Łuna, Linore- te. Hor Ron hole-cze. Hor surole- te, Ro Hon he-te – Mówi dość uroczystym tonem jeden z nich, większy, z szerszymi ramionami i mniejszymi oczami.

- Hor tete surole-te, He Rorn fonkoe- te. Ho zoh feloh he-te - odpowiadasz.

- Fo he-te?

- Fo hon koko he. Fo człohiek he, Fo Zofia honore.

Unoszę głowę, słysząc znajome słowa i zmianę w twoim głosie. Staje się twardszy i pewniejszy siebie. Tak jakbyś chciała na czymś postawić, na czymś, co jest dla ciebie ważne. Reakcja starszych osobników, utwierdza mnie w tym przekonaniu. Odruch zaskoczenia odsuwa ich od nas. Oczy stają się większe, a ręce przyciągają do piersi. Tylko malec wydaje się tak samo zagubiony co ja. Wpatruje się tylko we mnie swoimi wielkimi, czerwonymi oczami.

- Fol za człowiek he? – pyta mniej barczysty osobnik.

- Se – odpowiadasz krótko.

Osobnik prostuje się i spogląda na mnie łaskawie. Tak mi się wydaje, bo pochyla się lekko w moją stronę i przysuwa ręce do kolan.

- Dzień dobry – mówi, formując na twarzy niezgrabny uśmiech. Jego akcent jest niemal niesłyszalny, mówi o wiele lepiej od ciebie, nawet porusza twarzą w nasz sposób.

Od PodstawOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz