O piątej rano uznałam że już nie zasnę i że nie ma co liczyć na śniadanie. Wolałam oszczędzać jedzenie bo po dłuższych przemyśleniach dotarłam do wniosku że w lesie,a zwłaszcza tak gigantycznym jak ten, muszą rosnąć jakieś jagody czy truskawki. To by mi wystarczyło.
Gdy wreszcie zebrałam siły i złożyłam obóz ruszyłam przed siebie tak jak to uczyniłam wcześniej. Na nogach miałam pęcherze które w każdej chwili mogły pęknąć oraz oparzenia z powodu pokrzyw od których się tutaj roiło.
Sama już nie wiedziałam dokąd mam iść. Znaczy wiedziałam że moim celem jest znalezienie taty ale musiałam uzupełnić zapasy jedzenia i wody których prawie w ogóle nie miałam. Więc musiałam skądś to wytrząsnąć. Ale problem był w tym że w lesie nigdy nie wiesz czy coś jest jadalne czy nie. A więc chyba nici z mojego śniadania które miało się składać z owoców leśnych.
Czyli że została tylko jedna opcja. Wrócić do miasta.
Oczywiście nie chciałam tego robić bo wiedziałam że być może policja nadal mnie szuka. Jak na domiar złego mama ma mnóstwo przyjaciół oraz kuzynów z różnych miast. Jest więc mała szansa że mnie mogą zauważyć i odwieść do domu jak grzecznego pupila do schroniska. Ale czy jest inna możliwość od tej?
W lesie nie mogę zostać, do chłopaków nie mogę wrócić czyli że nie mam wyjścia.
Szłam od około godziny i nagle poczułam że jeden z moich pęcherzy na stopach pęknął. Momentalnie poczułam uderzający ból więc przystanełam i oparłam się o drzewo. Syknełam z bólu.
Zanim znowu wyruszyłam w drogę nałożyłam po jednej skarpecie na obydwie stopy.
* * * * *
Kiedy doszłam do skraju lasu nogi same się pode mną załamały i zobaczyłam na klęcząco domy i upragnione miasto. Buty miałam zakrwawione od pękniętych pęcherzy, głowa mnie bolała, byłam dwa razy bardziej poparzona niż wcześniej a kiszki grały mi marsza. Było dobrze po północy kiedy dotarłam na skraju lasu.
Do popołudnia rozbolała mnie głowa i klika pęcherzy też postanowiła zrobić swoje. Przed zachodem słońca byłam już opatulona kocami w moim mizernym namiocie. Ale tutaj spotkał mnie zawód. Nie mogłam zasnąć z powodu bólu głównie brzucha ponieważ nie miałam nic w ustach od samego rana. Dlatego postanowiłam iść aż do tego momentu kiedy już słaniałam się z zmęczenia.
Teraz nie mogłam już tak łatwo się poddać. Z okropnym bólem dźwignęłam się na nogi i pomaszerowałam do miasta które było moją ostatnią nadzieją.
Kiedy weszłam na uliczkę panowała tam przerywana cisza rozmaitymi odgłosami. Co jakiś czas na drodze pojawiał się samotny samochód.
Szłam przez jeszcze chwilę i skręciłam w ślepy zaułek. Było tam ciemniej niż na ulicy a na końcu zaułka stał kontener z wysypującymi się śmiećmi. Usiadłam opierając się o ścianę. W końcu osiągnęłam swój cel.
Zanim zdążyłam się opamiętać zasnęłam jak skamieniała.
* * * * *
Obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Gdy odzyskiwał świadomość co tutaj robię, ludzie zaczęli powoli wychylać się ze swoich domków czy bloków. Niektórzy wychodzili już na ulice z zaspanymi twarzami a samochodów było więcej niż wczoraj. Sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam kanapkę na której z jednej strony widać było już pleśń. Zjadłam ją do połowy i wyrzuciłam resztki do kontenera.
Po wypiciu butelki wody postanowiłam zrobić porządki w moim plecaku. Musiałam zobaczyć ci mi jest potrzebne a co nie bo niby po miałabym targać za sobą zgniłe kanapki? A poza tym nie miałam nic lepszego do roboty.
Więc wysypałam całą zawartość jaką zawierał. Rzeczywiście były tam spleśniałe kanapki oraz popsuta zupa które oczywiście od razu wyrzuciłam.
