Dopiero otrząsnęłam się z płaczu zorientowałam się że nie mam paru rzeczy. Na przykład śpiworu. Nie wiedziałam oczywiście jakim cudem zgubiłam tą i inne rzeczy. Doszłam do wniosku że w ostateczności musiały mi wypaść z plecaka podczas mojej wędrówki, co było mało prawdopodobne ponieważ strzegłam plecaka jak oka w głowie.
Spakowałam wszystko co mi zostało. I znowu dotarła do mnie okrutna myśl - nie mam pieniędzy. Myślałam że coś jeszcze się znajdzie ale myliłam się. Nie udało mi się znaleźć nawet grosza. A to oznacza tylko jedno - jeżeli skończy mi się jedzenie czeka mnie żebranie. No bo jak w inny sposób zdobyć jakieś jedzenie albo pieniądze?
Spojrzałam na zaułek w którym się znalazłam. Koło kontenera zobaczyłam kałużę wody. Podeszłam do niej na czworakach. Nie była nieskazitelnie czysta ale przynajmniej można była w niej umyć twarz.
Nabrałam wody w dłonie i umyłam twarz jak najdokładniej umiałam. Umyłam jeszcze ręce i zobaczyłam na nich drobne zadrapania, poparzenia od pokrzyw oraz jedno paskudne rozdarcie na lewej ręce. Gdy szłam przez las w nocy usłyszałam wycie wilków przez co ze strachu potknęłam się o wystający korzeń i runełam jak długa. Otarłam się ręką spadając o ostry kamień co nie było najprzyjemniejszą rzeczą. Rozdarcie teraz trochę mnie piekło ale nie zważając na to jeszcze raz chlupnęłam na nie wodą.
Spojrzałam na moją twarz odbijającą się od tafli wody. Również była cała w zadrapaniach a w moich włosach wplecione zostały liście oraz gałązki. Innymi słowy wyglądałam jak straszydło.
Po chwili postanawiam że nadszedł czas posiłku. Znów czołgam się do mojego plecaka. Wyjmuje z niego jedną z kiełbasek i butelkę wody. Po chwili mój żołądek rozpływa się pod zimną kiełbaską która powoli zaczyna łagodzić ból.
* * * * *
Ruszam główną ulicą. Ludzie patrzą się na mnie jakbym była zagubioną Smerfetką.
Postanowiłam że przejdę się po mieście i zobaczę czy jest jakieś miejsce idealne do żebrania. Z tym drugim to akurat żartowałam ale też dlatego spaceruję po mieście bo nie mam nic lepszego do roboty. Spaceruję po targu i patrzę na targi pełne świeżych owoców i warzyw.
Lecz moją uwagę przykuwa policja stojąca na drugim końcu targu. Wypytują i coś jakąś kobietę która nie wygląda na zbyt przyjazną. To chyba jasne że odrazy wycofuje się z targu. Tego właśnie się mogłam spodziewać. Szukają mnie i w dodatku ułatwiłam im to wchodząc na teren miasta.
Idę chodnikiem przez wąską uliczkę. Tak naprawdę nie widzę tutaj nikogo
oprócz starszej pani zawiniętej w koce i położonej na ziemi. Kiedy koło niej przechodzę widzę jakąś tabliczkę z napisem że potrzebuje jedzenia. Instynkt podpowiada mi że trz ba jej pomóc. W sumie to niby dlaczego?Staruszka budzi się i siada. Widzę teraz dokładnie jej twarz. Jest poorana zmarszczkami z małymi zielonymi oczkami. Na jej niemalże całych siwych włosach dostrzegam małe pasemka brązu. Musiała być brunetką.
Ściągam plecak i kucam żeby wyciągnąć z niego kanapkę. Gdy szperam w moim plecaku słyszę jej głos o dziwnym akcencie.
- Kto by teraz zapuszczał się w tą ulicę? - widocznie też przygląda mi się- Czy nie przypadkiem znajdujesz się w takiej samej sytuacji jak ja?
- Można tak powiedzieć - podaję jej kanapkę - Mogę się dosiąść?
- Jasne - poklepuje miejsce koło siebie na którym z ulgą siadam - Zdradzisz mi swoje imię?
- Kira - odpowiadam patrząc jej głęboko w oczy. Kiedy zaczęła jeść jakby trochę bardziej je pozieleniały i rozszerzyły się - A ty?
- Sandra - odpowiada - widać że byłaś w lesie?- pyta.
- Długo tam nie pomieszkałam- widać że ta kobieta jak spojrzy w twoje oczy to widzi co wcześniej robiłaś. Ja też bym tak chciała - Długo tutaj jesteś?
