Puk.
Puk.
Puk.
Do jego głowy wkradł się natrętny dźwięk. Otworzył szeroko oczy i zerwał się na równe nogi tak szybko, że przyprawił się o mdlące zawroty głowy. Od kiedy skończyła się wojna, jego sen był płytki, nie dający wystarczającego wypoczynku. Życie z Voldemortem pod jednym dachem nauczyło go, by zawsze być przygotowanym do postawienia siebie w pełnej gotowości. Nie mógł być pewien, że nie zostanie powołany do uczestnictwa w nocnej akcji bez wcześniejszej zapowiedzi, lub zwyczajnie ktoś nie spróbuje wykończyć go przez sen. Dlatego spał zaledwie po kilka godzin, nigdy nie wychodząc ze stanu czuwania.
Teraz, gdy cały ten koszmar się skończył, musiał na nowo nauczyć się sztuki wypoczynku. Zerwanie ze starymi przyzwyczajeniami nie należało do najłatwiejszych.
Tym razem intruzem, zakłócającym jego spokój, był ktoś dobijający się do drzwi. Osoba ta była bliska wyważenia drewnianych wrót gołymi rękoma, dlatego pośpiesznie sięgnął dłonią po omacku w stronę przewieszonego na krześle szlafroka i powlókł się do przedpokoju.
- Wiem, że tam jesteś! Otwieraj te przeklęte drzwi!
Kobieta stojąca na korytarzu słysząc dźwięk odryglowanego zamka, uspokoiła się nieznacznie.
- Matka? - jego głos wybrzmiał nutami zaskoczenia.
Widok wyprowadzonej z równowagi Narcyzy zdjął z jego powiek resztki snu. Sam nie wiedział, dlaczego zadał samemu sobie to kuriozalne pytanie. Oczywiście, że to była ona. Nie mógł przecież pomylić elegancko ubranej jasnowłosej arystokratki z nikim innym.
Bez zaproszenia przekroczyła próg drzwi, oceniając krytycznym okiem stan wnętrza. Chłopak wcale nie dziwił się, że na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie. Na podłodze i meblach walały się puste butelki po alkoholu, a kuchenkę i stół, które znajdowały się w części jadalnianej, wyścielały najróżniejsze części garderoby; od bawełnianych skarpetek po ciemne koszule. Chłopak sam nie wiedział dlaczego jego spodnie nalazły swoje lokum akurat na palnikach. Nigdy nie stołował się w domu, więc potraktował piecyk gazowy jako kolejne miejsce, na którym można zrobić bałagan.
W powietrzu unosiła się dusząca woń wyrobów tytoniowych, dlatego matka nie zwlekając, podeszła do okiennic i otworzyła je na oścież, wpuszczając do środka świeże, aczkolwiek zimne poranne powietrze.
- Jak możesz żyć w takiej śmierdzącej dziurze? - pokręciła z niezadowoleniem głową.
- Przyjechałaś robić mi kazania na temat systemu wentylacyjnego w moim mieszkaniu? - zapytał ironicznie, kładąc się wygodnie na kanapie.
- Jak śmiesz kpić mi prosto w twarz? - wybuchła. - Po tym wszystkim co zrobiłeś, nie masz w sobie za grosz pokory!
- A co niby takiego zrobiłem? - westchnął teatralnie wpatrując się w elegancką lamperię na suficie.
- To - Narcyza wyciągnęła z torebki wydanie Proroka Codziennego sprzed dwóch tygodni, na którym widniała jego podobizna, po czym cisnęła z impetem gazetą na mahoniowy stolik.
- Uważaj, matko. Te meble pochodzą z osiemnastego wieku. Z resztą... Sytuacja opisana w tym tekście miała miejsce już jakiś czas temu. Mogłaś przyjechać wcześniej, by prawić mi morały. Teraz mija się to z celem.
- Jak możesz być takim ignorantem? Mieliśmy się nie wychylać, wycofać z magicznego świata, dać opinii publicznej ochłonąć, a ty pakujesz się w takie coś. Czy masz w sobie jeszcze pozostałości szacunku do naszej rodziny? Odnoszę wrażenie, że kieruje tobą premedytacja. Nadużywasz alkoholu, nie kontaktujesz się z nami od miesięcy, wdajesz się w bójki z tym nieokiełznanym synem Weasley'ów. Ojciec jest na ciebie wściekły.
![](https://img.wattpad.com/cover/240754763-288-k877467.jpg)
CZYTASZ
ANTIDOTUM NA BEZSENNOŚĆ || dramione
FanficRok - tyle czasu minęło, od kiedy Hermiona Granger widziała Dracona Malfoya po raz ostatni. Był to dzień, który przepełniała śmierć, walka i ból związany ze stratą bliskich osób. Dzień, o którym najchętniej zapomniałaby, już na zawsze. Gdy znany jej...