Nienawidzę moich przyjaciół, a zwłaszcza gdy możliwe iż mają rację, ale nie byłbym sobą gdybym nie przyznał im tego prosto w twarz.
Jako formę mojego potwierdzenia słuszności wszystkich założeń oraz teorii należy potraktować te walające się wokół mnie butelki soju oraz pustą paczkę papierosów, a palenie podobno rzuciłem jeszcze w drugiej klasie szkoły średniej, którą ku zaskoczoniu wszystkich - zdałem.
Nie odbiegajmy może jednak aż tak bardzo w przeszłość, wróćmy do moich pijackich przygód, których mógłby pozazdrościć mi największy osiedlowy menel z którym teraz powinienem bić się o koronę króla alkoholików.
Wszystko zaczęło się po już znanej wam wypowiedzi mojego kochanego kolegi, gdy postanowiłem po raz kolejny wykazać się rozwagą, a także odpowiedzialnością i zwyzywać go od pedałów, wyjść z trzaskiem drzwi za sobą niczym Taeyong, który dowiaduje się o kolejnych członkach NCT do pilnowania oraz zwyczajnie skierować się do najbliższego sklepu, którego produkty wystawione na sprzedaż pasują niemal do każdej sytuacji.
Pierwsza butelka jest jak pierwszy pocałunek - pójdzie szybko, najpewniej będziesz pamiętał ją najbardziej i możliwe, że później będziesz żałował, że w ogóle zacząłeś.
Idealnym miejscem na alkoholizowanie się wydał mi się dach mojego bloku, gdzie udałem się niezwłocznie, a, że raczej żaden debil prócz mnie nigdy tam nie wchodzi, nie miałem większych oporów by rozpocząć moją mini imprezę.
Trunek wysokoprocentowy kończył się szybko w przeciwieństwie do burzy myśli w mojej głowie, której końca jak nie było tak nie ma.
Łyk za łykiem przeplatał się między pustymi słowami, bełkotem pijanego człowieka, który w dość dziwny sposób został powiedzmy, że pokrzywdzony.
Nie mam pojęcia co chciałem osiągnąć, może mój spierdolony mózg, którego resztki odzywają się jednak niezwykle rzadko, stwierdził, że to jakoś cokolwiek zmieni i cofnie czas. Oczywiście, nic takiego nie miało miejsca, ale ja wolałem się oszukiwać, iż każda kolejna dawka alkoholu coś da.
Wygłupiłem się, o tym wiemy już wszyscy, ale idzie jeszcze bardziej, a to udowadniają wszystkie wiadomości, które wysłałem po pijaku do Hongjoonga. Uwierzcie mi, normalnie nie trafiam w literki i trafiam w klawiaturę byle jak, a po pijaku.. Cóż, dosłownie wymyślam swój własny język, może wypadałoby to kiedyś opatentować i wypuścić na giełdę.
W wiadomościach miało chodzić chyba o przeprosiny i jakiś podwieczorek z królową Coachelli (nie pytajcie, sam nie wiem skąd znam królową Coachelli), tak mi się bynajmniej wydaję. No, nieważne.
Dla zainteresowanych, dowiedziałem się, że królowa Coachelli trzyma Michaela Jacksona w piwnicy w swojej szopie - nie dziękujcie, rozwiązałem wszystkie teorię.
Nie mam pojęcia, co chciałem zrobić poprzez wysłanie mu tych wszystkich praktycznie nieczytelnych Sms-ów. Może jedynie jeszcze bardziej wszystko zagmatwać i skomplikować oraz zesłać na siebie jego gniew, bo mimo wszystko moje wiadomości obudziły go o około trzeciej w nocy, a przecież starszy ma pracę. Ewidentnie mam skłonności masochistyczne.
—— Mingi, cwelu —— chyba nigdy nie cieszyłem się i nie bałem się jednocześnie, słysząc te dwa proste słowa. Wierzcie mi, ta wypowiedź mogła zwiastować śmierć, ale jednocześnie także wybawienie, wymarzony ratunek.
Gdybym mógł utrzymać się samodzielnie na nogach dłużej niż dwie sekundy, najpewniej rzuciłbym mu się na szyję i zaczął całować, sprzedając natychmiast duszę diabłu, ale no nie miałem takiej możliwości.
-—— Joonggie! —— wybełkotałem uradowany na jego widok, usiłując podnieść się. Oczywiście nie wyszło mi to i już po chwili spowrotem leżałem na zimnym betonie, jęcząc jakieś niezrozumiałe słowa, które najpewniej nawet nie musiały wychodzić z moich ust.
Widziałem złość w jego oczach, a w jego głosie drżała nuta przyjacielskiej troski. Nie lubił jak piłem, zazwyczaj kategorycznie mi tego zabraniał i pilnował, abym tego nie robił, a gdy nie udało mu się upilnować mnie w jakiś sposób, czuł większy żal do siebie niż wściekłość na mnie. Zawsze powtarzał, że jest w jakiś sposób odpowiedzialny za mnie, skoro się przyjaźnimy, to moje problemy są też jego problemami.
Może właśnie dlatego, zrobiło mi się momentalnie głupio, a większość alkoholu jakby wyparowała ze mnie.
—— Dasz radę wstać? —— spytał, już nieco łagodniej, zmieniając diametralnie wyraz twarzy. Ja jedynie pokiwałem głową na "tak" I z drobną pomocą podniosłem się na równe nogi.
Tutaj urywa mi się film, tutaj kończy się akcja i wraca dopiero rano.
•🪐•🪐•🪐•
Jakby ktoś był ciekawy:
Ja jeszcze żyje!
Ledwo i kiepsko, ale żyje i potrzebowałam dziś drobnej odskoczni od rzeczywistości, więc naskrobałam to, poniekąd w ramach rekompensaty za moją nieobecność.Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i wybaczycie mi to.
Nie zapowiada się póki co na jakąkolwiek stabilizację, także nie jestem w stanie określić kiedy rozdziały zaczną pojawiać się częściej oraz bardziej systematycznie, przepraszam~
Jeśli jednak ktoś ma ochotę popisać o czymkolwiek, czy jakieś rp, czy cokolwiek to zapraszam do pisania wiadomości prywatnych albo tutaj w komentarzu - to odezwę się sama^^ szukam jakiegoś towarzystwa, żeby tak się nie zadręczać wszystkimJak w szkole?
I co u was?
Mam nadzieję, że wszystko dobrze