Wiem, zrobiłam z nich miękkie kluchy, wybaczcie
- Mogę wiedzieć, kto do cholery zamieścił w internecie zdjęcie jak całuję się z Palermo? - zapytał zirytowanym tonem, który wręcz zwiastował śmierć winnej osoby i zmierzył wzrokiem twarze wszystkich siedzących przy stole. Wystarczyło, że wyjechał na tydzień, a oni już musieli wszystko zniszczyć. Jak niby mieli napaść na Bank Hiszpanii, gdy każdy na świecie znał twarze Berlina i Palermo? - I kto do cholery zrobił to zdjęcie?
Przy stole panowała nieprzyjemna cisza spowodowana pojawieniem się Fonollosy. Widział jak Sergio nerwowo poprawia okulary, a reszta siedzi ze spuszczoną głową, jak gdyby coś wiedzieli. Jeśli będą kryli winną osobę, to wszyscy tego pożałują.
- Nie uwierzycie, co znalazłem w sklepie. To jest wspaniałe. - Usłyszał roześmiany głos Martina i nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach na słowa ukochanego. Obecność drugiego mężczyzny zawsze w ciągu krótkiej chwili potrafiła poprawić mu humor. Odwrócił się i pierwszym co zauważył, był idący w ich stronę szatyn w takim samym kombinezonie jak mieli podczas napadu. Jednak zamiast czerwonej barwy rzucił mu się w oczy tęczowy kolor stroju, co na chwilę odwróciło uwagę Andresa od całego zamieszania. Tak ubrany Argentyńczyk wyglądał niezwykle uroczo, chociaż jednocześnie miał ochotę zdjąć z niego ten strój. - Daj im spokój. Ja już sobie wyjaśniłem wszystko z Denverem. Prawda, cariño?
Obaj spojrzeli na przestraszonego chłopaka kiwającego szybko głową. Ciekawiło go, co takiego Berrote powiedział dużo młodszemu od nich brunetowi, ale to jednak nic nie zmieniało. Ten idiota zniszczył im cały plan.
- Co ty sobie do cholery myślałeś, gdy wrzuciłeś nasze zdjęcie do internetu? - warknął, przypominając sobie o powodzenie złości i powoli okrążył stół, by podejść do Denvera. Wolał załatwić tę sprawę osobiście nim zniknie, by spędzić czas z ukochanym po zbyt długiej w mniemaniu Andresa nieobecności. Dłoń Martina jednak powstrzymała go przed zbliżeniem się do chłopaka, ale ani trochę nie zmniejszyło to jego irytacji.
- Skarbie, policja i tak zna moją twarz. Jakoś musiałem przecież wejść do mennicy.
Przymknął oczy słysząc cichy szept tuż przy swoim uchu. Głos Martina potrafił go uspokoić w ciągu krótkiej chwili, chociaż i tak wystarczyłaby do tego sama obecność drugiego mężczyzny. Odwrócił się w stronę swojego partnera, by spojrzeć w zielone tęczówki i delikatnie się uśmiechnął, kładąc dłonie na jego ramionach.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że nie miał prawa tego robić. Cały świat ma twoje zdjęcie. Gdyby nie to, policja opierałaby się jedynie na własnych wspomnieniach i niezbyt wyraźnych nagraniach z kamer. Uwierz, nie zrobiliby nawet dobrego portretu pamięciowego, a ty byłbyś bezpieczny i moglibyśmy w spokoju wykonać nasz plan. Chcę dla ciebie jak najlepiej - wyszeptał wprost do ucha Martina nie przejmując się towarzystwem reszty ekipy, ani rumieńcem pojawiającym się na policzkach ukochanego. Uwielbiał doprowadzać go do tego stanu, że jego twarz była praktycznie cała różowa. - Kocham cię, mój przystojny geniuszu.
- A co za różni… - Nie pozwolili nawet dokończyć Tokio zadać pytania. Martin jak gdyby nigdy nic cicho przeprosił wszystkich, a następnie pociągnął bruneta za rękę w stronę klasztoru, gdzie od razu przyparł go do najbliższej ściany.
- Jak się czujesz?
Pełne troski pytanie odbiło się echem od kamiennych ścian pustego korytarza, tak samo jak czyjeś kroki gdzieś w oddali chociaż żaden z nich się tym nie przejmował. Nie obchodziło ich to, czy zobaczy ich ktoś z ekipy albo mnichów. Większość osób w tym miejscu zdążyło się już przyzwyczaić do nakrywania ich w trakcie pocałunków, czy szeptania sobie czułych słów. Ci co mieli tę "przyjemność" nakryć ich na seksie woleli raczej unikać obu mężczyzn. Jednak klasztor był dla nich niczym dom. Jedyne miejsce, w którym naprawdę mogli czuć się swobodnie i nie przejmować się opinią innych. Budynek, w którym rozpoczęła się ich przyjaźń, by potem ustąpić miejsca miłości, ale niestety również cierpieniu, gdy Andres ożenił się po raz piąty i pozwolił Martinowi odejść. Teraz mieli wrażenie jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło, a o przykrych wydarzeniach przypominała im jedynie obecność innych członków ekipy, którzy musieli we Włoszech spędzić jeszcze trochę czasu, nim Sergio upewni się, że w ich kryjówkach jest bezpiecznie.

CZYTASZ
Ile jeszcze dostaniemy szans? |Berlermo|
Hayran KurguGdy z pozoru idealny plan zawiódł, Profesor dzwoni do jedynej osoby, która może uratować sytuację.