Po dłuższych oględzinach mojego plecaka stwierdziłam że prawie połowa rzeczy nie jest mi potrzebna. W rzeczach które zostawiłam były: trzy pary czystych ubrań i bielizny, sterta brudnych ubrań które zręcznie zawinęłam w mały tobołek. Ale też między innymi: dwie butelki wody, jedna kanapka, trzy kiełbaski, parę kromek chlebu tostowego, latarka, baterie, dwa namioty, polar i sterta kocy.
Teraz postanowiłam sprawdzić boczne kieszenie mojego plecaka. Prawa była pusta ale w drugiej leżało małe zawiniątko. Kiedy je otworzyłam zobaczyłam paczkę przysmaków oraz woreczek karmy dla psów. Od razu poczułam zapach psiej sierści.
Na dnie pakunku leżała jeszcze mała karteczka. Kiedy ją otworzyłam widniał tam napis:
"Masz go znaleźć nawet jeżeli będzie cię to dużo kosztowało"
Luke
Na kartkę spadła łza. Najpierw jedna a za nią poleciały następne. Już zrozumiałam dlaczego Luke z takim zapałem chciał ze mną pójść. To też pewnie chodziło o naszego zaginionego psa Argo.
Argo to owczarek niemiecki którego dostaliśmy z Lukiem dwa lata temu. To był pies którego każdy by chciał mieć. Dostaliśmy my go jak był szczeniakiem. Argo nigdy aż tak bardzo nie psocił jak inne szczeniaki. Oczywiście zawsze był chętny do zabawy ale najbardziej lubił kiedy zabieraliśmy go na łąki albo do lasu. Wtedy zachowywał się jak prawdziwy tropiciel. Polował na króliki czy wiewiórki. Ja i Luke tak bardzo go kochaliśmy że nie wyobrażaliśmy sobie życia bez niego. Kiedy miał rok był pożądnym oraz wytresowany psem.
Jednak nasze szczęście szybko prysło bo kiedy Argo miał pół roku tata powiedział że jest im potrzebny do ich gangu. I wtedy ostatni raz widzieliśmy Arga. Luke niemalże za każdym razem pytał się go kiedy w końcu będziemy mogli się z nim zobaczyć. Jednak tata zawsze go ignorował albo mówił że na pewno "za niedługo". Ale to "za niedługo" jeszcze się nie pojawiło.
Ja zaczynałam już powątpiewać czy w ogóle Argo jeszcze żyje a tymczasem Luke nie tracił nadziei oraz nie przyjmował do świadomości tego żeby Argowi się coś stało. Wtedy ja uznałam siebie za człowieka typu : po trupach do celu. I dalej tak uważam.
Widać że Luke kiedy już nie mógł wytrzymać naszej podróży sam podarował mi jego pakunek który na bank miał przy sobie od samego początku.
Wzruszyło mnie to bo po chwili odłożyłam karteczkę z już trochę nie czytelnym pismem i rozpłakałam się na dobre. Jak ja mogłam dopuścić do tego żeby mój brat sam zagłębił się w moją podróż a co dopiero żeby ją opuścił.
Płakałam przez jakieś pół godziny. Wylewałam moje łzy na cały okrutny świat z którym musiałam się zmagać. Dlaczego wszystko nie może być proste i zrozumiałe? Sama już nie pamiętałam o co ryczałam jak dziecko. W mojej szkole gdyby któryś z chłopaków z mojej klasy by się o tym dowiedział wy zywałby mnie że jestem beksa lala.
Kiedy już się otrząsnęłam z płaczu skwitowałam że nigdy jeszcze aż tak bardzo nie tęskniłam za domem.
-----------------------------------------------------------
Heja!;)
Mam do was tylko dwie sprawy.
Po pierwsze: Chciałabym podziękować wam z całego serca za wyświetlenia pod moją książką. Za niedługo dobijecie ich aż 1000:O. Nie podejrzewałam że przyjmiecie moją książkę z takim entuzjazmem<3.
Druga sprawa: Rozdziały będą się pojawiały najpóźniej co dwa tygodnie. Wiem że trochę to będzie trwało aż skończę książkę ale muszę się jeszcze zastanowić nad niektórymi wątkami (całą historię mam już wymyśloną;).
To tyle co chciałam:)
Życzę wam miłego dzionka;)
CZYTASZ
Gangsterka
PertualanganJest to książka o pewnej nastolatce o której ślad zaginął. Dziewczyna ucieka z domu parę tygodni przed swoimi urodzinami. Zaczyna zadawać się z poszukiwanymi nastolatkami... ( ͡° ͜ʖ ͡°)Nie potrafię wymyślać opisów ( ͡° ͜ʖ ͡°) Książka nie jest idealn...