- Na pewno długo ale straciłam rachubę czasu - odpowiada - Nie żebrała bym gdyby nie to że ludzie nie chcą mnie wpuścić do sklepu. Mówią żebym się wynosiła bo odganiam im klientów.
Zaczynam jej współczuć. Pewnie ze mną będzie tak samo jak wejdę do jakiegoś sklepu. Wolę nie próbować. Wystarczą mi spojrzenia ludzi na ulicy kierowane w moją stronę które dogłębniej mają mi uświadomić jak wyglądam.
- Ile masz lat? - z moich przemyśleń wyrywa mnie głos Sandry.
- Piętnaście - odpowiadam znów kierując wzrok na staruszkę - A ty?
- Około siedemdziesięciu pięciu a dzisiaj są chyba moje urodziny - dodaje kończąc kanapkę.
- W takim razie wszystkiego najlepszego - odparłam zaskoczona. Kto byś się spodziewał że poznam ją w dniu jej urodzin?
Sandra widocznie się nad czymś zaczęła zastanawiać a ja nagle zobaczyłam psa który szedł w naszym kierunku. Kiedy podszedł bliżej zobaczyłam że to owczarek niemiecki. Gdy koło nas przechodził spojrzał na Sandrę a po chwili przyniósł wzrok na mnie. Przystanął i zaczął wpatrywać się we mnie tak samo jak w niego. Nie... to nie może być...
Pies znów podążał truchtem w stronę targu. To była moja ostatnia szansa na spełnienie woli brata i po części też mojej. A poza tym warto zaryzykować.
- Zaraz wracam - zawołałam do Sandry którą chyba wyrwałam z przemyśleń bo wyglądało na to że nie dotarło do niej ci chciałam jej przekazać. Bez wahania wstałam i ruszyłam za owczarkiem. Może nadal tam będzie?
Przyspieszyłam do truchtu i po chwili znalazłam się na głównym targu. Rozglądałam się za psem ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Ruszyłam więc szybkim krokiem przez targ. Gdzie on się podział?
Kiedy doszłam do końca targu i nie dostrzegłam go postanowiłam że okrąże targ dookoła. Zrobiłam parę kroków gdy w tej samej chwili ujrzałam mój cel. Dalej truchtał środkiem targu.
Pobiegłam do psa zwalniając przy nim żeby się mnie nie przestraszył. Pies też zatrzymał się jakieś dwa metry idę mnie. No to raz kozie śmierć.
- Argo? - szepnęłam nie móc zdobyć się na coś więcej. Pies delikatnie przechylił łebek.
- Argo? - powtórzyłam głośniej kucając. Pies trochę zdezorientowany zastrzegł uszami. Widocznie mi nie ufał.
Ściągnęłam plecak kładąc go przede mną. Pies zbliżył się o krok. Chyba wyczuł zapach kiełbasek albo karmy. Widać że nic nie jadł od paru dni i był zwyczajnie głodny. Gdy otworzyłam plecak owczarek podszedł do mnie na tyle blisko że mogłam wyciągnąć dłoń i go pogłaskać. Ale zamiast tego wyciągnęłam trochę karmy dla psów i podałam mu ją na otwartej dłoni. Pies pochłonął całą porcję.
Podszedł tak blisko że stał koło mnie domagając się o więcej. Teraz już nie miałam wątpliwości że to był Argo.
Dałam mu jeszcze trochę co odrazy pochłonął. Nagle usłyszałam krzyk. Argo też pewnie musiał go usłyszeć bo obrócił łeb w stronę skąd dochodził. Ja też zrobiłam to samo i o mało co nie krzyknęłam że strachu i zaskoczenia. W moją stronę biegło dwóch policjantów tych samych co wcześniej widziałam.
Momentalnie zasunełam plecak rzucając go na ramiona i zerwałam się do biegu. Pies się tego nie spodziewał bo odskoczył i spojrzał na policjantów jakby od razu wiedział o co chodzi. Zaczęłam biec przez targ do tamtej uliczki na której poznałam Sandrę.
Nie wiedzieć czemu instynkt kierował mnie właśnie tam. Jakby ktoś miał na mnie czekać. I rzeczywiście czekał ale to nie była Sandra tylko dwójka zakapturzonych mężczyzn którzy jak mnie zobaczyli wydali okrzyki zdumienia. To był Will i Alan.
CZYTASZ
Gangsterka
AdventureJest to książka o pewnej nastolatce o której ślad zaginął. Dziewczyna ucieka z domu parę tygodni przed swoimi urodzinami. Zaczyna zadawać się z poszukiwanymi nastolatkami... ( ͡° ͜ʖ ͡°)Nie potrafię wymyślać opisów ( ͡° ͜ʖ ͡°) Książka nie jest idealn...