3. PAPIEROWY PTAK

810 40 9
                                    

Narcyza, jak każdego popołudnia siedziała w salonie, czytając książkę. W tym wielkim domostwie na prawdę powiewało nudą. Jej rutyna była wciąż tak samo nieinteresująca i nużąca każdego dnia. Wstawała rano, prosiła skrzata o śniadanie, później czytała, czasami spacerowała, lub gdy pogoda była niekorzystna, wychodziła do sklepu. Robiła to jednak tylko w tedy, gdy na ulicach magicznego Londynu były pustki, by nie spotkać na swojej drodze ciekawskich przechodniów. Później jadła obiad, a do kolacji, albo nadal czytała, albo kładła się na popołudniową drzemkę. I tak w kółko. Dzień za dniem mijał, a ona czuła się, jakby była zamknięta w złotej klatce. Nic jej nie brakowało. Jadła wykwintne dania, nosiła modne suknie i piła najdroższe alkohole do kolacji. Cały ten przepych sprawiał jednak, że czuła się jak samotna bezludna wyspa na Pacyfiku.

Chociażby wołała, nikt nie był w stanie jej pomóc.

Właśnie przewróciła książkę, na następną stronę, gdy nieoczekiwanie przez kominek do salonu wpadł papierowy ptak. Kobieta wyprostowała się przestraszona. Rzadko dostawała listy, bądź przesyłki. Nie utrzymywała kontaktu z żadną z dawnych koleżanek, więc nigdy z nikim nie korespondowała. Ten mały skrawek pergaminu bardzo ją zaskoczył. Czuła, że serce podeszło jej do gardła. Obawiała się, że to kolejna pogróżka. Kilka lat temu dostawała takich po kilka dziennie. Obelgi padały pod adresem całej jej rodziny. Były to dla niej miesiące okupione strachem i lękiem społecznym. Nie chciała powrotu tego koszmarnego okresu.

Drżącymi palcami sięgnęła po leżący na dywanie liścik, gdy do salonu wszedł Lucjusz.

Nie wiedziała dlaczego, ale schowała za plecy rękę, w której trzymała przesyłkę. Wewnętrzny głos podpowiadał jej, że nie powinna pokazywać listu swojemu mężowi. Nie ufała mu. Ostatnimi czasy w ogóle nie było go w domu. Stał się porywczy i zestresowany. Traktował ją nie lepiej, niż domowego skrzata. Pomiatał nią, obrażał, okłamywał, wymagał od niej związkowych powinności. Pragnął od niej pełnego posłuszeństwa.

Bała się go.

- Witaj, kochanie - przywitała się, próbując przybrać na twarz maskę obojętności.

- Zamilcz, bo mnie łeb boli - odrzekł szorstko.

Był pijany. Mimo, iż już nie powinien, sięgnął po karafkę z bursztynowym alkoholem i nalał go do szklanki o wiele za dużo, niż nakazywało tego savoir vivre. Narcyza znalazła w tym momencie szansę, by opuścić wspólny pokój. Gdy znalazła się w korytarzu, prawie pobiegła w stronę sypialni. Zamknęła drzwi na klucz i rozluźniła zaciśniętą rękę. Ptak przypominał teraz niezgrabną kulkę. Choć nadawca nie podpisał się, doskonale wiedziała, kim jest. Pismo to rozpoznała by wszędzie, nawet na końcu świata. Znała je tak dobrze.

Liścik składał się wyłącznie z jednego zdania. Pięciu słów i małej kropki. Wystarczyło to jednak, by w jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia.

Tak bardzo za nim tęskniła.

Spotkajmy się w moim mieszkaniu.

*

Hermiona siedziała przy stole w salonie, zagryzając nerwowo usta. Towarzyszyli jej Ron i Harry, którzy skoro świt zapukali do jej drzwi, by podzielić się z nią nieczekającymi zwłoki informacjami. Teraz siedzieli razem w ciszy, dzieląc pomiędzy sobą zatroskane spojrzenia.

Po tym, jak jej niedoszły mąż został zdemaskowany, okazało się, że uciekł. Jego mieszkanie zastano puste, a na biurku nawet nie było śladu dokumentu rezygnacji. Zostawił swoje stanowisko, nie informując nikogo o powodach nieobecności. Nie to jednak było dla wszystkich największym zaskoczeniem. Następnego dnia z dziewięciu innych krajów zbiegło trzynastu pracowników tamtejszych odpowiedników Ministerstwa Magii. Świadczyło to o jednym - już wiedzieli, że zostali zdemaskowani.

ANTIDOTUM NA BEZSENNOŚĆ || dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz