To sen.
To musiał być sen.
Bo jak mogła wyjaśnić, że znajdowała się w środku nocy w więziennej celi Ministerstwa Magii?
Siedziała na niewielkim składanym krześle, które było jedynym meblem w tym miejscu, dlatego Ron i Malfoy zajmowali przeciwległe oddalone od siebie kąty pomieszczenia. Obaj mężczyźni wpatrywali się tępo w podłogę, jakby była najbardziej interesującym obiektem na świecie. Hermiona nie miała pojęcia kto był na tyle głupi, by wpaść na pomysł, że po wymianie ognia między mężczyznami, powinni jeszcze spędzić wspólnie noc w małym pomieszczeniu. Malfoy'owi chwiała się głowa, która nie była w stanie powstrzymać nieuniknionego działania grawitacji, natomiast Ron próbował zatamować krwawienie z łuku brwiowego. Mógłby załatwić to szybkimi zaklęciem, ale autorzy przed wtrąceniem ich do celi zabrali im różdżki. Były gryfon miał szczęście, że klątwa jedynie śmignęła przed jego twarzą. Hermiona nie chciała myśleć w jakim byłby teraz stanie, gdyby stał kilka centymetrów bliżej Dracona.
Jak to było możliwe, że pomimo, iż koordynacja ruchowa jasnowłosego była w jego stanie dosyć wątpliwa, wyszedł z tej potyczki o wiele lepiej, niż jej chłopak? Oprócz poszarpanej koszuli nie odniósł żadnych większych obrażeń.
- Kretyni - sapnęła Hermiona, nie ukrywając zdenerwowania. - Kompletni idioci! Banda nabuzowanych od testosteronu czubków! Co wy sobie myśleliście!? Gdyby można było sobie publicznie rzucać na prawo i lewo zaklęciami w obecności mugolów, nie istniałoby coś takiego jak Traktat Poufności!
- Gdyby rudzielec umiał zapanować nad rękami, nie byłoby nas tutaj - wybełkotał Draco spod przymkniętych powiek.
- Och, zamknij się, Malfoy - rzuciła z politowaniem w stronę blondyna.
Ron drgnął, jakby miał zamiar ponownie rzucić się na Ślizgona, jednak powstrzymało go od tego karcące spojrzenie brązowych tęczówek.
- Za cztery godziny muszę być w pracy. Jeśli przez wasze szczeniackie wybryki spóźnię się chociażby pięć minut, rzucę na was najobrzydliwszą klątwę jaką znam.
- O nie, tylko nie transmutuj mnie w Wieprzleja, bo tego nie zniosę - powiedział Ślizgon z udawanym przerażeniem w głosie.
Tego dla Rona było za wiele. Zerwał się na równe nogi, zakasując rękawy, gotowy do walki wręcz. Hermiona również wstała z krzesła i machnęła ręką, odganiając go tym samym w kąt pomieszczenia.
- Nawet o tym nie myśl! - pogroziła mu palcem.
Napiętą atmosferę rozładował szczęk otwieranego zamka. Do pomieszczenia, w towarzystwie starszego aurora wszedł Harry, wraz z Ginny. Widok przyjaciół sprawił, że na jej ciało spłynęło chwilowe ukojenie. Podeszła do Pottera i przytuliła go mocno, czując jak drżą jej dłonie. Nie wiedziała, kto poinformował go o ich zamknięciu, ale była tej osobie na prawdę wdzięczna.
Zielone spojrzenie zza szkła okularów przeniosło się na stojącego w kącie Rona, który na powrót przyciskał podkoszulek do rany na czole. Gdy bystry wzrok Pottera dostrzegł również siedzącego na posadzce Malfoy'a, jego brwi podjechały wysoko do góry.
- Chyba już rozumiem - powiedział wzdychając głęboko.
Weasley prychnął pogardliwie pod nosem.
- Kiedy możemy stąd wyjść? - Hermiona wsadziła nerwowo dłonie do kieszeni. - Rano muszę być w pracy, tak samo jak Ron. Na dodatek ma rozcięcie na twarzy, które trzeba opatrzyć...
- Nie martw się o niego, wyliże się - powiedział Harry nawet nie zerkając w stronę przyjaciela.
- Po takiej akcji chyba nie masz już po co pokazywać się w biurze - wzruszyła ramionami Ginevra.
CZYTASZ
ANTIDOTUM NA BEZSENNOŚĆ || dramione
FanficRok - tyle czasu minęło, od kiedy Hermiona Granger widziała Dracona Malfoya po raz ostatni. Był to dzień, który przepełniała śmierć, walka i ból związany ze stratą bliskich osób. Dzień, o którym najchętniej zapomniałaby, już na zawsze. Gdy znany jej...